[T][Z] Tysiąc pięknych rzeczy

+ sequel

Teksty poświęcone parze Harry/Draco.

Postprzez ewa1959 » 10 lis 2012, o 13:18

Dziękuje za kolejny rozdział. Czekałam na tą rozprawę mając nadzieje, że zasługi Draco i świadkowie przeważą na jego korzyść. Ale niestety , wyrok mnie zaskoczył i zbulwersował, bo rzucili mu ochłapy ,oraz pozbawili dziedzictwa do którego jest przywiązany. :zly: Bardzo dużo działo się w tym rozdziale i to mi się podobało.Doczekałam się też wreszcie intymności pomiędzy Harrym i Draco, chociaż przeraziła mnie scena, utraty kontroli Harrego. Miałam obawy, że może skrzywdzić Draco, ale okazały się nie potrzebne. Opowiadanie jest naprawdę niesamowicie interesujące i bardzo mi się podoba, więc sama przyjemność z czytania. Jestem ciekawa, czy Draco zaakceptuje wyrok, czy może będzie się odwoływał. Interesuje mnie też, czy znajdą sposób na pozbycie się klątwy rzuconej na Harrego przez Lucjusza, bo nie chce, żeby Draco wiecznie milczał. Dziękuje za świetne tłumaczenie i betą za nieocenioną prace. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Pozdrawiam i życzę weny.
ewa1959 Offline


 
Posty: 42
Dołączył(a): 30 sie 2011, o 14:06

Postprzez MargotX » 10 lis 2012, o 21:55

Bardzo intensywny rozdział, spektakularny wręcz. Mnóstwo się dzieje, cała kaskada zdarzeń i nastrojów, od niebezpiecznych zagrywek Harry'ego pod klątwą, po niesamowity seks, i ten po ślizgońsku, i ten po gryfońsku. Od euforii wręcz, czułości i namiętności, po wściekłość, rozpacz i kompletną przegraną wobec wyroku.

Jest gama emocji Harry'ego, jako psychopaty i w reakcji na to co zaszło podczas działania klątwy, są też odczucia i pragnienia Dracona, i wszystko to miesza się ze sobą i przeplata w niesamowity sposób.
God, jak bardzo podoba mi się całe odtworzenie nocnej sceny, tym razem w pełni świadomie z obydwu stron i pod dyktando Draco, który chce uwolnić Harry'ego od poczucia winy, udowodnić, że nie ucierpiał i że poprzednia rozgrywka, choć dość niebezpieczna, jednak podobała mu się i odbyła się za jego przyzwoleniem. W ogóle cała ta scena w mieszkaniu Harry'ego, choć z dreszczykiem, to jednak jest fantastyczna.

No, a potem ta koszmarna rozprawa, koszmarny Wizengamot i eliksir, traumatyczne przeżycie właściwie dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób brali udział w zeznaniach. No i na koniec nie odmówię sobie, po prostu nie mogę. Porywające zeznanie Harry'ego:
— Nie sądzę, żeby ktokolwiek jeszcze w to wierzył. Nigdy bym nie pomyślał, że ministerstwo może upaść tak nisko. Żeby mnie szpiegować, musieliście umieścić podsłuch w mojej sypialni. Więc proszę mi powiedzieć, dostaliście to, czego chcieliście?
Dean rozpoznał fanatyczny błysk w oku Harry’ego. Podobny pojawiał się zwykle tuż przed tym, nim rozpętało się piekło.
— Chłopiec, Który Przeżył sypia z Draco Malfoyem. I będzie robił to dalej, jeśli tylko Draco nie wkurzy się na niego, że w tak dramatyczny sposób ujawnił jego orientację przed Wizengamotem.

Brawa dla tego pana!!! :brawo: Tyle, że końcówka zrujnowała sporo pozytywów, bo Draco został potraktowany jak współwinny przestępstw Lucjusza, pozbawiony wszystkiego, co, jak określił to mądrze Dean, spajało jego życie. Przegrany, zrozpaczony, niesprawiedliwie potraktowany, czy całe żarliwe natchnienie Harry'ego wystarczy, żeby go z tego otrząsnąć? Nie muszę mówić, że czekam na ciąg dalszy i boję się go jak cholera.

Pozdrawiam Team i dziękuję.
Gdy oczy zamknę, widzę ciebie wcześniej,
Bo w dzień na wszystko patrzę bez czułości;
Gdy śpię, me oczy widzą ciebie we śnie
I w ciemnym blasku są blaskiem ciemności.
MargotX Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 2065
Dołączył(a): 17 gru 2010, o 19:13

Postprzez Evolution » 11 lis 2012, o 20:12

Ten rozdział zawierał w sobie całą gamę różnych emocji : rozpoczynając od uniesienia, podniecenia, czułości, a na rozpaczy i skrajnym zagubieniu kończąc. Nieziemsko podobała mi się sceny kiedy Draco starał się udowodnić Harremu, że wydarzenia poprzedniej nocy odbyły się również z jego inicjatywy i chęci. Rozczulający jest również fakt, jak wolno Harry rozumował w tamtym momencie, jak przepełniało go poczucie winy i obrzydzenie do samego siebie - w końcu jest to ten nasz do bólu kanoniczny Potter, którego uwielbiamy. ;3

Wynik rozprawy wydaje się być jawnie niesprawiedliwy i niemoralny względem Draco. Tak jakby Ministerstwo szukało kozła ofiarnego, chcąc go obarczyć winami Lucjusza, a kto nie nadaje się do tego lepiej niż Jego własny syn.? Odebranie mu Dworu, który ( jak wiemy z poprzednich rozdziałów ) tak wiele dla niego znaczy, jest wręcz haniebne, barbarzyńskie. Jestem niezmiernie ciekawa reakcji Draco. Czy zamknie się na wszystkich łącznie z/poza Harrym, czy wręcz przeciwnie - stanie do aktywnego boju, nie godząc się z decyzją Wizengamotu i zgłaszając apelację.? Druga opcja wydaje się być mało prawdopodobna, skoro Draco złożył przysięge milczenia, której raczej nie chce złamać, jednakże sądzę, że jest on w stanie obie z tym poradzić. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kolejny rozdział. Życzę weny. ;3
.
Evolution Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Dołączył(a): 16 lut 2012, o 17:00
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Evey » 28 lis 2012, o 19:27

Nie wiem, czy podoba mi się to tak bardzo, dlatego że się stęskniłam za drarry czy po prostu temu opowiadaniu nie można się oprzeć. Już chwilę zabierałam się za "Tysiąc pięknych rzeczy" i jestem pod wrażeniem...
Tłumaczenia. Skończyłam tekst w oryginale i muszę przyznać, że odpowiada mi to, jak sprawnie i jednolicie kilka różnych osób tłumaczy jeden tekst. W dodatku na prawdę dobrze brzmi po polsku, brakuje mi tylko Dragonboy, ale na to się nie da zbyt wiele poradzić.
Fabuły. Świetny wybór tekstu, zasłużenie znalazł się w biblioteczce drarry. Podoba mi się przeprowadzenie akcji już od czasów Hogwarckich do życia po wojnie. Bardzo moją uwagę zwrócił fakt, że sama bitwa i wojna stricte zostały przedstawione jako tło dla bohaterów. Właśnie.
Bohaterzy. Draco jest cudowny. I Harry też niczego sobie. Snape też. Relacje z Deanem są ciekawe i dość oryginalne, bo odbiegają od tematu naszej pary : )
Jestem bardzo szczęśliwa, że dzięki TD mogłam się wreszcie zabrać za ten tekst, czekam niecierpliwie na kolejne części :D

A co do ostatniego rozdziału: szkoda, że część z takimi scenami skończyła się tak źle dla Malfoya :< A był taki kochany, gdy postanowił dać Harry'emu również gryfoński seks ;)
Nasza miłość na pewno wciąż trwała, ale po prostu była bezużyteczna, [...] bezwładna w nas, jałowa jak zbrodnia lub potępienie. Była tylko cierpliwością bez przyszłości i upartym czekaniem.
A. Camus, Dżuma
Evey Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 327
Dołączył(a): 2 lip 2011, o 11:39
Lokalizacja: Kraków

Postprzez oloska » 6 gru 2012, o 16:40

Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Przede wszystkim tym, że zabrałam się za niedokończony tekst, czego naprawdę, naprawdę nie lubię, gdyż zazwyczaj aktualizacje następują w bardzo dużych odstępach czasowym, a przez takie wybicie z rytmu tekst dużo traci przy odbiorze. Ale z racji, że coś mnie przyciągnęło do tego tekstu postanowiłam przeczytać kawałek i ocenić, czy nadaje się on do czytania, czy też nie. Okazało się, że nadaje się i to bardzo ;)

Jestem ogromną fanką drarry, w których jest choć odrobina kanonu, o ile w ogóle można tak powiedzieć, oraz takich w których wątek ten jest naprawdę dobrze umotywowany. Nie przekonuje mnie nagłe olśnienie któregoś z bohaterów, jestem też mocno sceptycznie nastawiona do rzuconych na nich nagle uroków, które nakazują im wskoczyć w swoje ramiona… I właśnie dlatego ten tekst mnie zainteresował, wciągnął i cóż, przepadłam ;)
Wydaje mi się, po tych kilku rozdziałach, że jest to kawał naprawdę świetnego opowiadania, którego absolutnym atutem jest obecność innych bohaterów wymienionych w kanonie, którzy tworzą nie tylko tło dla naszych dwóch bohaterów, ale ich historia jest równie ciekawa, świetnie przemyślana i co tu dużo mówić, po prostu kawał dobrej roboty.

W sumie przekonała mnie chęć zmiany stron przez Draco. Opis zachowania Lucjusza, nagłe olśnienie Draco, który właściwie nigdy nie widział korzyści płynących z służenia Czarnemu Panu, decyzja o zmianie stron i zostaniu szpiegiem. Co prawda kanoniczny Draco nigdy nie podjąłby się zadania zostania szpiegiem, ale dużo bardziej podoba mi się przedstawianie go jako prawdziwego faceta, a nie po prostu tchórza. Co dalej? Lekcje ze Snapem, ich ćwiczenia wytrzymałości po zażyciu Veritaserum, ta przyjaźń, która się z tego wywiązała. I dość poruszająca scena odejścia Draco z Hogwartu, zakończona całkiem niebanalnie pocałunkiem z Harrym. Skłonna jestem w to uwierzyć. W końcu to dość traumatyczny i ostateczny moment. Bardzo spodobał mi się również Dean. Jego przemyślenia po aresztowaniu, ten akt tchórzostwa, którego ja wcale za taki nie uważam, świetnie wymyślona i przeprowadzona ucieczka chłopców z celi. W ogóle cała postać Deana jest naprawdę na poziomie, nie da się go nie lubić, aż czuje się tą jego pasję, widzi dzieła, które tworzy. Zaskoczyła mnie jego współpraca z Draco po wojnie, podobnie zresztą jak fakt, że Draco w tej wojnie uczestniczył, pod przebraniem. Również uważam to za majstersztyk.
I cóż, nie wiem jakie jeszcze wydarzenia po kolei komentować, podejrzewam, że kilka z nich niestety pominę, ale w sumie jeszcze trochę komentarzy przede mną. Oczywiście spodziewałam się, że Draco złoży przysięgę milczenia, i mam ogromną nadzieję, że uda mu się jej dochować. Klątwa rzucona na Harrego robi niezłe wrażenie, aż dziw, że jego przyjaciele nadal chcą mu pomagać. A, oczywiście, rozprawa. To było do przewidzenia, że Draco straci dwór, chociażby czytając pierwszy akapit, o ile pamięć mnie nie myli. Bardzo fajnie przedstawione zostało też pierwsze zbliżenie Harrego i Draco. Tak nienachlanie, dość prawdopodobnie. Oczy mnie nie bolały, że tak powiem ;) Naprawdę jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja ;)

O, nie mogłabym nie wspomnieć o ogromnej dawce humorystycznej zawartej w niektórych momentach. Rzadko mi się zdarza szczere wybuchanie śmiechem podczas czytania, ale moment rewizyty Draco u Deana i jego rozterki dotyczące świeżości mleka, podania ciasteczek naprawdę mnie rozbawiły. Podobnie jak moment rozprawy i wejście Harrego z Orderem Merlina na piersi, a zaraz potem Severusa. Nie dało się nie roześmiać ;)

Kochane tłumaczki i bety, a właściwie, co by ładniej to zabrzmiało – cały Zespole. Mocno trzymam za Was kciuki, bardzo, bardzo Wam kibicuję, czego mam nadzieję wyrazem będzie ten komentarz. Jestem pod ogromnym wrażeniem Waszej współpracy, i w ogóle chęci do tego, że tworzycie takie akcje tłumaczeniowe, aby dzięki temu zwykły czytelnik nie mający pojęcia o angielskim mógł przeczytać dobry tekst. Oczywiście liczę na to, że nowe rozdziały będą się pojawiać w miarę możliwości planowo i że to opowiadanie dalej będzie na takim poziomie jak teraz. Do zobaczenia w następnym komentarzu ;)
oloska Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 7
Dołączył(a): 15 maja 2012, o 11:19
Lokalizacja: Będzin

Postprzez TEAM DRARRY » 7 gru 2012, o 00:19

W końcu nadszedł rozdział 8! Z kłopotami i sporym opóźnieniem, ale jest. Dziękujemy za komentarze i zapraszamy do czytania :D
Podziękowania za betę należą się Kaczalce, Aev i Ter :*
Tłumaczka: Miris


ROZDZIAŁ 8

Trudno określić, trudno rozpoznać znak, kiedy wchodzi się w moją skórę, ostrzegawczy znak.
("In a Lifetime", Clannad/Bono)*

Snape nie mógł pogodzić się z myślą, że najpewniej aportował się do dworu Malfoyów po raz ostatni w swoim życiu. Prawdopodobieństwo, że następny właściciel — jakiś wpływowy, bajecznie bogaty czarodziej, który mógłby sobie pozwolić na wykupienie posiadłości z rąk ministerstwa, oczywiście za sporą sumę pieniędzy — zechce mieć coś wspólnego z kimś o takiej reputacji jak on, było znikome. Rozbawiła go niespodziewana myśl, że mugol mógłby kupić dwór — czyż to nie byłaby sprawiedliwość dziejowa dla rodu Malfoyów?
Od czasu śmierci Narcyzy był jedynym gościem, który miał pozwolenie na aportowanie się bezpośrednio na teren posiadłości, a nawet do wnętrza dworu. Zmarszczył brwi, rozważając możliwość, że Draco mógł rozszerzyć ten przywilej na swojego nowego i nieoczekiwanego kochanka.
Tym razem Draco nie wyglądał ani trochę lepiej niż trzy dni temu na procesie, kiedy Severus widział go po raz ostatni.
— Nie zamierzam trudzić się pytaniem, czy w ogóle coś jadłeś, bo jestem pewien, że nie. — To było najcieplejsze powitanie, jakie mógł z siebie wykrzesać. — Ośmielę się też zgadnąć, że nie spałeś.
Snape wezwał skrzata domowego, jako że Draco nie wykazywał żadnej chęci do zrobienia tego samodzielnie. Stworzenie aportowało się i ukłoniło, niemal zamiatając nosem podłogę.
— Pan Snape, sir — wybełkotał. — Sully ma nadzieję, że pan jest tutaj, żeby pomóc panu Malfoyowi, sir. — Po tej wypowiedzi natychmiast z przerażenia zasłoniła sobie usta ręką, co Severus skwitował prychnięciem.
— Jadł obiad? — Skrzatka gorączkowo pokręciła głową. — Śniadanie? — Ten sam gest. — Zatem przynieś nam coś do jedzenia. I herbatę.
Sully natychmiast zniknęła.
— Zagłodzenie się na śmierć nie jest dobrym rozwiązaniem, Draco. W następnych tygodniach będziesz potrzebował sił, żeby nadzorować przygotowania do wyprowadzki z dworu.
Draco wpatrywał się w niego beznamiętnie.
— Redmund i jego współpracownicy zajmą się większością spraw, ale musisz zdecydować, co chcesz zabrać do nowego domu w Londynie, a co zmagazynować. Na szczęście mają uprawnienia do tego, aby podpisać za ciebie wszystkie potrzebne dokumenty. — Popatrzył na Draco zwężonymi oczami. — Czy wspomniałem kiedyś, jak niezmiernie kłopotliwe stało się twoje milczenie?
Wydawało mu się, że Draco wzdrygnął się w odpowiedzi i ukrył pełen samozadowolenia uśmieszek. Draco skierował swoje zainteresowanie na filiżankę herbaty, którą właśnie przyniosła Sully. Pieczołowicie dodawał do niej cukru i śmietanki, bezskutecznie próbując przybrać obojętną minę. Skrzatka krzątała się wokół niego z tak opiekuńczym i gorliwym zainteresowaniem, że wyglądało to wręcz komicznie.
— Nie wiem, co Draco pocznie bez ciebie, kiedy stąd odejdzie, Sully — rzekł.
Jej reakcja była natychmiastowa i zaskakująca. Wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej — Severus obawiał się, że mało brakowało, a całkiem wypadłyby z oczodołów.
— Co też pan Snape mówi? Sully nie zostawi pana Malfoya.
— Nie, dzisiaj nie — odparł, wzruszając ramionami. — Miałem na myśli dzień, w którym będzie zmuszony opuścić dwór.
— Sully pójdzie za panem Malfoyem wszędzie — oznajmiła stanowczo, tak jakby jakiekolwiek inne słowa w tej sytuacji oznaczały zdradę.
Nawet Draco wydawał się być poruszony tym oświadczeniem.
— O czym ty mówisz? Czy nie jesteś związana z dworem Malfoyów? Sądziłem, że musisz służyć właścicielowi tego domu.
— A więc pan Snape się myli — odpowiedziała, po chwili jednak zatrwożyła się tą bezceremonialną krytyką. Przez sekundę wyglądała, jakby rozważała ukaranie samej siebie za ten czyn, ale najwyraźniej doszła do wniosku, że to wykroczenie nie wymaga aż takiego poświęcenia. — Sully nie służy dworowi.
Snape zdenerwował się, kiedy stało się jasne, że skrzatka nie zamierza rozwinąć swojej wypowiedzi.
— Co masz na myśli?
Spojrzała na niego, jakby był pierwszoroczniakiem, który pyta o drogę do Wielkiej Sali.
— Mistrz Snape myśli, że Sully jest związana z domem? Dwór jest zbudowany z cegieł i kamienia. Sully nie służy cegłom i kamieniom. Skrzaty domowe służą czarodziejom, panie Snape.
Wyglądała na bardzo zadowoloną, że to ona oświeciła go w tej sprawie. Okazało się, że Draco też nie miał o tym pojęcia.
— Sully służy rodzinie Malfoyów. Panu Draco Malfoyowi. Pan jest jedynym Malfoyem, więc Sully pójdzie tam gdzie pan. Sully jest zaskoczona, że pan Malfoy nie powiedział panu o tym wcześniej. — Wygłosiwszy tę wypełnioną ukłonami przemowę, zniknęła.
Severus popatrzył na Draco z powagą.
— Być może dlatego, że pan Malfoy sam o tym nie wiedział. A być może dlatego, że ostatnio odrzucił wszelakie formy komunikacji.
Draco wyraźnie unikał jego wzroku.
— Specjalnie nie naciskałem na ciebie w tej sprawie, Draco, ponieważ wierzyłem, że jakiekolwiek powody kryją się za twoim milczeniem, są one rozsądne. Ale gdy usłyszałem, że prowadzasz się z nikim innym, jak sławnym Chłopcem, Który Przeżył, zacząłem mieć wątpliwości.
Poczekał, aż Draco na niego spojrzy, ale ku jego rosnącej irytacji nic takiego nie nastąpiło. Draco wydawał się nie przejmować ciszą, jaka między nimi zapadła i całą uwagę poświęcił obracaniu w dłoniach filiżanki szybko stygnącej herbaty.
— Na litość Merlina, jeśli już zamierzasz się czymś bawić, nałóż sobie jedzenie na talerz i je zjedz.
Draco umyślnie długo zwlekał z wzięciem kanapki, żeby nie wyglądało na to, że posłuchał jego rozkazu.
— Przypuszczam, że teraz wypadałoby zapytać cię, "co u diabła sobie myślałeś". Nie żebym w najbliższej przyszłości spodziewał się, że mi odpowiesz. Zresztą, nawet gdybyś mógł, podejrzewam, że zrobiłbyś to bardzo niejasno. Chyba lepiej więc, że nic nie mówisz.
Był zdeterminowany do sprowokowania jakiejś reakcji u Draco i z satysfakcją zauważył, że jego ostatnie słowa osiągnęły ten cel.
— Czy trochę nie za późno na młodzieńczy bunt, Draco? Jeśli chciałeś też zyskać nieco rozgłosu, to dobrałeś sobie partnera wręcz perfekcyjnie.
Draco z całych sił próbował ukryć wrzący w nim gniew, ale zdradzały go zaciśnięte pięści i wąska linia, jaką utworzyły jego usta.
— „Prorok Codzienny” od czasu procesu pisze wyłącznie o twoim romansie. Wręcz nie mogę się doczekać, co opublikuje „Czarownica”. Ale doprawdy, Draco. Harry Potter? Gdzie się podział twój rozsądek? Na całej planecie nie ma teraz ani jednej osoby, która życzyłaby ci powodzenia w tym związku.
Snape zorientował się, że powiedział już dosyć. Zdusił w sobie chęć dodania tego, co rodzice Draco myśleliby na temat tak jawnej niedyskrecji. I tak przekroczył już granicę okrucieństwa.
— Abstrahując od tej sprawy, sądzę, że Lucjusz nie zwrócił mi kilku książek, które pożyczył w ciągu kilku ostatnich lat. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym ich poszukać w jego bibliotece.
Wyraźnie wdzięczny za porzucenie tematu Pottera, Draco zaprowadził go na miejsce. Otworzył drzwi, ale sam odmówił wejścia do środka.
— Dziękuję. Nie powinno zająć mi to zbyt wiele czasu.
Kiedy ponownie znalazł się w holu z odzyskanymi książkami, Draco już tam nie było. Tak jak poprzednio, znalazł go w odległym końcu salonu, przyglądającego się uważnie niewielkiej biblioteczce z mugolskimi powieściami. Zawartość jego talerza pozostała nietknięta.
Od zawsze uważał, że zbiór klasyków mugolskiej literatury był w domu Malfoyów czymś osobliwym. Stanowił część większej kolekcji, należącej do ojca Narcyzy. Po jego śmierci Lucjusz nalegał, by jego żona przyjęła swoją część tylko dlatego, że prawnie jej się należała. Szczerze wątpił, czy Narcyza albo Lucjusz zdawali sobie sprawę, które z tych książek nigdy nie zostały przeczytane. Lucjusz uznawał wyłącznie czarodziejską literaturę.
Jednakże nie czułby się zaskoczony, gdyby okazało się, że Draco zapoznał się ze znaczną częścią tej kolekcji.
Z ciekawością zerknął na tomy leżące przy filiżance do herbaty, których z pewnością nie było tam, gdy wychodził. Rzucił spojrzenie Draco, ale ten starannie unikał jego wzroku.
Pochylił się i odwrócił pozycje okładkami do siebie, żeby odczytać tytuły.
„Samotnia” autorstwa Charlesa Dickensa. Aż nazbyt oczywista analogia do walki, jaką Draco stoczył o swój spadek.
„Emma” Jane Austen. Historia kobiety, która próbowała — bez powodzenia — organizować życie swoich przyjaciół.
„Romeo i Julia” Williama Szekspira. Prychnął z rozbawieniem, ale nie skomentował żadnej z powieści, które Draco wybrał na swoją odpowiedź — jedyną, jaką mógł mu dać.
— Będę w kontakcie z Redmundem, w razie gdybym mógł jakoś ci pomóc w najbliższych tygodniach — oznajmił. — A jeśli w tej chwili nie usiądziesz i nie skończysz posiłku, rozkażę Sully cię związać i nakarmić siłą.
Draco uśmiechnął się lekko, ze swoją zwyczajową gracją przysunął z krzesłem bliżej stolika, po czym chwycił kanapkę i bez pośpiechu ugryzł kęs.
— Bardzo dobrze. Dziękuję. Będę spał spokojniej, wiedząc, że przynajmniej o siebie dbasz. — Zawahał się, próbując wymyślić słowa, którymi mógłby się pożegnać, nie brzmiąc przy tym zbyt patetycznie. Ale nie potrafił zignorować bólu, który był widoczny w oczach Draco. — Bardzo mi przykro, że w ciągu swojego krótkiego życia musiałeś brać udział w tylu procesach. Wiem jednak, że masz w sobie siłę, żeby przetrwać następstwa jeszcze tego jednego.
Draco rzucił mu spojrzenie pełne wdzięczności, a potem odwrócił wzrok, zakłopotany.
Snape poczuł niespodziewany przypływ troski i pomyślał, że najwyższy czas aportować się z powrotem do Hogwartu, zanim emocje całkowicie przejmą nad nim kontrolę.

*

Słowa ranią głębiej niż noże...
(„Devil inside”, INXS)**

Dean wyperswadował Hermionie natychmiastową rozmowę z Harrym i doradził jej, żeby z wierceniem mu w brzuchu zaczekała do sobotniego spotkania przy meczu.
Wyłowił ostatniego chipsa z otwartej paczki i z westchnieniem oparł się o kanapę.
— Widywałem West Ham w lepszej formie.
Ron prychnął.
— Widywałem pierwszoroczniaków w lepszej formie. Sześć do zera. O rany. Młoty zostały zmiażdżone.
— Vaughan i Lonmire mają kontuzje, a Czarne Koty w tym miesiącu dawały czadu...
— Taaa. Już to mówiłeś, Dean — zaśmiał się Seamus.
Harry ze zdegustowaniem wyłączył telewizor.
— No i przepuścili swoją szansę na Puchar, ech.
Dean musiał przyznać mu rację.
— Okej, to była dziwna gra.
Ron kiwnął głową.
— Na zakończenie dziwnego tygodnia — zaczął, po czym nagle urwał.
Deana wcale to nie zdziwiło. Od czasu zaskakującego wyznania Harry'ego na temat jego... relacji z Draco Malfoyem, rozmowy między nimi stały się niezręczne. Nikt jakoś nie wyrywał się, żeby zacząć ten drażliwy temat, zwłaszcza że Ron przebąkiwał wcześniej, że jakiekolwiek wyjaśnienia zaliczałyby się do grona Rzeczy, Których Nie Chce Wiedzieć.
Natomiast Seamus zawsze lubił poplotkować.
— Nieźle mnie zaskoczyłeś na procesie*** — zaczął, po czym urwał, pozwalając, żeby niezręczna cisza narastała przez chwilę. — Wiesz, kiedy Wizengamot ogłosił, że zabierają Malfoyowi dwór i resztę jego uroczego majątku. Jak on sobie z tym radzi, Dean?
Seamus miał przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby zaadresować to pytanie do niego, a nie do Harry'ego. Ale i tak...
— Skąd mam wiedzieć? Przecież mi nie powie.
Przyjaciel rzucił mu oburzone spojrzenie.
— Wiesz co mam na myśli, ty bezmózgi idioto.
— A jak myślisz? — odpowiedział Dean nieco łagodniej. — Widziałeś, jak wyglądał, kiedy ogłosili wyrok. Leży i liże rany. Nie spotkaliśmy się od tamtej pory. Dzwonili do mnie ze studio i pytali o niego. Może ty dostałeś jakąś wiadomość, Harry?
Harry spojrzał na nich spokojnie.
— Od czasu procesu nic. Chciałem odwiedzić go w posiadłości, ale zastałem tam Snape'a, który nie przywitał mnie specjalnie entuzjastycznie, więc odpuściłem. Od tamtej pory Draco ma zablokowany kominek.
Seamus wyglądał na zaskoczonego.
— Jak myślisz, nadal jest we dworze? A może przybył już do Londynu?
— Dali mu czas do końca przyszłego miesiąca, żeby się wyprowadził — odparł Harry, wzruszając ramionami. — Wysłałem mu sowę do londyńskiego mieszkania, ale nie odesłał nieotwartego listu, więc podejrzewam, że go przeczytał.
— Cóż, przynajmniej zostawili mu mieszkanie i trochę pieniędzy, więc nie jest zupełnie spłukany.
Dean początkowo był bardzo zaskoczony tą uwagą, ale po chwili przypomniał sobie, że Ron ma tendencje do komentowania spraw przez pryzmat pieniędzy.
— Dla Draco to nie była nawet walka o kasę. Zresztą ma majątek po matce. Zawsze powtarzał, że dwór stanowi centrum jego życia. Po tym, jak wojna odebrała mu wszystko, co ważne, uważał, że to była jedyna rzecz, jaka mu pozostała. A teraz ją stracił.
W tym momencie do pokoju wpadła przez kominek Hermiona, wnosząc ze sobą trochę popiołu i powodując ogólne zamieszanie. Dean wstał i przywitał ją ciepło, po czym ostrzegł:
— Cokolwiek zamierzasz zrobić, nie pytaj, jak poszło West Ham.
Hermiona rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
— Dzięki za radę, Dean. Chociaż muszę przyznać, że wcale nie miałam takiego zamiaru.
Seamus parsknął śmiechem.
— Właśnie dlatego mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Ale mówią też, że przeciwieństwa się przyciągają.
— A ty jesteś tego najlepszym przykładem — odezwał się Ron. — Bo twoja narzeczona jest słodka, uprzejma i ludzie lubią jej towarzystwo.
Seamus dał mu przyjacielskiego kuksańca w bok, sprawiając, że Ron zsunął się z oparcia kanapy.
— Przymknij się.
Harry zaśmiał się i stanął między nimi.
— Zachowujcie się — skarcił ich. — Przemoc niczego nie rozwiązuje.
— Słuszna rada, Harry — poparł go Seamus lekkim tonem. — Skoro nawet ty i Malfoy przestaliście na siebie nacierać... Chociaż może i nie...
Po tym stwierdzeniu zapadła niezręczna cisza. Nawet Seamus wydawał się być zmieszany.
Hermiona odsunęła przekąski na bok i usiadła naprzeciwko Rona.
— Jak się ma mała?
To skutecznie odwróciło uwagę od poprzedniej rozmowy.
— Świetnie — odpowiedział rozpromieniony. — Rośnie jak na drożdżach. Nie mam pojęcia, po co kupowaliśmy kołyskę, skoro i tak ciągle nosimy ją na rękach.
— A czego się spodziewałeś? W twojej rodzinie dziewczynki to rzadkość. Założę się, że Molly tylko czeka na okazję, żeby zacząć ją rozpieszczać, odkąd Ginny jest już na to za mała.
— O taaak. To okropne. A tata wcale nie jest lepszy. Ale wiesz, kto okazał się najgorszy? Fred i George. Nie ma mowy, żeby wyrosła przy nich na normalną dziewczynę. — Lecz jego uśmiech zdradzał, że nie mówi poważnie.
Dean z łatwością mógł sobie wyobrazić ich w roli rozpieszczających wujków. Ron paplał o swojej nowo narodzonej córce — nazywała się bodajże Florissant, ale nawet po chrzcie wszyscy mówili o niej Posie, co było o wiele sympatyczniejszym imieniem. Starał się wyglądać na zainteresowanego rozmową, ale od kiedy Ron został ojcem i zostawił daleko za sobą szkolne czasy i większość kolegów, nadal kawalerów, czuł pogłębiającą się między nimi przepaść. Pozwolił sobie odpłynąć na chwilę i porozmyślać o tym, że mógłby mieć własne dzieci. Spodobał mu się ten pomysł.
Rozmowa o Posie najwyraźniej przypomniała Ronowi o rodzicielskich obowiązkach.
— Powinienem już iść — oznajmił. — Robi się późno.
Hermiona odchrząknęła i powiedziała:
— Tak właściwie wpadłam, żeby przekazać wam, co udało nam się ustalić w kwestii twojej klątwy, Harry. — Spojrzała po kolei na każdego z obecnych. — Jeśli chcecie, możecie zostać i posłuchać.
— Ron ponownie usiadł. Seamus wyglądał na rozdartego między pragnieniem natychmiastowej ucieczki po swoim niefortunnym komentarzu a potrzebą zaspokojenia nienasyconej ciekawości. Dean zachichotał, widząc przyjaciela miotanego tymi ambiwalentnymi uczuciami, ale Seamus ostatecznie zdecydował się zostać.
Hermiona poczekała, aż wszyscy skupią się na niej, zanim zaczęła mówić. Dean z ukrytym rozbawieniem obserwował, jak przyjmuje belferską postawę, tak dobrze im znaną z wieczorów w pokoju wspólnym Gryfonów.
— Po pierwsze, złe wieści są takie, że nie udało nam się jeszcze dokładnie zidentyfikować klątwy — zaczęła. — Dean zobaczył, że Harry osuwa się na krześle. — Ale sądzę, że wszyscy możemy się zgodzić co do tego, że to jakiś rodzaj zaklęcia Pondera.
— Zaklęcie Wymiany? — powtórzył Ron. — „Prorok” jest tego samego zdania.
— Czy to nie jest po prostu błędne koło? — wtrącił się Harry. — Ministerstwo uważa, że to zaklęcie Pondera, dlatego że przeczytali o tym w „Proroku”, czy wiedzą coś więcej?
Hermiona wyglądała na urażoną i Dean podejrzewał, że nie opierali się tylko na dowodach.
— Cóż, nie jesteśmy pewni, ale wiele na to wskazuje — przyznała.
— Czyli co? — spytał Harry, patrząc na nią wymownie.
Hermiona westchnęła.
— Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale zrób to dla mnie. Ty też, Dean.
Od razu domyślił się, że chodzi o Draco i wyglądało na to, że Harry też już zrozumiał. Zmarszczył usta w grymasie pełnym napięcia, ale nic nie powiedział. Przynajmniej na razie.
Hermiona postanowiła kontynuować, biorąc milczenie Harry'ego za zgodę.
— Jesteśmy pewni jednej rzeczy: Malfoy złożył przysięgę milczenia niedługo po tym, gdy klątwa została uaktywniona. Być może nawet wcześniej.
— Zdecydowanie później — wtrącił Dean. — Przyszedł ze mną, kiedy poprosiłaś o pomoc, pamiętasz? Wtedy jeszcze mówił.
— Tak, teraz sobie przypominam — powiedziała Hermiona, kiwając głową. — W porządku, daty nie do końca się pokrywają, ale są zbliżone. Zbyt zbliżone, żeby ministerstwo nie zwróciło na to uwagi.
Wyraz twarzy Harry'ego nie złagodniał.
— Co jeszcze wiecie?
— Cóż, nie jest tajemnicą, że w Hogwarcie ze sobą rywalizowaliście... Nie kłóć się ze mną, Harry — dodała szybko, widząc, że ten otwiera usta, prawdopodobnie po to, żeby zaprotestować. — Nie mówię, że się ze wszystkim zgadzam. Dzielę się tylko z wami tym, co rozpatruje ministerstwo.
Harry spojrzał na nią z ukosa.
— Czy to przypadkiem nie to samo ministerstwo, które przez lata zamieniało moje życie w piekło? Gdzie pracowali Knot i Umbridge? To samo, które posłało Syriusza do Azkabanu bez procesu?
Ron przez chwilę wiercił się na krześle, po czym dorzucił:
— Ale to może wyjaśniać, dlaczego Malfoy w ogóle rzucił na ciebie tę klątwę. Przecież wszyscy wiemy, że cię wtedy nienawidził.
Jego ostrożna próba wykazania się współczuciem okazała się całkowitą porażką, bo Harry go zignorował.
— Co jeszcze? — warknął.
Hermiona przez chwilę wyglądała na skrępowaną, ale to wrażenie szybko zniknęło pod maską profesjonalizmu.
— Najnowszą wiadomością jest to, co powiedziałeś w tym tygodniu Wizengamotowi na procesie. Ministerstwo uważa za znaczący fakt, że ty i Malfoy uprawialiście seks po tym, kiedy klątwa się uaktywniła.
Nawet Seamus się nie odezwał. Zapadła krępująca cisza i Dean poczuł nagłą chęć wsparcia Hermiony.
— Dlaczego uważają, że to ma jakieś znaczenie? — zapytał.
Hermiona z wdzięcznością przerzuciła swoje zainteresowanie na niego.
— Jak zapewne wiesz, czarna magia często wykorzystuje elementy magii seksualnej. Dlatego niektórzy z badaczy widzą korelację między milczeniem Malfoya i jego, uhm, erotycznym zainteresowaniem Harrym. Uważają, że to ma ze sobą definitywny związek.
Seamus otworzył i ponownie zamknął usta. Twarz Rona przybrała kolor dojrzałego pomidora. Dean zaczął być niezdrowo wręcz zaciekawiony, a jednocześnie dogłębnie zakłopotany tym, że Hermiona opowiadała o życiu seksualnym dwóch jego przyjaciół, jak gdyby ich związek nie był czymś, no cóż, nieźle popieprzonym. Większość ludzi zareagowałaby inaczej na wieść, że dwóch facetów, których swego czasu powszechnie — i całkiem słusznie — posądzano o wzajemną nienawiść, teraz ze sobą sypia.
— Będą ci zadawać pytania na ten temat w poniedziałek, Harry — oznajmiła Hermiona.
Harry nie był już w stanie dłużej zachować zimnej krwi.
Chrzanię to. Nikt nie powinien się do tego wtrącać. Nie będę opowiadał ministerstwu o moich partnerach seksualnych.
— Harry, posłuchaj — zaczęła Hermiona, brzmiąc kropka w kropkę jak profesor McGonagall w swoim najbardziej surowym wydaniu.
— Nie, ty posłuchaj. To nie tak. Draco nie próbował mnie uwieść, tylko ja jego. Ja to zacząłem.
Dean wiedział, że jeśli Hermiona była w odpowiednim nastroju, mogła sprzeczać się, że czarne jest białe. Wyglądało na to, że odpowiedni nastrój właśnie nadszedł.
— A może pozwolił ci uwierzyć, że propozycja wyszła od ciebie. Nie, nie chcę znać szczegółów — powiedziała, na wszelki wypadek unosząc rękę, nie dając mu dojść do głosu. — Ale jeśli naprawdę on stoi za rzuceniem klątwy, bardzo ostrożnie manipulowałby tobą tak, żebyś myślał, że ty zrobiłeś pierwszy krok. Podstępy nie są mu przecież obce.
— To było wieki temu! — wybuchnął Harry. — Cholera, Hermiono, czy wszyscy już zapomnieli, że przez ostatnie pięć lat stał po naszej stronie? Wydaje mi się, że wspomnieli nawet o tym na procesie, chyba że nikt nie słuchał.
— Harry ma rację — odezwał się Dean. — Na Draco zwala się winę za całe zło, które dzieje się w tym mieście, poczynając od resztek śmierciożerczego terroryzmu po kiepską pogodę tej zimy. Tylko dlatego, że on i Harry, uhm...
— Taa, to, że my uhm, wcale nie oznacza, że chce mnie skrzywdzić. Chyba że za moją zgodą.
— Stary, za dużo informacji — skrzywił się Seamus.
Harry tak się rozkręcił, że nawet nie zwrócił na niego uwagi.
— Ministerstwo grzebie w tym od tygodni. A ja nadal nie wierzę, że Draco jest winny. Po prostu nie.
Hermiona spojrzała na niego ze spokojem, po czym zapytała:
— Jesteś pewien? Postawiłbyś na to własne życie? Bo niektórzy ludzie twierdzą, że taka będzie cena.
Harry zamilkł. Popatrzył na każdego po kolei, po czym opadł z powrotem na krzesło z przesadnym westchnięciem.
— Posłuchaj, mnie też nie podoba się kierunek, jaki obrało ministerstwo — powiedziała. — Nie wiem, czy mu wierzę, czy nie. I masz rację, Malfoy wiele zrobił dla Zakonu. Ale ostatnio jego zachowanie było tak dziwne, że po prostu się zastanawiam, co się dzieje. Ty nie? Czy nie lepiej zachować ostrożność do czasu, kiedy dowiemy się czegoś więcej o tej klątwie?
Harry popatrzył na nią zwężonymi oczami.
— Co masz na myśli, mówiąc ostrożność? Chociaż chyba się domyślam.
— Najlepiej by było, gdybyś na razie trzymał się od Malfoya z daleka — odrzekła, wzruszając ramionami.
— A dokładnie, najlepiej dla kogo? — odwarknął.
— Dla ciebie, oczywiście — odparła zniecierpliwionym głosem, w którym pobrzmiewał gniew. — I dla Malfoya również. Spójrzmy prawdzie w oczy, odpowiedzialny za klątwę czy nie, ludzie będą go obwiniać. Za każdym razem, gdy pojawisz się w jego towarzystwie, staną się wobec niego jeszcze bardziej podejrzliwi.
— Uważam, że Draco przyzwyczaił się już do ciągłych podejrzeń. Jest Malfoyem, niesława to część jego życia.
— Święta racja — dodał Ron.
Dean oczekiwał od niego jakiegoś większego wsparcia, ale ku jego rozczarowaniu Ron na tym poprzestał. Czy to oznaczało, że nadal żywił do Malfoya urazę ze szkolnych czasów, mimo tego co Draco zrobił dla Zakonu? Czy nie chciał tylko jeszcze bardziej gmatwać swojej relacji z Hermioną?
— Harry, posłuchaj. Nie chcę się z tobą kłócić. Proszę cię tylko jako przyjaciółka. Dla swojego własnego bezpieczeństwa przerwij spotkania z Malfoyem, dopóki nie dowiemy się więcej.
— Na jak długo? — spytał Harry i szybko dodał: — Pytam na wypadek, gdybym teoretycznie posłuchał twojej rady.
Hermiona ponownie wyglądała na skrępowaną.
— No wiesz, przecież nie ustalę ci harmonogramu.
— Oczywiście, że nie.
— Mogę cię o coś spytać? — Teraz z jej twarzy znikło skrępowanie, a pojawiła się na niej otwarta ciekawość. — Jesteś zakochany w Malfoyu?
Harry milczał przez chwilę, po czym odpowiedział:
— To nie twoja sprawa, ale nie. Nie jestem.
— A myślisz, że on jest zakochany w tobie? — spytał Seamus.
— Nie wiem, Seamus. Nic nie mówił na ten temat — odrzekł, obrzucając go kpiącym spojrzeniem.
Seamus wyglądał na skruszonego. Spojrzał nerwowo na swój zegarek. To samo zrobił Dean. Zapadał zmierzch. To on i Hermiona mieli zostać z Harrym tego wieczora. Podejrzewał, że pozostali chcieli wyjść jak najszybciej.
Harry poniewczasie zorientował się, że jest już późno.
— Słuchajcie, nie rozwiążemy tej sprawy dzisiaj. Wiem, że chcesz mi pomóc, i naprawdę doceniam, że przynosisz wieści z ministerstwa. Ale nie mogę powiedzieć, że w nie wierzę. Zwłaszcza w tym tygodniu.
Seamusowi i Ronowi w końcu udało się wymknąć, a Hermiona zajęła się przygotowywaniem kolacji w kuchni. Dean został z Harrym sam na sam.
— Co o tym wszystkim sądzisz?
Dean potrząsnął ponuro głową.
— Musisz pamiętać, że on uratował mi życie. I życie Seamusa. Wiele poświęcił, żeby tego dokonać. Mam już dosyć zdrady w swoim życiu i nie mogę odwrócić się do niego plecami. Ale ty musisz robić to, co będzie najlepsze dla ciebie.
Trudno było nie współczuć Harry'emu. Wydawało się, że za każdym razem, kiedy udawało mu się znaleźć coś, co go uszczęśliwiało — chociaż Bóg jeden wie, jakim cudem byli szczęśliwi z Draco, biorąc pod uwagę ich burzliwą przeszłość — okoliczności nigdy mu nie sprzyjały. Z jednej strony chciał mu doradzić, żeby zapomniał o ostrzeżeniu Hermiony i korzystał z życia. Harry sobie na to zasłużył.
Ale patrząc na niego widział, że podejrzenia ministerstwa niczym trucizna już wsączyły się w jego umysł. Nie miało znaczenia, czy Draco był winny, czy nie — w myślach Harry'ego zostało zasiane ziarno zwątpienia, gdzie z pewnością będzie rosło i zapuszczało korzenie. Dean poczuł się, jakby utknął w pompatycznej szekspirowskiej tragedii, gdzie przeznaczeniem Draco był powszechny brak zaufania, a Harry nigdy już miał nikomu nie zaufać. I był jeszcze on, piąte koło u wozu, niezdolny do zrobienia ani jednej cholernej rzeczy, żeby im pomóc.

*

Widzisz, mój przyjacielu, nie będziesz miał czasu na zmianę swojego przeznaczenia,
wszyscy widzą, że wybór, który podjąłeś, jest błędny, całkowicie błędny.

("It's All Over Now", Tania Maria)****

Już po fakcie Draco zbeształ sam siebie, bo powinien był wiedzieć.
Powinien był wiedzieć, że czarodziejski świat nigdy nie wybaczy mu jego rodziców, jego historii i jego nazwiska.
Powinien był wiedzieć, że nigdy nie przynależał naprawdę do grupy świętoszkowatych Gryfonów, którzy nie wpuszczają obcych do swojego kręgu.
I zdecydowanie powinien był wiedzieć, żeby nie ufać Harry'emu cholernemu Potterowi.
Pierwszą oznakę, że coś jest nie tak, dostrzegł tego wieczoru, kiedy zapukał do drzwi Harry'ego, a on nie otworzył ich na oścież tak jak zawsze i nie zaprosił jowialnie do środka. Zamiast tego przecisnął się tylko przez szparę i powitał go z serdecznością, która wydała mu się złowieszcza.
Przynajmniej to zdołał odkryć.
— Draco. Ja, uhm, nie spodziewałem się ciebie. Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Może lepiej jednak wejdź. — Sposób, w jaki to powiedział, przypominał zaproszenie na pogrzeb.
Harry nie był w stanie patrzeć na niego dłużej niż kilka sekund. Serce Draco zamarło. Cokolwiek się stało, było to coś złego.
— Tak naprawdę, chodzi o nas. Dokąd, uhm, zmierzamy. — Harry nie mógł nawet wypowiedzieć słowa relacja.
Tak, zdecydowanie złego.
Harry wyglądał na tak zdenerwowanego, jakby lada chwila miał rozpaść się na kawałki.
— Jak sam dobrze wiesz, ostatnio mam trudny okres... nie no, oczywiście, że to wiesz... i tak sobie pomyślałem, że w związku z tym stresem spowodowanym... klątwą, uhm. Że może powinniśmy przestać się spotykać do czasu, aż ministerstwo znajdzie sposób, żeby ją złamać.
Draco nagle doznał oświecenia, tak jakby ktoś zapalił Lumos w jego umyśle. Już wiedział, gdzie leżał problem Harry'ego. Była to tak groteskowa myśl, że wręcz nie mógł w nią uwierzyć — Harry chciał z nim zerwać.
Jasna cholera.
A ponieważ był Harrym Potterem, dzielnym Gryfonem, który zawsze stawiał czoła kłopotom, próbował wyjaśnić mu to w swój najlepszy, niezgrabny sposób, kompletnie nie potrafiąc ubrać tego w słowa.
— Rzecz w tym, że twoje milczenie stało się tematem plotek. Sam wiesz, co mówią, że ty jesteś odpowiedzialny za klątwę. Może gdybyśmy przestali się spotykać...
Draco czekał aż Harry doda, że sam nie wierzy w te pogłoski, ale kiedy nic takiego się nie stało, uświadomił sobie, że Harry znalazł powód, żeby z nim zerwać.
W którymś momencie zeszłego tygodnia Harry zaczął jednak w nie wierzyć.
Ktokolwiek wymyślił frazes, że czyny znaczą więcej niż słowa, na pewno nie mówił tego z doświadczenia. Przez ostatnie dni Draco próbował pokazać swoimi czynami to wszystko, czego nie mógł mu powiedzieć. Starał się tchnąć w niego zaufanie, wygrawerować wiarę na jego skórze, wtłoczyć przekonanie w jego intymne zakątki, które Harry przed nim otworzył. Ale Harry nie widział jego ukrytych wiadomości.
Jego umysł zaatakowało tysiąc myśli, kiedy zorientował się, że Harry go nie słuchał, i chciał wykrzyczeć je wszystkie temu zadufanemu w sobie kretynowi, mamroczącemu żałosne wymówki. Ale nie zamierzał upaść tak nisko. Będzie patrzył na niego z góry, kiedy Harry się przed nim płaszczy.
Problem w tym, że w ogóle nie chciał tu stać, chciał wyjść. Natychmiast. Rzucił Harry’emu jeszcze jedno niedowierzające spojrzenie — naprawdę powinien być mądrzejszy — i zrobił krok do tyłu.
— Poczekaj! Muszę ci wyjaśnić...
Co za cholerna szkoda.
Ułamek sekundy przed tym, jak się deportował, poczuł, że Potter zacisnął rękę na jego ramieniu. Wylądowali na ulicy przed Dziurawym Kotłem, chociaż pomyślał o innym miejscu. Mieli szczęście, że się nie rozszczepili.
Teleportacja łączna na jakąkolwiek dłuższą odległość w najlepszym przypadku powodowała utratę sił, a teraz zostawiła go oszołomionego i bez tchu. Gotował się z wściekłości na Pottera, który nawet teraz nie rozumiał, że Draco nie chciał słuchać bzdur o tym, jak to Potter robił mu przysługę, wbijając nóż w plecy. Pieprzone bzdury.
Był tak przepełniony gniewem, że nie zauważył nawet padającego deszczu, który tutaj okazał się trudny do zignorowania. W pobliżu mieszkania Harry'ego ledwie mżyło, tutaj lało jak z cebra i w ciągu tego krótkiego czasu, kiedy stali na ulicy, Draco zdążył przemoknąć do suchej nitki. Plusem złej pogody było to, że ludzie pochowali się w domach, więc uniknęli publiczności — byli zupełnie sami.
Draco złapał drugą rękę Harry'ego i mocno popchnął go do tyłu. Potter potknął się, ale nie puścił go, więc Draco zrobił to jeszcze raz. Po kilku kolejnych, bardziej brutalnych próbach wyszarpnięcia się, uwolnił jedną rękę i odsunął się.
I nagle poczuł, jakby znów był na trzecim roku, bijąc się z powodu znicza, obraźliwej uwagi albo chybionego zaklęcia. A teraz, po tylu latach, znów znaleźli się w tej samej pozycji — tak jakby nic się nie zmieniło, jakby wciąż byli chłopcami walczącymi o sprawy, które nie miały znaczenia. Ale w jakiś sposób stały się ważne. I były ważne również wtedy, i to bolało jak diabli.
Próbował się wyrwać, ale bezskutecznie — Potter trzymał go w żelaznym uścisku. Zdawał sobie sprawę, jak żałośnie idiotycznie musieli wyglądać — przypominali pewnie dwa topiące się szczury — lecz nie był w stanie się uwolnić.
Potter w końcu rozluźnił uścisk na śliskim, mokrym ciele i Draco zdołał się wyrwać, potykając i niemal przewracając. W porę złapał równowagę i upewnił się, że jest poza zasięgiem rąk Pottera, zanim podjął kolejną próbę deportacji. Ale Potter wcale nie zamierzał go zatrzymywać — zamarł w bezruchu. W pewnym momencie musiał chyba zdjąć okulary zalane deszczem, bo Draco patrzył prosto w jego oczy, szeroko otwarte i pełne zaskoczenia po niespodziewanej aportacji. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał, był Potter błagający o przebaczenie:
— Przepraszam, Draco. Chcę...
Ale Draco nie zamierzał zostać tam na tyle długo, żeby wysłuchać tego, czego Potter chciał. Teraz liczyło się dla niego tylko to, że Potter nie chciał jego.

*

Nadzieja cię ocali; podążam ścieżką zniewolenia.
("I will find you", Clannad)*****

Trzy dni później Draco wciąż próbował odzyskać utracony spokój. Jego wściekłość na Pottera rozprzestrzeniła się na wszystkie inne aspekty życia. Kumulacja nastąpiła tego wieczora, w niewątpliwie dramatycznym wybuchu emocji.
Płomienie wokół Draco w zdewastowanym gabinecie Lucjusza dogasły, stłumione przez Sully. Nie pragnął niczego więcej niż spalenia dworu do fundamentów, zniszczenia swojej przeszłości w spektakularnej pożodze, ale póki co osiągnął tylko tyle, że czuł smak popiołu na języku.
Sully obserwowała go ze zdenerwowaniem.
Wiedział, że zniszczenie gabinetu ojca nie wymaże jego bolesnej przeszłości. Pochopny bunt ostudził gniew, ale gdy płomienie dogasły, poczuł, że wściekłość powraca. Niczego nie rozwiązał tym szaleńczym zachowaniem. Zdał sobie sprawę, że resztę życia będzie musiał spędzić na próbie odzyskania tego, co stracił.
Może jego decyzja o niespaleniu całego dworu była małym krokiem w stronę akceptacji przeznaczenia.
Portrety rodu Malfoyów wykrzykiwały, że jest zdrajcą, ale ten epitet bardziej pasował do jego ojca. To Lucjusz spowodował, że nazwisko Malfoy okryło się hańbą. Zaryzykował całe swoje życie w zamian za czcze obietnice szaleńca, za obietnice objęcia władzy, i przegrał. I nie tylko on musiał ponosić koszty swojego gigantycznego egoizmu, ale również Draco i Narcyza. A także wszyscy ci, którzy zginęli na wojnie, jak na przykład Gregory czy Dumbledore, oraz ci, którzy ją przeżyli, a potem musieli pozbierać się do kupy — Dean, Seamus, a nawet Potter. Myślenie o Potterze było jednak zbyt bolesne, więc natychmiast przestał to robić.
— Panie Draco — powiedziała Sully, wyrywając go z zamyślenia. — Sully nie wie, czego pan potrzebuje.
Oczywiście, że nie wiedziała. Draco nie przećwiczył z nią czegoś tak szalonego, zanim złożył przysięgę. Zaśmiał się krótko, co zabrzmiało, jakby się krztusił.
— Sully rozumie, jak bardzo pan jest smutny, bo pan musi opuścić dwór. Pan Snape tego nie rozumie. Pan Harry Potter też. Ale Sully rozumie. Sully wie.
Przez dłuższą chwilę obserwowała go tylko z zatroskaniem.
— Może pan Draco potrzebuje czegoś wysłuchać. Czegoś, co skrzaty domowe wiedzą od bardzo dawna.
Draco rzucił jej zaciekawione spojrzenie.
— Pan nigdy nie zastanawiał się, dlaczego skrzaty służą czarodziejom? — Pokręciła przed nim głową, wyglądając przy tym jak matka besztająca krnąbrne dziecko. — Sully nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiła. Żaden skrzat domowy nigdy tego nie zdradził, ponieważ ludzie nie pytają.
Nagle Draco coś sobie uświadomił — on też nigdy nie zapytał. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał. Taki był porządek rzeczy, to było oczywiste jak słońce wschodzące każdego dnia. Nigdy nie doceniał Sully i nie zwracał na nią uwagi, nie licząc wydawania rozkazów. Skrzaty domowe od zawsze stanowiły integralną część jego życia, której nigdy nie kwestionował. Tak jak dworu. Albo swojego ojca. A przynajmniej do tej pory tak było.
Jej głos zniżył się prawie do szeptu, jakby zamierzała mu wyjawić jakiś światowej wagi sekret.
— Skrzaty domowe wiedzą, że każdy czarodziej, czarownica, centaur, olbrzym, każda myśląca istota czemuś służy. Gobliny służą pieniądzom. Wampiry cieniom. A skrzaty służą ludziom. Czasami jest ciężko, ale dawno temu nauczyły się, że to trzyma ich serca z dala od ciemności. Skrzaty wypełniają swoje serca troską i ciemność zostawia je w spokoju.
Niezwykłe.
Był zdumiony poziomem swojej ignorancji. Myślał, że zna Sully na wylot, ale okazało się, że jego wiedza była niekompletna, wybiórcza. Składały się na to rzeczy, które opowiadali mu rodzice lub inni czarodzieje. Wiedział bardzo niewiele na temat tych niezwykłych istot, z którymi dzielił życie. Głupiutkie, infantylne, nadające się tylko do dobrowolnego niewolnictwa u czarodziejów, zwykł mawiać. Były niewolnikami wielkich czarodziejskich rodów i tak powinno pozostać.
Ale to, co usłyszał, nie mogło pochodzić od stworzenia, które było głupiutkie czy infantylne. Na swój dziwaczny sposób opisało mu coś ogromnie ważnego.
Sully przykucnęła, absolutnie spokojna, trzymając na kolanach księgę z hiszpańskimi zaklęciami.
— To właśnie Sully miała na myśli, mówiąc panu Draco i panu Snape'owi, że nie służy dworowi. Sully służy panu Draco. Pan potrzebuje Sully, a Sully potrzebuje pana.
Zmarszczyła brwi, ale wciąż na niego patrzyła, a on zorientował się, że nie może oderwać od niej wzroku.
— Jednak ludzie potrafią służyć wszystkiemu i niczemu. Skrzaty nigdy nie zrozumiały, dlaczego. Wszystko może ludzi znudzić, a ciemność ma wtedy okazję do zawładnięcia kolejnym sercem. Ojciec pana Draco też tego doświadczył. Jego serce było nasycone wielką ciemnością, ponieważ on służył dworowi i swojemu nazwisku. Służył rzeczom. Pan Lucjusz był przekonany, że te rzeczy do niego należą. Ale się mylił. To on należał do nich.
Sam nie mógłby opisać tragedii swojego ojca lepiej, chociaż wiele razy próbował.
— Sully jest przerażona. Sully nie chce patrzeć, jak pan Draco przywiązuje się do rzeczy i jak ogarnia go ciemność. Pan jest smutny, bo musi opuścić dwór swojego ojca, ale Sully się cieszy. Jutro pan Draco przestanie służyć dworowi i znajdzie coś lepszego, czemu będzie mógł się poświęcić.
I na tym właśnie polegała jego własna tragedia, czyż nie? Desperacko szukał czegoś, czemu mógłby służyć, ale się rozczarował i niemal poddał. Czy to możliwe, że Sully miała rację? Wydawała się przekonana o tym, że Draco znajdzie sens i cel życia, gdy się w końcu wyprowadzi. Może nadszedł czas, aby przestał służyć cegłom i kamieniom, i znalazł coś innego, bardziej wartościowego.
Widok książki w rękach Sully przypomniał mu o klątwie Pottera i próbie, żeby ją przerwać. Po raz pierwszy zrozumiał, dlaczego się nie poddał nawet wtedy, gdy podejrzenia Pottera złamały mu serce. Od zawsze wiedział, że nie jest święty, prawy, bezinteresowny czy miły. Tiara Przydziału od razu to dostrzegła. Ministerstwo nigdy nie uhonorowałoby jego bohaterskich czynów, nie zapraszało na bale, a "Prorok" nigdy nie zaśpiewa na jego cześć pochwalnego hymnu. Nie uważał się za kogoś dobrego, ale wiedział, co jest właściwe. A próbowanie odwrócenia zła, które uczynił jego ojciec, było właściwe. Sully orzekłaby, że próbuje odegnać ciemność od swojego serca — w jedyny sposób, jaki znał.
Następnego dnia będzie zmuszony zmierzyć się z opuszczeniem domu, bez którego kiedyś nie mógł żyć, pogardą ministerstwa, brakiem zaufania społeczeństwa i zdradą swojego kochanka. Będzie musiał dowiedzieć się co dla niego, jako jedynego pozostałego przy życiu Malfoya, jest ważne, skoro stracił ostatni symbol dziedzictwa, na którym zawsze polegał.
Ale miał przy sobie oddaną Sully, jej mądre słowa i nieskomplikowany optymizm. Może to na razie wystarczy, żeby się nie poddać.
Wstał, a skrzatka również się podniosła, wciąż wpatrując się w niego wielkimi, ciemnymi oczami. Wyciągnął do niej dłoń, a ona zamarła, po czym Draco chwycił jej palce. Opuścili zrujnowany gabinet, trzymając się za ręce.

*

Dean kończył właśnie swój pierwszy w życiu rysunek Seamusa — nieco wstawionego Seamusa, ale jednak — kiedy usłyszał, jak ktoś wpada przez kominek do salonu. Najpierw pomyślał, że to Harry. Od kiedy zerwał z Draco, wpadał o różnych porach, szukając potwierdzenia, że to było słuszne dla nich obu. Dean wiedział, że był w tym kiepski — nienawidził bycia rozdartym między starym przyjacielem a nowym. Będąc szczerym sam ze sobą, uważał, że Harry popełnił błąd.
— Dean? — dobiegł go głos Hermiony, w którym pobrzmiewała nutka zaniepokojenia.
— Tutaj jestem — odrzekł, odkładając ołówek.
— Dzięki Bogu. Muszę z tobą porozmawiać.
Weszła do pokoju, wciąż ubrana w roboczą szatę. Poczuł nagłe ukłucie niepokoju, które często towarzyszyło mu podczas wojny.
— Co się stało?
Hermiona zawahała się, zanim powiedziała:
— O Boże, Dean. Wszystko. Odkryliśmy już, jaka klątwa została rzucona na Harry'ego.
Dean poczuł, jak na widok zmartwionej twarzy Hermiony żołądek zaciska mu się w supeł.
— No i? Jest jakieś przeciwzaklęcie?
— Owszem. Ale bardziej złożone, niż się spodziewaliśmy.
Czy jeśli chodziło o Harry'ego, rzeczy kiedykolwiek były proste?
— Może opowiesz mi o wszystkim przy filiżance herbaty? Oczywiście, jeśli ci wolno.
— Mogę o tym mówić, ale to trudne. Zwłaszcza że ja zawiniłam.
Dean powstrzymał swoją ciekawość. Jeśli istniało przeciwzaklęcie, nie było tak źle, jak się początkowo obawiał, a Hermiona opowie mu wszystko w swoim czasie. Ćwiczył cierpliwość, przygotowując herbatę w ciasnej kuchni oraz pozwalając jej rozsiąść się na krześle i obserwować go przy pracy.
W końcu postawił przed nią pełny kubek.
— No więc mów. Opowiedz mi wszystko.
— Cóż, nie mogliśmy jej znaleźć dlatego, że jest nielegalna i hiszpańska. — Hermiona zawsze czuła się pewnie wśród faktów, więc nie zaskoczyło go, że wyjaśniła mu wszystkie szczegóły.
— Brzmi paskudnie — zgodził się. — Ale co jest takie bolesne?
— Złamanie klątwy — powiedziała z westchnieniem.
Dean gwałtownie wciągnął powietrze.
— Ale jesteście w stanie ją przerwać, prawda?
— Tak, w pewnym sensie tak. Właściwie to... — zawahała się, co było dla niej nietypowe. — Nie musimy. Malfoy już się tym zajął.
— Co masz na myśli?
— Przysięga milczenia. Robi to dla Harry’ego. Żeby złamać klątwę, ktoś musi milczeć przez sześć miesięcy, pięć tygodni, cztery dni, trzy godziny, dwie minuty i jedną sekundę.
— To po prostu... — przez chwilę szukał odpowiedniego słowa — dziwaczne.
— Dziwaczne — powtórzyła łagodnie. — I bardzo bezinteresowne.
— Ale dlaczego Draco nikogo nie uprzedził? Gdybyśmy wiedzieli, co planuje...
— Nie mógł. To część łamania klątwy. Powody, dla których zachował milczenie, musiały pozostać tajemnicą.
Dean rozparł się na krześle i westchnął ciężko.
— Więc Draco nigdy nie zamierzał skrzywdzić Harry'ego. A wręcz odwrotnie.
Hermiona skinęła głową, odstawiając kubek drżącymi rękami.
— A ja nigdy tego nie dostrzegłam. Nigdy tego nie podejrzewałam. Byłam tak zajęta składaniem wszystkiego w całość, że zapomniałam o najważniejszym: o ludziach, którzy byli w to zamieszani. — Spojrzała na niego ze łzami w oczach. — Skrzywdziłam ich, Dean. Bardzo mocno. Ja... — nie była w stanie dokończyć zdania.
Natychmiast znalazł się przy niej, przytulając w geście pocieszenia.
— Nie mogłaś tego przewidzieć. Dałaś Harry'emu najlepszą radę, jakiej mogłaś mu udzielić.
Widział, że Hermiona mu nie wierzy. Otarła niecierpliwie oczy, więc podał jej papierowy ręcznik.
— Wtedy? Wtedy nic nie wiedziałam. Znałam fakty, daty i informacje, które przeczytałam w książkach. Wiem tylko, jak mieć cholerną rację przez cały czas.
— Wiedza jest pożyteczna.
— Ale nie mam pojęcia o ważnych rzeczach, Dean. Takich jak pokora, poświęcenie i... miłość.
Dean przyciągnął ją bliżej i przytulił.
— To nieprawda.
— Harry by się z tym nie zgodził. A Malfoy... o mój Boże. Zależy mu na Harrym. Robi dla niego coś ogromnie ważnego... To musi być bardzo trudne, sam wiesz, milczenie i izolacja. Stres wynikający z konieczności pilnowania się na każdym kroku. I nie może czarować. To znaczy, ty i ja prawdopodobnie dalibyśmy sobie radę, ale Malfoy nie jest do tego przyzwyczajony. Zresztą, nie muszę ci tego tłumaczyć. Widziałeś go, wiesz, przez co przechodzi.
— Dobrze sobie radzi. Sully bardzo mu pomaga.
Ściskała jego ramiona tak mocno, że odczuwał ból, ale nie odsunął się.
— I jeszcze proces. Pozwolił ministerstwu odebrać sobie dom i dziedzictwo, pozwolił zrobić z siebie pariasa i nie zaprotestował nawet słowem. Zrobił to dla Harry'ego. A po tym jak poświęcił wszystko, co mu drogie, upewniłam się, że została mu odebrana ostatnia dobra rzecz, jaka mu w życiu pozostała — mówiła, teraz już płacząc.
Był rozdarty między chęcią pocieszenia jej a silnym przekonaniem, że teraz o wiele bardziej doceniłaby jego szczerość.
— Jesteś tylko częściowo winna.
Hermiona walczyła o odzyskanie kontroli nad emocjami. Głos miała drżący.
— Daj spokój. Harry zostawił Malfoya tylko dlatego, że na niego naskoczyłam. A Malfoy... Nigdy mu tego nie wynagrodzę. Wpadłam w tę samą pułapkę, co wszyscy — jeśli dzieje się coś złego, zwal to na najbliższego Malfoya.
— Hermiono...
— Nie, nie próbuj mnie przekonywać, że nie jestem winna. Miałeś rację, Malfoy był po naszej stronie, ale patrzyłam na niego przez pryzmat jego ojca. I rzeczywiście, w Hogwarcie był nie do zniesienia. Ale to nie to samo, co bycie oszustem.
Zapadła długa cisza, w czasie której Dean próbował pocieszyć ją delikatnym dotykiem najlepiej, jak umiał. Hermiona rozluźniła śmiertelny uścisk i Dean zaczął pocierać kciukami w górę i dół jej rąk, dopóki się nie uspokoiła.
— Więc teraz już znamy powód, dla którego Malfoy złożył przysięgę milczenia — podsumował. — Ale zastanawiam się, dlaczego w ogóle się na nią zdecydował. Spójrzmy prawdzie w oczy, zanim klątwa zaczęła działać, nie widział Harry’ego od Hogwartu, chyba że gdzieś w tłumie. Nie byli przyjaciółmi... Moim zdaniem wszyscy byliśmy przekonani, że zbyt wiele niesnasek między nimi nigdy nie pozwoliło im na to, żeby chociaż spróbowali. doprowadziło do tego, że nigdy nie mogliby nimi zostać.
— Ja nie próbuję nawet zgadywać — oznajmiła z lekkim uśmiechem. — Póki co i tak urządziłam im piekło, zakładając, że jestem nieomylna.
Dean odpowiedział uśmiechem i pocałował ją w czoło.
— Och, Hermiono. Tak mi przykro. Ale dziękuję, że przyszłaś i powiedziałaś mi o wszystkim.
— Zwierzenie się tobie jest trudne. Nie chcę nawet myśleć, jak trudna będzie rozmowa z Harrym.
— On jeszcze nie wie? — zapytał zaskoczony Dean.
— Nie — odpowiedziała z niespotykanym u niej zakłopotaniem. — I ja jestem Gryfonką? Przyszłam tu prosto z ministerstwa.
Dean poczuł, jak zalewa go fala czułości.
— Wiesz, że Harry ci wybaczy.
— A powinien? Nie zasługuję na to. Nie sądzę, żebym zdołała odpuścić samej sobie.
— Posłuchaj mnie. Ludzie nie wybaczają nam dlatego, że na to zasługujemy, wiem to z własnego doświadczenia. Przebaczenie to prezent, na który nikt z nas nie zasługuje. W końcu będziesz musiała sobie wybaczyć, bo tylko tak zdołasz naprawić swoje błędy.
Hermiona przyciągnęła go bliżej i objęła.
— Dziękuję, Dean.
— Chcę, żebyś w to uwierzyła. Nienawidzę widzieć cię w takim stanie. Pamiętaj, że ja wiem, jak to jest. Jeśli myślisz, że jesteś zła, pomyśl o tym, jakim ja sam byłem wstrętnym dupkiem.
— Ale tym razem nie tylko ja potrzebuję przebaczenia. Najważniejsze pytanie brzmi, czy Malfoy przebaczy Harry'emu za to, że mi uwierzył. Na pewno zerwał już przysięgę i przestał próbować złamać klątwę po tym, jak Harry dał mu kosza.
— Jeśli tak, jedno z nas spróbuje ją złamać za niego.
Hermiona zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
— To niemożliwe. Jest tylko jedna szansa. Jeśli Malfoyowi się nie powiedzie, Harry będzie przeklęty do końca życia.
— O cholera.
— Wiem. Kiedy zdecydowałam się zabawić w boga, zaryzykowałam coś więcej niż tylko ich przyjaźń. A co jeśli zmieniłam też resztę życia Harry'ego w piekło?
Na tyle, na ile znał Draco, sytuacja wcale nie była tak zła, na jaką wyglądała, ale nie spodziewał się, że przekona tym Hermionę.
— Musimy powiadomić Harry'ego, a potem sprawdzić czy Draco nadal próbuje przełamać klątwę.
— Nie. Ja muszę powiadomić Harry'ego. To wszystko moja wina, więc ja muszę mu powiedzieć. Nadszedł czas, żebym znów zaczęła zachowywać się jak Gryfonka.
— W porządku. Nie masz nic przeciwko, żebym ci towarzyszył jako moralne wsparcie?
— Nie. Bardzo się cieszę, że pójdziesz ze mną, Dean. Ale mamy jeszcze jeden problem do rozwiązania — nie jesteśmy w stanie skontaktować się z Malfoyem. Harry mówi, że jego sowy wracają z nieotwartymi listami — albo nieodebranymi — a my nie mamy pojęcia, jaki jest jego londyński adres. Chyba że...
— Nie, zawsze przychodzi tutaj — odpowiedział Dean, kręcąc głową. Odwiedzałem go tylko we dworze. Ale znam kogoś, kto będzie wiedział, gdzie mieszka Draco — profesor Snape.
— Och, racja.
Niemal się roześmiał na widok jej kwaśnej miny.
— Nie martw się, Hermiono. Pozwól mi zrobić chociaż tyle i z nim porozmawiać. W imię gryfońskiego honoru.

*

Dean doznał okropnego poczucia déja vu, widząc Harry'ego słuchającego kulawych wyjaśnień Hermiony. Oczy Seamusa wyrażały to samo zszokowane niedowierzanie, gdy wyznawał mu prawdę o swojej brutalnej zdradzie.
Hermiona nie próbowała nawet ukryć zawstydzenia z powodu tego, co zrobiła.
Harry przez długi czas siedział bez ruchu, nie patrząc na nich.
— O mój Boże. Co ja narobiłem — wyszeptał w końcu.
— Tylko to, do czego cię namówiłam — odpowiedziała Hermiona cicho. — Ja zasugerowałam, że nie powinieneś mu ufać.
Harry ją zignorował.
— Muszę go znaleźć.
Dean kiwnął głową.
— Dowiedziałeś się już, gdzie mieszka?
— Nie. Ale muszę go odnaleźć. Mój Boże, byłem dla niego taki okropny. Powinienem być mądrzejszy.
— Harry, posłuchaj... — zaczęła Hermiona.
Harry podniósł na nią wzrok, a zrozpaczony wyraz jego twarzy powiedział więcej niż wszelkie słowa.
— Jak mogłem go tak zranić? Mój Boże. Przecież nie chciałem. Nie dałem mu nawet szansyna obronę. A przez cały ten czas on się dla mnie poświęcał. Był...
Harry umilkł. Deanowi nie przychodziło do głowy nic, czym mógłby im ułatwić tę rozmowę. Hermiona nerwowo wykręcała ręce, nie śmiejąc prosić Harry'ego o wybaczenie, ale wciąż mając na nie nadzieję.
Harry wstał z kanapy z nowym pomysłem.
— Muszę się z nim zobaczyć i uwolnić go z przysięgi milczenia czy czymkolwiek to jest — nie musi dłużej dla mnie cierpieć.
— Harry, nie możesz tego zrobić. Nikt inny nie będzie mógł złamać klątwy — powiedział Dean.
— On ma rację. Tylko Draco jest w stanie...
Harry obrócił się w jej stronę.
— Słyszałem, co powiedziałaś o klątwie. Rozumiem to, ale muszę pozwolić mu wybrać. Może wciąż da się odkręcić tę decyzję Wizengamotu o dworze, kiedy wyjaśni im, co się stało. Może wciąż nie jest za późno.
— Harry...
— Daj spokój, Hermiono. Pozwól mi spróbować. Muszę mu jakoś pomóc. Nie mogę mu tego wynagrodzić w żaden inny sposób, zbyt mocno go zraniłem.
Hermiona cofnęła się o krok, widząc jego gwałtowną reakcję.
— Tak mi przykro, Harry. Nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłabym zrobić, żeby pokazać, jak bardzo was obu przepraszam.
Harry skinął głową.
— Wiem. Po prostu... wiem.
— Pomyśleliśmy, że może profesor Snape będzie wiedział, gdzie znaleźć Draco — oznajmił Dean. — Pozwól mi z się z nim skontaktować.
Harry nalegał, że porozmawia ze Snape'em sam. Odmówił porozmawiania z nim przez kominek, upierając się zamiast tego na podróży do Hogwartu, prosto w paszczę lwa.
— Snape zdaje sobie sprawę, że Draco jest na mnie wściekły. Nie powie, gdzie on jest, chyba że porozmawiam z nim w cztery oczy. A tego nie mogę zrobić siedząc z głową w jego kominku. Muszę udać się tam osobiście.

*

Nieważne, gdzie się udasz, znajdę cię, nawet jeśli będę szukał bardzo długo,
nieważne, gdzie się udasz, znajdę cię, nawet jeśli będę szukał przez tysiąc lat,
Nachgochema Anetaha Anachemowagan

("I will find you", Clannad)******

Sowa Pottera ostrzegła Snape'a o jego rychłym przybyciu. Usłyszał niecierpliwe pukanie do drzwi jego komnat w lochach, ale zwlekał z otworzeniem. Nie chciał, żeby Potter odniósł mylne wrażenie, że jest witany z radością. Niecierpliwe pukanie powtórzyło się i przez chwilę zabawiał się myślą, żeby każde puknięcie obarczyć dodatkową minutą czekania, ale uświadomił sobie, że w ten sposób spędzą tu całe popołudnie.
Kiedy w końcu otworzył drzwi, jego były uczeń zrobił zwyczajowy krok do tyłu.
— Profesorze Snape. Uhm, cieszę się, że pana widzę.
Snape nie odwzajemnił zakłopotanego uśmiechu.
— Doprawdy, Potter?
Potter miał na tyle wyczucia taktu, żeby nie odpowiadać na to pytanie. Może przez te wszystkie lata jednak czegoś się nauczył.
— Mogę wejść?
Nie odpowiedział, zamiast tego wycofał się z powrotem do pokoju, co Potter słusznie wziął za zaproszenie. Po nieco dłuższej chwili niezręczności Snape wskazał mu puste krzesło, ale nie zaoferował nic do picia.
— Czemu zawdzięczam ten zaszczyt, panie Potter? Jestem pewien, że twój grafik jest wypełniony bankietami i świętowaniem twoich licznych osiągnięć. A może poczułeś się dzisiaj wyjątkowo nostalgicznie i postanowiłeś po prostu odwiedzić swojego starego nauczyciela?
Ale ku jego zaskoczeniu Potter nie złapał przynęty.
— Hermiona odkryła, jaka klątwa została na mnie rzucona. Okazało się, że jest w to zamieszany Draco, ale w zupełnie odwrotny sposób, niż myśleliśmy. Nie kontroluje jej, tylko próbuje złamać.
Kiedy Potter rozpoczął opowieść, najwygodniej było mu zachować milczenie. Przyswajał wszystkie fascynujące szczegóły, będąc zdumionym, jak kreatywnie można wykorzystać ludzkie słabości. Potter nie spekulował na temat tego, kto rzucił klątwę, ale zdaniem Snape'a wyglądało to na robotę Lucjusza.
— Muszę znaleźć Draco i przeprosić za to, że mu nie ufałem. Ale nie wiem, gdzie mieszka i odsyła moje sowy.
— Jak sądzę, nie bez powodu. Teraz już rozumiem, dlaczego tu jesteś. Chcesz, żebym wyjawił ci, gdzie przebywa twój... przyjaciel.
Potter westchnął.
— Proszę posłuchać, profesorze Snape. Jeśli zamierza mnie pan skarcić za to, jak postąpiłem z Draco, proszę bardzo. Ten jedyny raz nie będę się sprzeciwiał, bo zachowałem się jak pierwszorzędny idiota. Niech mi pan wierzy, ja to doskonale wiem.
— Czyżby? Nawet jeśli, to nie ma znaczenia. Draco jest przyzwyczajony, że czarodziejski świat traktuje go niesprawiedliwie. — Tą uwagą jeszcze raz trafił w samo sedno, bo Potter wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty.
— Powiedziałem już panu, że żałuję tego, że mu nie ufałem.
— Wierzę, panie Potter. Zawsze dobrze wychodziło ci przepraszanie po fakcie. I wygląda na to, że masz w tym ogromną wprawę.
— Zgadzam się, zasłużyłem na to.
Potter był tak niezwykłe uległy, że Snape zaczął się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem naprawdę nie jest mu przykro.
— I przyznajesz, że Draco ma święte prawo do czucia się szczególnie zdradzonym ze względu na to, że ty go podejrzewałeś? A może nie łączy was żadna więź? Może był tylko, jak to mówią, przygodnym kochankiem?
Ostatnia uwaga przelała czarę goryczy.
Nie, to nie tak. Draco był kimś więcej. Jak może pan tak mówić po tym...
Snape wyciągnął rękę w górę, dając ostrzegawczy znak.
— Proszę oszczędzić mi tych niesmacznych szczegółów. Wierzę ci na słowo. A więc wedle twojego oświadczenia, łączyło was coś więcej niż łóżko, ale zrujnowałeś to przez swój brak zaufania. Czy dobrze rozumiem?
— Tak. Ale zapomniał pan dodać tę część, w której jest mi przykro oraz że muszę go znaleźć i przeprosić.
— Zgadza się. Może pan jednak uznać, że miałem to na myśli i zaakceptowałem — oznajmił wielce wielkodusznie. Zawsze uważał się za osobę, która nie kopie leżącego.
Zamiast tego pozwolił, żeby niezręczna cisza się przedłużyła. Po tym jak Potter wiercił się na krześle, mógł poznać, że nie czuł się komfortowo.
I dobrze. Niech się trochę pomęczy.
Kusiło go, żeby odmówić Potterowi. Święty Potter zbytnio przywykł do wygody i samozadowolenia z tego, że wszystko podawano mu na tacy. Nadszedł czas, żeby ktoś uświadomił mu, że jego nieprzemyślane poczynania naprawdę miały konsekwencje. Na przykład w postaci cierpienia Draco. Oczywiście sam Draco o niczym mu nie powiedział; siedział tylko posępnie na tym samym niewygodnym krześle, na którym męki cierpiał teraz Potter.
W rzeczywistości wieści już do niego dotarły. Plotka o tym, że Potter zostawił Draco, bo sądził, że to on jest odpowiedzialny za rzucenie klątwy, przybyła do Hogwartu błyskawicznie.
I niech Merlin ma go w swojej opiece, bo wiedział, że będzie tego żałował, ale nie mógł zabronić Draco tej cząstki szczęścia, nieważne, jak marnie wybranej. Nie po tym wszystkim, przez co przeszedł.
Ale słuchanie błagań Pottera sprawiało mu przyjemność.
— Proszę, profesorze. Proszę.
— Nie zrozum mnie źle, Potter. Tu nie chodzi o ciebie. W mojej opinii Draco powinien zatrzasnąć drzwi przed twoją żałosną twarzą, bo na nic więcej nie zasługujesz. Ale wbrew temu, co myślę, powiem ci, gdzie możesz go znaleźć, choćby tylko po to, żeby faktycznie zatrzasnął ci drzwi przed nosem.


Koniec rozdziału ósmego



*Hard to tell or recognize a sign to see me through, a warning sign.— tłumaczenie własne
**Words as weapons, sharper than knives... — tłumaczenie własne
***tłumaczenie tego zdania jest bardzo na oko, bo nie wiem do czego się odnosi
****See, my friend, you won't have time to change your destiny/Everyone can see the choice you made was wrong, all wrong. — tłumaczenie własne
*****Hope is your survival; A captive path I lead — tłumaczenie własne
******No matter where you go I will find you, If it takes a long, long time/No matter where you go, I will find you, If it takes a thousand years/Nachgochema Anetaha Anachemowagan — tłumaczenie własne, ostatnie słowa pochodzą z języka Mohikan
When there is a will, there is a way, so don't hope for it. Make it so.
TEAM DRARRY Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 48
Dołączył(a): 14 lut 2012, o 21:08

Postprzez Havoc » 7 gru 2012, o 10:00

Trochę się naczekałam, ale cieszę się, że w końcu nowy rozdział ujrzał światło dzienne.

Boże, Snape w ostatnim akapicie jest cudowny.
I dobrze. Niech się trochę pomęczy.

:lol2:
Podobały mi się też przekomarzanki między Ronem a Seamusem na początku. Co do środka... cóż. Hermiona jak żywcem wyjęta z kanonu - tam chciała wszystko zgłaszać nauczycielom, tu informuje wszystkich, nie bacząc, czy chcą tego wysłuchać czy nie.
Nie sądziłam, że już w tym rozdziale bohaterowie dowiedzą się o klątwie, dlatego też jestem jeszcze bardziej ciekawa, co autorka wymyśliła w dalszym ciągu.

Dziękuję za tłumaczenie.
everyone is trying to find the perfect person but nobody is trying to be the perfect person
Havoc Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 308
Dołączył(a): 31 paź 2010, o 09:18

Postprzez Evolution » 7 gru 2012, o 21:29

Ohh, Boże, dlaczego Potter jest takim idiotą.?! Wiem, że może nie jest to do końca sprawiedliwe, w końcu po tym, co chłopak przeżył, nie można go winić za brak zaufania i obawy przed atakiem z każdej strony, jednakże kiedy czytam o jakiś wydarzeniach i znam fakty, o których pojęcia nie mają bohaterowie, nie mogę się oprzeć przed taką inwektywą. Hermionę też z jednej strony rozumiem. Bała się o swojego przyjaciela, a zachowanie Malfoya faktycznie było bardzo podejrzane i mogło skłaniać ku głębszemu zastanowieniu.

Nienawidzę tego, jak Draco poczuł się zdradzony, oszukany i wykorzystany. Tego, że Potter wybrał chyba najgorszy możliwy moment na zerwanie, czas, kiedy Malfoy traci swój jedyny dom, Jego chlubę, dziedzictwo, wspomnienia. Tego, jak łatwo Harry uwierzył w przypuszczenia Hermiony i Ministerstwa, jak mało zaufania pokładał w Draconie.

W opowiadaniach rzadko kiedy poruszany jest wątek skrzatów domowych, tym samym więc byłam bardzo mile zaskoczona, mogąc przeczytać o nich coś więcej. Sully faktycznie sprawia wrażenie na prawdę inteligentnej, a jej błyskotliwy opis tragedii Lucjusza jest wyjątkowo trafny.

Ojciec pana Draco też tego doświadczył. Jego serce było nasycone wielką ciemnością, ponieważ on służył dworowi i swojemu nazwisku. Służył rzeczom. Pan Lucjusz był przekonany, że te rzeczy do niego należą. Ale się mylił. To on należał do nich.


Końcówka należała całkowicie do Snape'a i szczerze mówiąc, kupuję go takiego w całości. Myślę, że gdyby w kanonie miałaby odbyć się podobna rozmowa, wyglądała by właśnie w ten sposób. Snape czerpiący chorą satysfakcję z dręczenia byłego ucznia, możliwie najdłużej trzymający go w uczuciu wysokiego dyskomfortu, napawający się świadomością, że tylko on może mu pomóc i tryumfujący nad błagającym Potterem.

Opowiadanie nie dotarło jeszcze nawet do połowy, a wątek klątwy już został w pewien sposób zdradzony bohaterom. Zastanawia mnie więc, co autorka zaplanowała na kolejne rozdziały. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak cierpliwie czekać na kolejne rozdziały w moim ojczystym języku i życzyć wszystkim tłumaczom powodzenia i zapału do dalszej pracy. Pozdrawiam. :D
.
Evolution Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Dołączył(a): 16 lut 2012, o 17:00
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez czarna_wdowa » 9 gru 2012, o 15:15

Okropnie się cieszę, że ten rozdział ukazał się właśnie dzisiaj! Tutaj podziękowania za świetną pracę dla całego Team Drarry oraz dla Bet i Tłumaczki dzisiejszego odcinka :)

Ten rozdział miejscami jest okropnie smutny i przygnębiający, najbardziej chyba wyznanie Hermiony, kiedy Ministerstwo odkryło w końcu działanie tej nieszczęsnej klątwy... Szczerze, miałam łzy w oczach, wyobraziłam sobie ten ból, który Hermiona mogła czuć, to poczucie winy. Brrr, no okropne po prostu. Ale Harry... dupek! Nie mogłam znieść tego rozczarowania Draco, jego rozpaczy. Nie radził sobie ze sprawą dworu, dla niego sypało się wszystko, no i do tego musiał zmagać się z poczuciem, że Harry mu nie ufał, że uwierzył, że Draco jednak nie do końca się zmienił, że mógł być tym złym.

Przez ostatnie dni Draco próbował pokazać swoimi czynami to wszystko, czego nie mógł mu powiedzieć. Starał się tchnąć w niego zaufanie, wygrawerować wiarę na jego skórze, wtłoczyć przekonanie w jego intymne zakątki, które Harry przed nim otworzył. Ale Harry nie widział jego ukrytych wiadomości.


Zakochałam się w tym cytacie i po przeczytaniu go jeszcze bardziej nie mogłam znieść myśli, że Draco został w taki sposób zdradzony.

Dla mnie bohaterką dzisiejszego odcinka jest niewątpliwie Sully. Cudownie wytłumaczyła Draco zjawisko służenia ludziom przez skrzaty i jestem pewna, że w Draco zagnieździło się dzięki temu malutkie ziarenko nadziei, że może znajdzie kogoś, komu będzie mógł się poświęcić w miejsce dworu.

Cóż, wiem, że nie umiem pisać komentarzy, ale już kończę :P
Mam przeczucie, że relacje między Harrym a Draco jeszcze przez dłuższą chwilę się nie unormują, ale poradzą sobie z tym.
Winter is coming.
czarna_wdowa Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 49
Dołączył(a): 20 maja 2012, o 17:54

Postprzez ewa1959 » 13 gru 2012, o 14:17

Dziękuje za kolejny rozdział.
Muszę przyznać, że Hermiona mnie rozczarowała, bo zawsze szczyci się swoją inteligencją, a zawiodła na całej linii. A w dodatku namówiła Harrego, by odprawił Draco, a ten bezmyślny kretyn jej posłuchał.
Teraz, gdy wszystko się wyjaśniło szuka go i chce przeprosić.Snape ma rację i Harremu należy się zatrzaśnięcie drzwi przed nosem , bo zachował się jak d...k. W sumie, to Draco oprócz Snapa nie ma nikogo kogo by obchodził, bo mimo, że wiedzy po której stronie walczył, traktują go jak pariasa. Mimo sceny przyjacielskiego przekomarzania Rona z Seamusem, ten rozdział tchnie smutkiem i czasami beznadziejnością, ale podoba mi się. I dlatego z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Dziękuje za świetne tłumaczenie i betą za nieocenioną prace.
Pozdrawiam i życzę weny.
ewa1959 Offline


 
Posty: 42
Dołączył(a): 30 sie 2011, o 14:06

Postprzez TEAM DRARRY » 31 gru 2012, o 16:01

Kolejny rozdział na ostatni dzień roku. Betowały Kaczalka i Lasair. Dodatkowo Lasair wspomogła przy tłumaczeniu. Dzięki serdeczne.
Do czytania!


Rozdział 9

Świat był przeznaczony dla ciebie i dla mnie,
By odkryć nasze przeznaczenie (tysiąc pięknych rzeczy).
By żyć, umierać, oddychać, spać;
By starać się uczynić swoje życie pełnym…

(„Tysiąc pięknych rzeczy”, Annie Lennox)[1]

Tego popołudnia Draco właściwie nie powinno być w domu, jednak przez cały poranek Jake’a nękały problemy z aparatem fotograficznym, dlatego zwolnił wszystkich znacznie wcześniej niż zwykle.
Kiedy więc Sully zapowiedziała swoim zadyszanym, zbyt piskliwym głosem, że pan Harry Potter przybył spotkać się z panem Malfoyem i czeka w holu, został kompletnie zaskoczony.
Pan Malfoy nie chciał zobaczyć się z panem Harrym Potterem. Pan Malfoy był wciąż królewsko wkurzony na pana Harry’ego Pottera i życzył sobie, aby pan Harry Potter odpieprzył się i pozwolił mu lizać rany w spokoju.
Prawdopodobnie przez to, że nie miał zielonego pojęcia, gdzie się aportować, a także w połączeniu z faktem, iż przerwano mu, jak się zapowiadało, spokojne popołudnie, gwałtownie chwycił swój najnowszy model Nimbusa i wybiegł na taras. Jak przyznał sam przed sobą, wdrapując się na wiszącą w powietrzu miotłę, jego ostatnie próby aportacji w celu wymknięcia się Potterowi nie należały do szczególnie udanych.
Pośpieszna ucieczka okazała się niewystarczająco szybka. Sully niewinnie pozwoliła nachalnemu, irytującemu Gryfonowi wejść do pokoju w momencie, kiedy Draco realizował swoją źle zaplanowaną ewakuację. Z wprawą odbił się od kamiennej posadzki i poszybował ku ponuremu, popołudniowemu niebu. Z niepokojem zauważył, jak Potter, zawsze bystry, jeśli nie wyjątkowo racjonalny, od razu znalazł kolejną miotłę i ruszył za nim w pościg.
Draco przyspieszył, pnąc się wprost w kryjące go chmury, by nie zostać zauważonym. Jednak Potter, na jego drugiej najlepszej miotle, powoli zaczynał go doganiać.
Wilgoć chmur otuliła go jak przemoczony koc. Wzlatywał i wyłaniał się z dolnej partii ciągnącej się mgły, balansując pomiędzy potrzebą ukrywania a zobaczenia gdzie, do diabła, zmierzał. Tuż za nim Potter naśladował jego ruchy, zanurzając się i nurkując, przez co obaj przypominali dwa wesołe delfiny, skaczące i brykające w bezkresnym, szarym oceanie.
Lecieli szybciej niż kiedykolwiek podczas ich niezliczonych meczów quidditcha. Kierowali się wciąż do przodu, ale cóż innego mogli zrobić? Kiedy Draco zdecydował się na błyskawiczną ucieczkę na miotle, sądził, że to będzie jakiś krótki wypad, dopóki Potter się nie podda i nie wróci zdenerwowany do domu. Nie planował sceny pościgu rodem z ostatniej bitwy. Zaczął szybko marznąć w cienkim ubraniu, które miał na sobie. Cholera, nie założył nawet butów. Pieprzony Potter. Czego chciał tym razem?
Zauważył, że Potter pojawia się po jego lewej stronie, ale nie sądził, aby mógł jeszcze bardziej przyspieszyć. Wiedział, że coś krzyczał, jednak jego słowa utonęły w wyciu wiatru, który dudnił mu w uszach. Lecieli teraz ramię w ramię. Draco obrócił głowę, aby spiorunować go spojrzeniem — nie żeby w przeszłości miało to jakiś wpływ na tego idiotę — i patrzył ze zdumieniem, jak pędząca obok niego postać zaczynała... nie, nie mogło mu się wydawać, że przy tej prędkości da radę przeskoczyć dystans między nimi? Naprawdę?
Oczywiście, że tak. W końcu to Harry Pieprzony Potter, czarodziej bez krzty rozsądku, za to z największym życzeniem śmierci na świecie.
Z czystego przerażenia głupotą swojego prześladowcy, Draco znacznie zwolnił. Praktycznie przygryzał język, aby powstrzymać się od wykrzykiwania bezcelowych ostrzeżeń. Mógł tylko patrzeć z niedowierzaniem, jak Potter zawrócił w jego stronę i gnał przez pustą przestrzeń, zmniejszając odległość między nimi, dopóki nie siedział okrakiem na obu miotłach naraz, przylegając do niego od tyłu. Nagłe zwiększenie wagi sprawiło, że miotła zachwiała się alarmująco. Przez jeden straszny moment, kiedy byli skierowani ku ziemi, Draco miał pewność, że obaj z niej spadną i runą wprost w objęcia śmierci. Wtedy jednak Potter wykonał jakiś skomplikowany ruch, aby przywrócić równowagę i powoli zatrzymał miotłę, zawisając na krawędzi chmury.
Draco spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Oddychał z trudem z powodu wizji ich nagłej śmierci i czekał, aż Potter powie coś — cokolwiek — co będzie miało choć odrobinę sensu.
Jak na nieświadomego imbecyla, którym zresztą był, Potter zareagował dość spokojnie, jakby codziennie rekwirował miotły innych ludzi i ścigał się nad Belgravią.
— Ja pierdolę, o mały włos.
Tylko tyle.
Draco czuł się zbyt wstrząśnięty, aby być wściekłym tak, jak powinien. Musiał jednak zrobić coś z wylewającą się z niego adrenaliną.
Walnął więc Pottera tak mocno, na ile potrafił.
Jako że siedzieli ciasno ściśnięci obok siebie, między nimi nie pozostało zbyt dużo miejsca, aby się poruszyć, dlatego uderzenie nie okazało zbyt mocne, ale pod jego wpływem miotły i tak zaczęły ponownie opadać.
— Cholera, Draco, próbujesz nas zabić?! — wrzasnął Potter.
Draco spojrzał na niego ze zdziwieniem, niedowierzając jego idiotycznemu zarzutowi.
Potter zamrugał.
— Cóż, może faktycznie na to zasłużyłem.
Draco zamknął oczy z irytacją, zastanawiając się jak, do diabła, Potterowi udało się przetrwać nastoletnie lata.
Harry nachylił się do przodu na tyle, aby widzieć wyraźnie Draco i aby on mógł widzieć jego uśmiech.
— Przyszedłem z tobą pogadać, jednak to nie jest najlepsze miejsce. Zabiorę nas z powrotem do ciebie, dobrze?
Zawrócił miotły, a Draco mu na to pozwolił. Teraz, kiedy lecieli z rozsądną prędkością, wciąż na krawędzi chmur, dostanie się do mieszkania zajęło im znacznie więcej czasu. Na szczęście posępna pogoda zatrzymała jego sąsiadów w domu, a ich gosposia nie miała w zwyczaju przechadzać się i wpatrywać w niebo. Próbował zignorować obejmujące go znajome ramiona i ciepło przylegające do jego pleców.
Do momentu, kiedy wrócili do mieszkania, Draco cały się trząsł, chociaż bez powodzenia próbował to ukryć. Potter rzucił zaklęcia rozgrzewające najpierw na niego, potem na siebie. Sully niemal wyszła z siebie z niepokoju. Podsunęła im herbatę, jakby była to woda święcona.
— Dziękuję, Sully — powiedział Potter. — Wszystko w porządku. Draco i ja musimy porozmawiać... Hm, to znaczy, jest coś, co muszę mu powiedzieć. Na osobności.
W końcu dała się przekonać, że tak, z Draco wszystko będzie dobrze, i nie, to nie była jej wina, i nie, nie musi się ukarać, i tak, powinna wyjść. Natychmiast.
Jednak kiedy w końcu wyszła, Potter pozwolił ciszy trwać trochę dłużej. W końcu odchrząknął i Draco wiedział, że nadszedł czas na jego opatentowane przemówienie.
— Jestem tu, aby przeprosić, jeśli do tej pory tego nie zauważyłeś. Wnioskując po tym małym epizodzie — wysilił się na słaby uśmiech — nie jestem już tutaj dłużej mile widziany i rozumiem to. Naprawdę. Byłem dupkiem.
Draco nie mógłby się z tym nie zgodzić.
— Słuchałem innych, kiedy powinienem zwracać uwagę na moje własne instynkty. Pomyślałby ktoś, że po tylu razach, gdy wpadałem w niezłe gówno… cóż. Powinienem się czegoś nauczyć, ale się nie nauczyłem.
Przypomniał sobie, że Potter potrafił wygłaszać żarliwe przemówienia, jednak zawsze najpierw działał, a potem dopiero myślał. Znając go, to się nigdy nie zmieni. Jednak piękne słowa nie wymarzą brzydoty tego, co mu zrobił ani nie odgonią bólu, który spowodował.
— Myliłem się. Teraz to wiem. Byłem w błędzie i strasznie cię skrzywdziłem. Błagam cię o przyjęcie moich przeprosin, choć nie wiem, czy to możliwe. Po tym, co zrobiłem, nie obwiniałbym cię, gdybyś nigdy więcej nie chciał mnie widzieć.
Draco skupił się na przygotowaniu swojej herbaty i nawet na niego nie spojrzał.
— Jest jeszcze coś, co muszę ci powiedzieć. Cóż. Wiemy wszystko. Domyśliliśmy się, dlaczego nie mówisz. Co robisz. — Jego poważne spojrzenie omal nie zgubiło Draco, którego serce biło teraz szybciej niż podczas ich szaleńczego lotu. — Rozumiesz, co mówię?
Nie mógłby odwrócić wzroku, nawet gdyby był pod wpływem Imperiusa.
— Hermiona odkryła, co to za zaklęcie.
Draco zamknął oczy w kapitulacji.
— Ta hiszpańska klątwa. Znalazła książkę, która opisuje… wszystko. Wiem, że nie trzymasz mnie pod klątwą. Boże, Draco. Dlatego to takie okropne. Nawet będąc z tobą... w każdy możliwy sposób, nie byłem ciebie pewny. Nie byłem pewny nas.
Potter przerwał, a Draco nie mógł się powstrzymać i otworzył oczy, by na niego spojrzeć.
— Część mnie myślała... nie mogę uwierzyć, jaki jestem głupi. Myślałem, że wciąż możesz chcieć mnie skrzywdzić z premedytacją, jak robiłeś to w szkole. Zamiast tego poświęciłeś wszystko, aby mi pomóc. Nie wiedziałem. Jest mi naprawdę przykro. Zawdzięczam ci wszystko, a w zamian cię zdradziłem.
Draco nie mógł wytrzymać siedzenia i słuchania czystego bólu pobrzmiewającego w jego głosie. Wstał i podszedł do paleniska, gdzie przystanął, z rozmysłem odwracając się do niego tyłem.
— Hermiona też czuje się okropnie. Przez cały poranek pisała i darła listy do ciebie.
Więc to z tego powodu przyszedł tu i szukał przebaczenia. Draco pozwolił sobie mieć nadzieję, że Harry sam doszedł do prawdy — że nigdy nie mógłby skazać go na coś tak strasznego, jak Klątwa Porzuconego Kochanka; że był lepszą osobą, niż twierdziło ministerstwo, „Prorok Codzienny” i plotkujące na ulicach czarownice. Ale Harry pozwolił innym wmówić sobie wiarę w najgorsze i nie poddał w wątpliwość tego braku zaufania, dopóki nie znalazł solidnego dowodu jego lojalności: zimnych, niezaprzeczalnych faktów, które w końcu zmusiły go do zmiany zdania.
Był strasznie zawiedziony.
Harry również zdawał sobie z tego sprawę.
— Chciałbym móc cię widzieć takiego, jakim w głębi duszy jesteś. Byłem idiotą, słuchając pogłosek. Byłem tchórzem i zdradziłem twoją przyjaźń. To tyle, jeśli chodzi o gryfońską odwagę. Żałuję, że nie przyszedłem do ciebie wcześniej i nie przeprosiłem, zanim dowiedziałem się o klątwie. To jednak nie sprawia, że czuję się mniej winny.
Ale sprawiło, że wybaczenie stało się o wiele trudniejsze, pomyślał ze smutkiem Draco.
Głos Harry’ego był naładowany emocjami.
— Chciałem. Musiałem powiedzieć ci, że nie ma potrzeby, abyś to dla mnie robił. Rozumiem, jeśli zmieniłeś zdanie. I może Wizengamot odda ci dwór. Jeśli chcesz ich poinformować, o co z tym wszystkim chodziło. Możesz przerwać swoje milczenie, Draco. Jeśli właśnie tego pragniesz.
To nie było wcale tym, czego potrzebował, ale do tej pory nie zdawał sobie z tego sprawy. Wydawało mu się, że chciał zapomnieć, iż kiedykolwiek znał Harry’ego Pottera, że mu zaufał, pragnął zapomnieć ból jego zdrady. Wyrzucić z pamięci smak jego ust, oddech, odgłos krzyków, kiedy dochodził w jego ramionach.
Jednak wiedział już, że oparcie się Potterowi, kiedy wyznaczył sobie jakiś cel, nie miało sensu. I być może próba odzyskania względów Draco wydawała się bardziej interesującym celem niż inne.
Prawda była taka, że tęsknił za Harrym. Przez te wszystkie lata w Hogwarcie, częściej niż chciał się przyznać, stanowił on punkt centralny jego dni, choć nie w pozytywnym sensie. Od pierwszej chwili, kiedy zobaczył, jak mierzy szaty, do momentu pocałunku w korytarzu, Draco zawsze zostawał wciągnięty na jego orbitę. Stracił to zainteresowanie podczas wojny, w czasie lat, kiedy go nie widział. Gdy ponownie się spotkali, przywołanie tego niemal obsesyjnego pragnienia zwrócenia na siebie uwagi Harry’ego nie zabrało mu wiele czasu. Szczególnie gdy ta uwaga przybrała przyjemniejszą formę.
Tak więc nawet teraz, po spóźnionych i ledwie zadowalających przeprosinach, obserwowaniu, jak do Harry’ego w końcu dociera to, co zrobił, Draco ciągle był w stanie mu wybaczyć. Wybaczy mu, bo takie właśnie jest życie, tacy są ludzie. W ciągu ostatnich kilku lat nauczył się paru rzeczy o radzeniu sobie w życiu. Zrozumiał, że nie żyje w świecie świętych i bohaterów, którzy nigdy nie popełniali okropnych błędów, nigdy nie zawiedli swoich przyjaciół, nigdy nie wybrali łatwiejszej drogi kosztem kogoś innego. Wybaczy Harry’emu — teraz i za każdym kolejnym razem, ponieważ zbyt dobrze wiedział, jak to jest potrzebować przebaczenia. Od matki i od Gregory’ego. Przebaczenia, którego nigdy nie otrzyma.
Stłumił drżenie oczekiwania, gdy poczuł na szyi ciepły oddech. A kiedy usłyszał, jak Harry cicho powiedział: „Proszę, Draco. Proszę, wybacz mi”, zrobił jedyną rzecz, którą mógł zrobić.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy Draco obrócił się z gracją, unosząc ręce najpierw, aby dotknąć, a potem chwycić go za ramiona. Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę, po czym nieśpiesznie i z rozmysłem Draco przesunął ręce w górę i przyciągnął go bliżej.
Był zadowolony z samego przyglądania się Harry’emu, obserwowania, jak topniał niepokój zastąpiony przez łagodniejsze zdumienie. Nie potrafił czekać dłużej, więc pochylił się, by obdarzyć czułym pocałunkiem jego chętne usta, ledwie dotykając ich swoimi wargami, ale na tyle wystarczająco, by przeszły go dreszcze.
— Jesteś taki piękny — wyszeptał Harry. Nie było to czymś, co Draco spodziewał się usłyszeć. — Dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważyłem? I nie mówię o tym, jak wyglądasz.
Dotykali siebie, jakby byli niezwykle delikatni i może w tym momencie właśnie tacy byli.
Harry pieścił skórę Draco, podczas gdy jego usta składały delikatne, powolne pocałunki na całej jego twarzy. Stopniowo intensywność dotyku i pieszczot stała się śmielsza. Draco był bardziej pobudzony, niż mogły powodować delikatne uściski. Zastanowił się nad tym przez chwilę. Dlaczego odpowiadał Harry’emu bez żadnego wahania albo strachu? Żaden z poprzednich mężczyzn nigdy nie rozpalił w nim takiej namiętności. Szybko jednak przestał zaprzątać sobie tym głowę; nie chciał myśleć, kiedy i gdzie, liczyło się tylko teraz. Chciał przypieczętować ich pojednanie w uniesieniu, pragnieniu i spełnieniu, i wiedział, że Harry chce tego samego.
— Wszystko, Draco. Zrobię wszystko, co będziesz chciał. Musisz mi tylko pokazać co.
Mieli resztę popołudnia, aby nad tym popracować.
Zaczęli pod prysznicem, ponieważ przez szaleńczy rajd na miotłach obaj byli spoceni i rozczochrani. Draco uwielbiał obserwować sposób, w jaki woda spływała po lekko piegowatej skórze Harry’ego, przyciemniając loki przy podstawie jego penisa. Dłońmi rozprowadził mydliny po umięśnionych ramionach, w dół szerokich pleców, pomiędzy palcami, za kolanami, przez cały czas czerpiąc przyjemność z pojękiwań i westchnień, jakimi rewanżował się Harry.
Łazienkę z pewnością zaprojektował jakiś hedonistyczny architekt, zaopatrując ją w dodatki pod prysznicem, z których robili dobry użytek. Harry opadł na ławę, a Draco klęczał przed nim, obejmując go spojrzeniem, podnieconego i twardego. Drażnił Harry’ego oddechem i lekką pieszczotą palców, aż zaczął błagać o więcej.
— Mój Boże, Draco, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Proszę…
Nie musiał powtarzać dwa razy. Draco otarł ustami o główkę penisa Harry’ego i przesunął językiem przez całą długość, ostrożnie napierając czubkiem na podstawę, dopóki Harry nie jęknął w odpowiedzi. Zadowolony, pochłonął go w całości, przesuwając mocno zaciśnięte wargi po ciepłej, miękkiej skórze. W odpowiedzi na doznanie Harry zaczął kołysać biodrami, początkowo łagodnie, a wraz z narastającym podnieceniem coraz bardziej natarczywie. Z cichym krzykiem, który Draco usłyszał w całym swoim wnętrzu, Harry doszedł, sapiąc i zaciskając palce w jego włosach. Całe pożądanie w postaci słodko-gorzkiego i słonego ciepła zalało usta Draco.
Łapczywie połknął każdą kroplę.
Odchylił się i pozwolił wodzie spływać po plecach, czerpiąc radość z przyglądania się, jak Harry wraca do siebie po orgazmie.
Spędzili kilka długich chwil wycierając się nawzajem, a potem Draco poprowadził ich do sypialni.
Och, jak bardzo tęsknił za śmiałymi palcami Harry’ego, silnymi dłońmi masującymi jego skórę, dłońmi, które były bardziej miękkie niż na to wyglądały, które go rozbudzały. Tęsknił za jego ciepłymi ustami, lekkim dotykiem rzęs na policzku, gładką skórą, uspokajającym ciężarem wciskającym go w ekstrawaganckie, białe prześcieradła. Za zachęcającymi słowami, które Harry mruczał mu do ucha — proszę, pragnę cię, Draco, Boże, tak, chcę czuć, jak we mnie dochodzisz — tak, za nimi tęsknił najbardziej.

*

Skończyło się zbyt szybko.
— Myślę, że byłoby mądrze, gdybyś nie spędzał ze mną czasu, kiedy jestem pod wpływem klątwy — powiedział Harry, z roztargnieniem bawiąc się luźnymi pasmami włosów Draco i relaksując go tak bardzo, jak tylko potrafił. — Ale jeśli to w porządku, wrócę w nocy. Jeśli mnie chcesz, zdejmij dla mnie zaklęcia zabezpieczające mieszkanie.
Draco chciał.
Ostatnie dni przysięgi milczenia uważał za nadspodziewanie zadowalające. W studio był potrzebny tylko jednego dnia, a reszta minęła mu na czynnościach wykonywanych bez pośpiechu i w rozkwitającym oczekiwaniu na nocne wizyty Harry’ego. Zaczynał przyzwyczajać się do budzenia obok niego i przestał się zrywać za każdym razem, kiedy poczuł jakiś nieznany ruch.
Popołudnie spędził przygotowując się starannie: wziął długą, gorącą kąpiel, pozwalił Sully na zrobienie mu manicure i ubrał się z troskliwą uwagą.
Drzwi Harry’ego otworzył Dean. Wyglądało to, jakby Draco przeszkodził w codziennej kolacji.
— Co tutaj robisz? — zapytał Harry. — Myślałem, że zobaczymy się później. Wejdź i dołącz do nas. Na kuchence jest dodatkowa porcja, częstuj się.
Draco był zbyt podekscytowany, aby przełknąć choć kęs.
Granger przywitała go nieśmiało. Pozwolił jej przepraszać go do czasu, aż stało się to nie do wytrzymania.
Posiłek zjedzono, naczynia pozmywano. Cała czwórka usiadła z pewnym niepokojem w salonie, gdzie Harry usadowił się na sofie blisko Draco, łagodnie głaszcząc jego udo.
— Która godzina? — zapytał Dean po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny.
Granger popatrzyła na zegarek.
— Dwudziesta trzydzieści.
Harry uniósł zdziwione spojrzenie.
— Słońce zaszło co najmniej godzinę temu. Klątwa nigdy nie zaczynała działać tak późno. Ale ja nic nie czuję. Kompletnie nic.
— I nie poczujesz — odpowiedział Draco ledwie słyszalnie.
Dźwięk jego głosu, rozbrzmiewający po raz pierwszy od miesięcy, przykuł do niego uwagę wszystkich, a Granger wydała z siebie zawstydzający okrzyk zdziwienia.
— Już nigdy więcej tego nie poczujesz. Klątwa została przerwana. To koniec.
— Jesteś pewny? — zapytała zawsze sceptyczna Granger.
— Tak, jestem. Przestała działać około siedemnastej trzydzieści osiem, mniej więcej wtedy, kiedy przyszedłem. Z Harrym ciągle nic się nie dzieje, więc tak, jestem pewny.
Dean patrzył na niego w zdumieniu.
— To znaczy, że antyzaklęcie zadziałało. Złamałeś klątwę, Draco. Nie mogę w to uwierzyć.
Harry zaniemówił. Zwyczajnie gapił się, jakby Draco pochodził z innego świata, ściskając go mocno obiema dłońmi, w razie gdyby miał zniknąć. Przez chwilę Draco obawiał się, że Harry zacznie płakać. Przestraszył się jeszcze bardziej, że zrobi dokładnie to samo.
Dean wypełnił niezręczną ciszę.
— Czy mogę być pierwszym, który zada ci pytanie, na które każdy chce znać odpowiedź? Dlaczego zdecydowałeś się złamać klątwę Harry’ego?
Draco milczał przez długi czas.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, Dean, chciałbym mu to powiedzieć jako pierwszemu. Na osobności.
— Och. Przepraszam. Jasne.
Granger podbiegła do Harry’ego i przytuliła go radośnie.
— Harry, jestem taka szczęśliwa. Nie mogę uwierzyć, że to wreszcie koniec.
Nie miała pojęcia, co powiedzieć Draco.
Harry wziął się w garść na tyle, aby powiedzieć:
— Ja też nie mogę w to uwierzyć. Dziękuję ci, Draco. — Otoczył go ramionami i przyciągnął do siebie, opierając głowę na jego ramieniu, tak że nikt nie mógł widzieć jego twarzy.
—Słuchaj, Dean, dlaczego nie podskoczymy do ciebie i nie poinformujemy wszystkich, co się właśnie wydarzyło? — zaproponowała nonszalancko Hermiona. — Nie jesteśmy tu dzisiaj potrzebni i uważam, że przyjaciele Harry’ego i ministerstwo natychmiast powinni się o tym dowiedzieć. Harry, czy mamy się tym zająć?
— Będę wdzięczny, Hermiono. Najpierw muszę zrobić coś innego, więc tak. Dzięki.
Dean zrozumiał aluzję.
— Dobrze.
Złożyli kolejne gratulacje, uściskali ich, po czym Dean z Hermioną aportowali się.
— Cholera, myślałem, że nigdy nie pójdą — powiedział Draco.
Harry popatrzył na niego w zdumieniu i roześmiał się.
— Mój Boże, jesteś tak samo nieznośny jak zawsze. Chodź tu i pozwól, że podziękuję ci, jak należy. A później chcę, abyś mówił do mnie przez całą noc.
— I o czym miałbym mówić, Harry?
Harry popatrzył mu w oczy.
— Draco…
— Co?
— To pierwszy raz, kiedy nazwałeś mnie po imieniu. Powtórz to jeszcze raz.
Draco powtórzył. Tyle razy, ile Harry poprosił.
— A teraz powiedz mi to, czego nie chciałeś powiedzieć Deanowi. Dlaczego zdecydowałeś się przerwać klątwę?
Draco próbował i na początku wydawało się, że idzie mu całkiem dobrze. Opowiedział Harry’emu o próbie ratowania dworu i zachowaniu w sekrecie udziału Lucjusza. Dokładnie wyjaśnił, z jakim wyrachowaniem próbował ukryć klątwę przed wszystkimi i jak ślizgoński był to plan. Jednak im więcej mówił, tym bardziej mu się wydawało, że Harry mu nie wierzy. Z jakiegoś powodu uparł się, że chodziło o poświęcenie i że Draco był jakiegoś rodzaju zwycięzcą.
Głupi Gryfon.
W końcu Harry uciszył go zachęcającym dotykiem.
— Chciałbym słyszeć, jak mówisz przez całą noc. Nie mogę nacieszyć się twoim głosem. Naprawdę, Draco, teraz chciałbym raczej usłyszeć coś innego.
— Hmm. Na przykład co?
Głos Harry’ego zmienił się w niski pomruk.
— Och, coś jak pieprz mnie, Harry… szybciej… mocniej… teraz. — Zaśmiał się cicho, a przez plecy Draco przeszedł dreszcz podniecenia. — Myślisz, że dasz radę to zrobić?
— Z pewnością mogę spróbować. Ale minęło już trochę czasu, więc pozwól mi najpierw poćwiczyć. — Przysunął usta do jego ucha i wyszeptał: — Chcę, żebyś mnie pieprzył, Harry… szybko… mocno… teraz.
Harry uśmiechnął się, kiedy kierowali się do sypialni.
— Mów dalej, Draco. Zdecydowanie podoba mi się to, co słyszę.
Dotyk dłoni Harry’ego nie był wystarczający, a łóżko wydawało się tak bardzo odległe. Pod wpływem impulsu Draco podstawił Harry’emu nogę i wykorzystał jego siłę rozpędu, aby ten znalazł się z powrotem w jego chętnych ramionach.
— Ach, ja…
Draco nie pozwolił mu skończyć. Jego dłonie były już wplecione we włosy Harry’ego, unieruchamiając go, aby mógł delektować się jego kuszącymi ustami. Pewne rzeczy, jak rosnące w nim pożądanie, można niezwykle łatwo wyrazić bez używania słów. Patrzył, jak Harry zamyka oczy, na jego lekko drgające rzęsy, kiedy ten odpowiada na nacisk i żądania ust Draco. Jego język grający w żartobliwą grę z językiem Harry’ego nakłonił go do wydania kilku cichych jęków i zdyszanych, zachęcających szeptów.
— Tak, Draco — wymamrotał Harry, po czym jego słowa przeszły w pojedyncze, urywane dźwięki.
Draco pogłębił pocałunek, odczuwając każdy dotyk, smak, każde westchnienie od czubka głowy do stóp. To było wszystkim, czego pragnął i niczym, czego się spodziewał. Próbował to powiedzieć Harry’emu.
— Myślałem o tobie cały dzień. Nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć cię uwolnionego od klątwy. Ja…
Tym razem to Harry kolejnym gwałtownym pocałunkiem przerwał rozmowę. Jego ręce wędrowały po plecach Draco w delikatnych pieszczotach, zatrzymując się na jego biodrach i przyciągając go bliżej. Jak cudownie.
— Łóżko — wyszeptał. Draco przytaknął i z niechęcią pozwolił mu się odsunąć.
Rozproszyła go spora sterta zwojów znajdujących się przy łóżku, których nie było tam poprzednim razem.
— To nie jest to, co myślę, Harry. Powiedz mi, że nie jest.
Harry wyglądał na zakłopotanego.
— Nie wiedziałem, co innego z nimi zrobić.
Draco się roześmiał.
— Incendio. Działa za każdym razem.
— Ale jak ty… To znaczy, nie mogłeś rzucać zaklęć. Och. Może wtedy żadnych nie dostałeś.
— Nie bądź głupi. Przychodzą w ogromnych ilościach każdego dnia od rozprawy. Sully się nimi zajmowała.
— Nie czytasz ich?
— Oczywiście, że nie. Wiem, co jest w nich napisane, głównie niezrozumiałe tyrady o mojej skandalicznej perwersji. Niektórzy oskarżają mnie o deprawację świętego Harry’ego Pottera. — Draco pochylił się i dał mu całusa okraszonego szybkim muśnięciem języka. — Hmm, tak, albo że trzymam cię pod jakimś czarnomagicznym zaklęciem. Kilka wykończonych sów przyniosło tony stron od zdenerwowanych nastolatek — i kilku nastolatków — złorzeczących, że wykradłem cię z ich fantazji. A na koniec paru sympatyków śmierciożerców, twierdzący, że ponownie ich zawiodłem.
Harry spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Zapomniałeś o jednej grupie.
Draco uniósł brew.
—Tak?
— Nie wszystkie listy są takie okropne. Niektóre podtrzymują na duchu.
Draco skinął głową.
— Poparcie ze strony innych homoseksualnych czarodziejów?
Zaskoczył go śmiech.
— Cóż, nie. W obu przypadkach. Sporo z nich to zamężne kobiety.
— Chyba żartujesz. To po prostu… dziwne.
— No nie wiem. Tak się składa, że się z nimi zgadzam. — Harry przerwał rozmowę i przyciągnął go do kolejnego długiego i powolnego pocałunku.
Draco niechętnie się od niego oderwał.
— Mogę? — Wyciągnął różdżkę.
— Proszę bardzo.
Nakierował ją na piętrzący się stos zwojów i z gracją machnął dłonią.
Incendio.
Krótki błysk pochłonął obraźliwe listy, po czym szybko zniknął.
— Boże, to było przyjemne — powiedział zdumiony. — To pierwsze zaklęcie, które wypowiedziałem od miesięcy. — Obrócił się, patrząc na pokój. Wkrótce rozległo się echo zaklęć lewitujących, czyszczących i transmutujących, przeplatane jego radosnym śmiechem.
Porzucone skarpetki powędrowały do kosza.
— Jesteś szalony, Draco — stwierdził z chichotem Harry.
Uśmiech Draco był obłudnie niewinny, a błysk w jego oczach zdecydowanie diabelski.
— Jeszcze nic nie widziałeś. — Skierował różdżkę na Harry’ego i zaczął szeptać zaklęcie.
Guziki jego koszuli zaczęły przeciskać się przez dziurki, po czym ta zsunęła się z jego ramion. W milczącym przyzwoleniu Harry uniósł ramiona na tyle, aby ubranie spadło na ziemię.
Kolejne słowo i rozwiązały się jego sznurówki. Zrzucił buty, a one na rozkaz Draco powędrowały w róg pokoju. Skarpetki podążyły za nimi.
Psotny uśmiech Draco stanowił jedyne ostrzeżenie przed tym, co miało nadejść. Pasek Harry’ego rozpiął się i opadł na ziemię. Guzik spodni był następny w kolejce, a zanim zamek, który otworzył się boleśnie wolno. Ostatnie wyszeptane słowo i Harry stał w samych bokserkach.
— Mogę? — zapytał ponownie Draco.
Harry przytaknął.
Tym razem Draco nie miał zamiaru użyć różdżki. Położył ręce na talii Harry’ego i wsunął palce pod gumkę, ciągnąc miękki materiał w dół i uwalniając jego erekcję, ale nie obdarzając jej najmniejszym dotykiem.
— Och. Ja. Tak — wyszeptał Harry.
Draco zrobił krok do tyłu, a Harry podążył za nim, aby go posmakować, nachylając się i wzdychając, kiedy został za to nagrodzony.
— Wyglądasz nadzwyczajnie — powiedział mu Draco.
— A ty masz na sobie zbyt wiele ubrań.
— Hmm. Pozwól mi coś z tym zrobić. — Rozbierając się, przywołał swoją wyuczoną pozę, rozkoszując się podnieceniem na twarzy Harry’ego. Wreszcie stali nadzy, twarzą w twarz.
— Draco. Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.
— Co?
— Chcę cię słyszeć. Po prostu mów do mnie.
— Mówię do ciebie, Harry. — Draco był zdezorientowany.
— Wiem. Ale chcę usłyszeć, jak mówisz, co myślisz, kiedy cię dotykam. Kiedy robię to. — Przesunął rękami po ramionach Draco i powoli w dół pleców, palcami śledząc linię kręgosłupa. — Albo to. — Językiem nakreślił linię od ramienia Draco aż do ucha. — Albo to. — Jego ręce dotarły do pośladków Draco i przyciągnęły go bliżej, a ich erekcje otarły się o siebie, sprawiając, że obaj sapnęli w doznaniu nagłego dotyku i gorąca.
— Och, Boże. Nie jestem pewien, czy dam radę. Słowa po prostu nie... — wyszeptał.
— Proszę. To tylko… wyobrażałem to sobie. Co byś mi powiedział, gdybyś mógł? Odkąd się znamy, nigdy nie prowadziliśmy zbyt wielu rozmów. Przyzwoitych. — Harry odsunął się, aby spojrzeć Draco w oczy. — Nigdy nie słyszałem cię w łóżku za wyjątkiem moich fantazji.
— Och. — Nie pomyślał o tym w ten sposób, był przyzwyczajony do słuchania Harry’ego podczas seksu i nie brał pod uwagę swoich własnych braków. Jednak Harry wydawał się być spragniony tych tych niewypowiedzianych nigdy słów. Draco wiedział, czy może być tak swobodny, jak on — jedna z wad ślizgońskiego seksu. Nigdy nie czuł się skrępowany, leżąc nago przy swoim partnerze, ale był ostrożny w ujawnianiu emocji. — Nie mam pojęcia, czy jestem w tym dobry.
— Poćwiczmy. — Obejmując rękoma talię Draco, Harry popchnął ich na łóżko, układając się w połowie na nim. — Powiedz moje imię.
— Harry. Tak? Harry, Harry, Harry, Harry, Harry. — Pocierał ustami o ucho Harry’ego.
— Doskonale. A teraz powiedz mi, czego pragniesz.
Draco zastanawiał się przez chwilę, a potem wyświadczył mu tę grzeczność.
— Chcę czuć twoje usta na skórze. Doprowadza mnie to do szaleństwa. — Odchylił głowę do tyłu, oferując gardło głodnym ustom Harry’ego. — Och, tak. Dokładnie tak.
Harry przemierzył jego ciało dłońmi i ustami, każdym delikatnym ugryzieniem, miękkim dotykiem lub mocnym chwytem wywołując kolejne słowa Draco.
— Powiedz mi, Draco. Powiedz mi, co mam zrobić. Cokolwiek.
— Pozwól mi się przelecieć.
— Tak. — Harry posłuchał od razu, rzucając zaklęcie nawilżające i opadając z powrotem na łóżko z tak widocznym poddaniem, że oddech Draco przyspieszył z pragnienia. Bycie świadkiem siły i kontroli podarowanej mu tak chętnie, tak posłusznie, okazało się niesamowitym doświadczeniem. — Dam ci wszystko, co mogę dać — powiedział Harry. — Tylko poproś, a będę twój.
Tego rodzaju wyznanie było niezbadanym terytorium. Draco obawiał się, że jeśli coś powie, może wyjawić zbyt wiele. Harry jednak pospieszał go swoimi zachęcającymi szeptami.
— Powiedz, czego pragniesz, Draco.
— Chcę, żebyś… ja… to jest jak… — Najpierw przygotował Harry’ego palcami, a potem wszedł w niego delikatnie, niesamowicie podniecony, próbując nie dojść zbyt wcześnie. Harry utkwił z nim spojrzenie, biorąc go w siebie.
— Powiedz mi.
— Ja. Harry. Chcę… ciebie. — Zaczął powtarzać te słowa, jakby były mantrą, w takt pchnięć. — Chcę ciebie.
— Jestem twój, Draco. Chcę, żebyś mnie wziął. Twój. — Draco mógłby dojść,słysząc sam głos Harry’ego, jednak rozkoszne tarcia kołyszącego się pod nim ciała doprowadziły go na szczyt. Rozpłynął się w Harrym, który wymamrotał słowa, odbijające się echem w jego głowie: — Twój. Twój. Twój.
— Twój — odpowiedział szeptem Draco, ale wiedział, że Harry go usłyszał.

*

Być może świat wcale nie jest taki mały,
A życie to nie tylko niepodważalny fakt.

(„Calice”, Gilberto Gil i Chico Buarque)[2]

Ku konsternacji Draco, a także bez jego wiedzy, Harry udzielił ekskluzywnego wywiadu dla „Żonglera”, rozpływając się z zachwytu nad tym, co Draco zrobił, by uratować go od koszmarnej klątwy Lucjusza. Czuł się okropnie zażenowany, więc przez kilka następnych tygodni przesiadywał całymi dniami odosobniony w mugolskiej części Dziurawego Kotła, by uniknąć obłąkańczego rozgłosu.
— Nie jestem żadnym Draco Odkupicielem — warknął, przedrzeźniając nagłówek artykułu i z obrzydzeniem rzucił w Harry’ego gazetą. — Czy nie mogą wbić sobie do tępego łba, że ja w ogóle nie byłem zły? Dlaczego nie zostawią tego w spokoju?
Odpowiedź Harry’ego na jego narzekania zawsze była taka sama: stanowczy pocałunek, który często prowadził do działań znacznie przyjemniejszych.
Jakby tego było mało, Harry raczył wszystkich w studio JayKay całkowicie zmyślonymi szczegółami jego tajemniczego milczenia, kreując go tym na bohatera równie wyssanej z palca historii. Ponieważ nikt z zatrudnionych przez Knightleya nie słyszał, jak Draco mówi, nowinki te zakłócały pracę przez kilka następnych dni. A kiedy Daniel odkrył w końcu, że Draco ma przekłuty język, stał się nie do zniesienia i ciągał go ze sobą praktycznie wszędzie — Draco postawił ostateczną granicę w barze z jedzeniem na wynos obok studia — gdzie nakłaniał go do zaimprowizowanego pokazania kolczyka niezbyt dyskretną i zdecydowanie zbyt radosną insynuacją.
Co zrozumiałe, Severus o całej sprawie wyraził się cierpko. Szczegółowo skrytykował to, jak bardzo nie po ślizgońsku Draco się zachował, a przez następne kilka dni atmosfera między nimi pozostała napięta. Draco upierał się, że jak zawsze kierował się swoim własnym dobrem, a Severus niechętnie przyznał mu rację. Nadal był jednak niezadowolony z nowej roli, jaką Harry pełnił w jego życiu.
— Nie zachowuj się tak, Severusie. Czy niedawno sam nie sugerowałeś, że powinienem się wyluzować i korzystać z życia? Nie mów, że nie wziąłem do serca twojej rady. Przynajmniej nie będziesz musiał pisać dla mnie ogłoszenia do rubryki matrymonialnej w „Proroku Codziennym”.
— Nawet jeśli najbardziej żałosny respondent okaże się o niebo lepszy od Pottera?
Draco jedynie uśmiechnął się pogodnie.
— Staw czoło faktom. Harry i ja mamy szczególnego rodzaju złą sławę, która odstrasza ludzi. Tak naprawdę, Severusie, mogłoby cię zaskoczyć, jak bardzo do siebie pasujemy.
Snape popatrzył na niego z irytacją.
— Draco, po tym, co się stało, nic więcej mnie nie zaskoczy.
— Wiedziałem, że zrozumiesz. — Draco z rezygnacją wzruszył ramionami.
— A czy gryfońscy przyjaciele Pottera też to rozumieją?
— Lepiej niż sądzisz. Cóż, Dean i ja byliśmy przyjaciółmi, jeszcze zanim zszedłem się z Harrym. Przestań być taki zszokowany, że przyjaźnię się z osobą mugolskiego pochodzenia. Granger jest teraz z Deanem, więc pewnie odczuwa presję z dwóch stron, by dobrze się zachowywać. Reszta była tak zaskoczona całą sytuacją, że nie oponowali zbyt usilnie, kiedy zacząłem opiekować się Harrym, więc rozumieć nie musieli. Jeśli teraz zaczną mieć pretensje, wyjdą na hipokrytów, więc dla dobra Harry’ego trzymają język za zębami.
Severus z oporem ustąpił.
Draco wiedział, że wciąż ma u Sully ogromny dług do spłacenia, ale podszedł do sprawy delikatnie.
— Wiesz, byłaś dla mnie wielką pomocą — powiedział jej. — Czarodziej, który zamierza podziękować swojej skrzatce, mógłby też zapytać, czy nie chce od niego ubrań...
Przeklął się w duchu, że na wszelki wypadek nie przygotował chusteczki do nosa. Sully oplotła mu ramiona wokół nóg, a jego spodnie na kolanach szybko stały się mokre.
— Pan Draco nie wyrzuca Sully? Sully nie chce ubrań — załkała.
Najwyraźniej wyraził się nieodpowiednio.
— Nie! Nie wyrzucam cię. Żadnych ubrań, dobrze? Proszę, przestań płakać.
— Sully zostaje z panem Draco? — Wytarła obficie cieknący nos o jego spodnie. Postarał się nie skrzywić.
— Oczywiście. Chciałem tylko sprawić ci przyjemność. Podziękować za wszystko, co zrobiłaś dla mnie w ciągu ostatnich miesięcy. Przychodzi ci do głowy coś, co mogłoby ci się spodobać?
Odsunęła się od niego i uśmiechnęła nieśmiało.
— Coś, co Sully mogłoby się spodobać?
Pokiwał głową.
— Powiedz mi.
Co złego mogłoby to być?
Po jednym pstryknięciu jej palców poznał odpowiedź. Skrzatka trzymała w dłoniach mugolski magazyn, najwyraźniej czytany wielokrotnie. Otworzyła go na wybranej stronie i wręczyła mu z entuzjastycznym uśmiechem.
Ze zdjęcia patrzyła na niego własna, ponura twarz o wydętych ustach. Co gorsza, pochodziło ono z dni, w których z niewiadomych powodów załoga charakteryzatorska Knightleya postanowiła przesadzić z zacieraniem granic płci, a Daniel przypieczętował ich decyzję, szalejąc z lokówką. W kwestii kobiecości Draco mógł rywalizować z samą Pansy Parkinson. Nie miał pojęcia, gdzie skrzatka natknęła się na ten magazyn.
— Czy pan Draco może sprawić, żeby Sully wyglądała tak pięknie, jak wygląda pan?
Och, kurwa.
— Cóż. Ee. Tak.
Dwa dni później namówił Harry’ego, by złożył Weasleyowi i jego dziecku spóźnioną wizytę, starannie obłożył zaklęciami sieć Fiuu, po czym spędził kilka następnych godzin, demonstrując swojej urzeczonej skrzatce właściwy sposób nakładania konturówki do ust i cienia do powiek.
— Nie, Sully, spójrz na mnie. Musisz poczekać, aż wyschnie maskara albo będziesz wyglądała jak panda. Chodź, zetrzemy to i spróbujemy jeszcze raz.
Powtarzał sobie, że wcale nie jest dziwny, a jedynie elastyczny. Łatwość przystosowywania się do sytuacji to absolutnie ślizgońska cecha.
— Proszę, kupiłem ci też perfumy.
Sully otworzyła butelkę i, ku przerażeniu Draco, natychmiast wylała sobie całą zawartość na głowę. Szybko przekonał się, że nawet najlepsze francuskie zapachy w większych ilościach powodują mdłości.
Ze wszystkich przyjaciół Harry’ego Granger była chyba najbardziej skruszona, że tak źle go oceniła. Na własny sposób próbowała mu to wynagrodzić, stając się tak służalczą, że usiłował unikać jej, gdy tylko nadarzała się ku temu sposobność. Ponieważ jednak często przebywała w towarzystwie Deana, okazało się to na tyle trudne, że w końcu się z tym pogodził. Ale nie w milczeniu.
— Nareszcie skończyłam numerologiczną analizę klątwy — oświadczyła, rozwijając długą rolkę pergaminu. — Szczególnie jeśli chodzi o wzór 6-5-4-3-2-1. Cyfra 6 dużo pokazuje, kiedy patrzę na nią przez ogólną definicję. — Tu nastąpiło skomplikowane wyjaśnienie, ale Draco nie brał zaawansowanych lekcji numerologii, więc stracił wątek. — Pewnie nic nie rozumiecie?
— Nie. Co to dokładnie znaczy? — zapytał Harry.
Panna Encyklopedia zachowywała się jak pies spuszczony ze smyczy.
— Możliwość złamania klątwy dość wyraźnie obraca się wokół cyfry 6. Reprezentuje ona stabilność, niezawodność, a w szczególności ochronę. Spójrzcie na tę część. — Wskazała niezrozumiałą plątaninę cyfr. — Ogólnie ujmując, cały wzór mówi nam, że dźwigając wielką odpowiedzialność, a także pozostając konsekwentnym, łamiący klątwę nie tylko osiągnie harmonię ze społeczeństwem, ale stanie się również opiekunem tego, którego klątwa dotknęła. Dostąpi też wyższego poziomu duchowości, dzięki któremu zrozumie siebie i otaczający go świat. Prawdopodobnie milczenie ogrywa tu swoją rolę, dzięki wymuszonemu okresowi refleksji łamiący zmienia się w człowieka bardziej introspekcyjnego i intuicyjnego.
Draco uważał, że to całkowita bzdura, ale Harry zdawał się myśleć, że Granger wypowiedziała właśnie słowa ogromnej mądrości.
— Dobrze, wyjaśnij jeszcze raz tę część — poprosił Harry nieco zbyt entuzjastycznie. — O byciu opiekunem. To przecież strzał w dziesiątkę, nie sądzisz, Draco?
Draco wzruszył ramionami, ale nie zaprzeczył.
Seamus zmarnował o wiele za dużo czasu, wymyślając chwytliwe określenie dla Draco, które ładnie komponowałoby się z Chłopcem, Który Przeżył.
— Już wiem! — wykrzyknął. — Chłopiec, Który Kochał.
Draco odpowiedział pełnym bólu wyrazem twarzy.
Odpieprz się, Finnigan, ty idioto.
Harry tylko się roześmiał.

*

Dziękuję ci za powietrze, którym oddycham, za bijące serce,
Oczy, które znowu widzą (tysiące pięknych rzeczy),
Za wszystko, co było i minęło, wygrane bitwy,
Dobro i zło w każdym z nas (o tym będę pamiętać).

(„A Thousand Beautiful Things”, Annie Lennox)[3]

Jake Knightley odsunął głowę od aparatu i posłał Draco rozbawione spojrzenie.
— Uspokój się, cukiereczku. Nie możemy pokazać erekcji u Burberry, pamiętasz? Odpocznij minutkę i weź się w garść. Nie, nie dosłownie. Postaraj się myśleć o ekonomii.
— O Margaret Thatcher. Nago — dołączył się kolejny głos.
— Nie. O Robinie Cooku.
— Och, a co powiesz na Ann Widdecombe?
W odpowiedzi rozbrzmiał pełen uznania śmiech.
Była to zwyczajowa zabawa w studio: pomoc modelowi w pozbyciu się nieoczekiwanego problemu. Draco jednak nigdy wcześniej nie był jej obiektem i nawet z jego tendencjami do ekshibicjonizmu, poczuł się teraz skrępowany.
— Utknięcie w metro podczas upalnego dnia.
— Z grupą niemieckich turystów.
— Którzy całe popołudnie popijali piwo.
— W skórzanych, bawarskich szortach. — Ostatnia propozycja, oczywiście, należała do Daniela. — Och, przepraszam, to nie pomogło, co?
— Ee... to może ja sobie zaczekam...
Jake odwrócił się, słysząc nieoczekiwany głos.
— Proszę, proszę, czy to nie pan Potter? Powinienem był się domyślić.
Wszyscy się roześmiali, a Harry wyglądał na zażenowanego.
— Myślałem, że macie przerwę na obiad. Nawet modele muszą kiedyś jeść.
— Ciągle mi to powtarzają — odpowiedział Jake. — Ale mamy opóźnienie, potrwa to jeszcze kolejne pół godziny. No, teraz dłużej — dodał i rzucił Harry’emu szybki uśmiech.
— Moglibyśmy też przerwać teraz i pozwolić Smoczkowi zadbać o swój mały kłopot. Jestem pewien, że Harry... — odezwał się Daniel.
— Nie kończ, jeśli chcesz żyć — ostrzegł go Harry, a stylista uśmiechnął się do niego z udawaną niewinnością.
— Nie, popracujmy jeszcze pół godziny i skończmy to wreszcie — zawyrokował Jake. — Zrobimy kilka ujęć zapiętych płaszczy. Pół godziny, Potter. A teraz spływaj.
Daniel posłał Harry’emu kokieteryjne spojrzenie.
— Wiem, czym możemy się przez ten czas zająć. — Ujął dłoń Harry’ego w swoją, splatając razem ich palce, i pociągnął go w przeciwnym kierunku.
— Jeśli spróbujesz zrobić coś Harry’emu, Danielu, wykopię cię na Wyspy Szetlandzkie — ostrzegł Draco.
Harry spojrzał na Daniela z udawaną powagą.
— Widziałem, jak to robi. Słyszałeś o Stonehenge? Cóż, to był dom ostatniego faceta, który starał się poderwać jego chłopaka.
— Tak, tak. Jak to mówią? Mocny tylko w gębie? — Kiedy szli, Daniel z czułością wsunął rękę Harry’ego pod swoje ramię. — Tak czy siak, jestem dżentelmenem. Twoje obawy są nieuzasadnione. Niestety.

*

Pół godziny później Daniel ponownie wkroczył do studio, ręka w rękę z Harrym, wyglądając na tak zadowolonego z siebie, jakby eskortował samą królową. Albo, co bardziej prawdopodobne, jednego z młodych książąt. Draco poznał powód, gdy tylko spojrzał na Harry’ego.
— Co ci się stało?
Harry posłał mu spojrzenie pełne wątpliwości.
— Nie podoba ci się?
— Oczywiście, że mi się podoba. Wyglądasz wspaniale. Nie żebyś wcześniej nie wyglądał.
Niezwykle uradowany Daniel w końcu rozprawił się z mopem na głowie Harry’ego i Draco musiał przyznać, że rezultaty okazały się porażające — Harry miał włosy znacznie krótsze, subtelnie wystylizowane, ale wciąż na tyle zwyczajne, by nie wydawały się dziwaczne.
— Jesteś pewien?
— Och, tak. Jestem pewien. Daniel to istny geniusz.
Stylista udawał obrażonego.
— Oczywiście, Smoczku. Czy sądzisz, że jestem fryzjerem tylko dlatego, żeby marnotrawić cały dzień z tak pięknymi modelami jak ty?
Draco obdarzył go wymownym spojrzeniem.
— Właściwie, tak.
— Och, jakiś ty niemiły, kochanie. Myślę, że lubiłem cię bardziej, kiedy milczałeś. Gdybyś nie był takim nieznośnym snobem i narcyzem, Smoczku, zauważyłbyś, że jestem dobry w swoim fachu. Kocham to, co robię. — Daniel oplótł zalotnie ramię wokół Harry’ego i uśmiechnął się przebiegle. — Część z marnotrawieniem to tylko dodatkowy bonus. My, ogniści gejowscy fryzjerzy, musimy utrzymywać stereotyp, rozumiesz? Nie, pewnie nie rozumiesz.
Draco wiedział, że Danielowi nie udało się rozbawić Harry’ego, który nigdy dotąd nie znał kogoś takiego jak on.
— Więc naprawdę tylko udajesz? — zapytał Harry.
Daniel był w pobłażliwym nastroju, wywołanym dopiero co wykonaną stylizacją.
— Oczywiście, że tak. W pewnym sensie. Wszyscy przecież udają w miejscach publicznych, nie sądzisz? Weźmy, na przykład, ciebie. Jesteś najbardziej heterycko wyglądającym gejem, jakiego spotkałem. A teraz przyjrzyjmy się naszemu Smoczkowi. Cóż, nie może ukryć, że to najgorętsza istota chodzącą po ziemi, ale założę się, że głęboko w środku niezły z niego drań. Po prostu udaje miłego, żeby zaciągnąć cię do łóżka.
Po jego minie Draco poznał, że Daniel nie rozumiał, czemu ta bezceremonialna uwaga wywołała u nich tak trudną do opanowania salwę śmiechu.
Harry otrząsnął się pierwszy.
— Więc cały czas udajesz ekstrawaganckiego geja, kiedy naprawdę...
— Jeśli oczekujesz, że powiem ci, iż w rzeczywistości mam w Bexley żonę i trójkę dzieci, to niestety jesteś w błędzie. Naprawdę jestem ekstrawaganckim gejem.
— Z chłopakiem i trzema biszonami kędzierzawymi[4] w Earl Court — zasugerował Draco.
— Święta prawda. Z chłopakiem, którego trzymam z daleka od takich jak wy. Samoobrona, kochanie.
Harry uniósł ręce w geście udawanego strachu.
— Bez obaw. Draco wykopałby cię...
— ...na Wyspy Szetlandzkie? — podpowiedział Daniel.
— Właśnie. Harry wie, że w tym zakresie zostałem specjalnie wytrenowany. — Nieoczekiwany niepokój na twarzy Harry’ego przypomniał Draco o fakcie, że prawdopodobnie zagalopował się w rozmowie zbyt daleko jak na gryfońskie poczucie komfortu, szczególnie przy Danielu, więc szybko zmienił temat rozmowy. — Ups, zapomniałem. Lepiej poudaję miłego, żeby Harry zabrał mnie na obiad.
Harry posłał mu zrelaksowany uśmiech z małą nutą wdzięczności. Draco wziął to za zachęcający znak, objął go w pasie ramieniem i przyciągnął bliżej. Daniel zrozumiał sugestię i puścił Harry’ego z ostentacyjną niechęcią.
Draco nie mógł oprzeć się pragnieniu przesunięcia dłonią po krótszych włosach Harry’ego. Daniel zrobił coś, co sprawiło, że stały się niesamowicie miękkie. Kiedy przeczesywał palcami miejsce nad uchem, stylista pochylił się i klepnął go w rękę.
— Nie dotykamy, Smoczku. Nie. Dotykamy.
Draco uśmiechnął się i pociągnął Harry’ego w objęcia, ponownie zatapiając dłoń w jego włosach.
— Słyszysz coś, Harry? Jakieś odległe, irytujące brzęczenie?
Harry odwzajemnił uśmiech, a Daniel skrzyżował ramiona i wydął usta.
— Rozumiem, że nic tu po mnie. Och, cóż, dobrze, że jestem zaślubiony z tą nędzną robotą.
— Czy nie powiedziałeś nam, że ją kochasz? — zapytał Harry.
— Przyznaję, że to lepsza zabawa niż praca w warsztacie samochodowym.
— Z tym się zgodzę — przyznał Draco.
Daniel prychnął.
— Nie, Smoczku, kochanie. Nie widzi mi się, żebyś miał kiedykolwiek pod paznokciami choć trochę smaru. Powiedziałbym, że też dobrze pasujesz do swojej pracy. Ty sobie próżnujesz, pięknie wyglądając, a ja się z tobą cackam, żeby szarzy obywatele mogli o tobie pofantazjować.
Draco nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, ale zdawał sobie sprawę, że modeling cieszył go coraz mniej. Wybrał tę pracę, ponieważ była jedną z niewielu, którą mógł wykonywać, starając się złamać klątwę Harry’ego. Ostatnio jednak czuł, że popadł w rutynę i jedynie wypełnia nią wolny czas. Nie żeby nie doceniał Daniela, Jake’a i innych, ale wiedział, że potrzebuje czegoś bardziej produktywnego niż ładnie wyglądać.
To zawsze mógł robić tylko dla Harry’ego.
Może gdyby zapytał, Jake nie miałby nic przeciwko, by nauczyć go kilku rzeczy o pracy po drugiej stronie aparatu.
Daniel przyglądał się Harry’emu z ponowionym zainteresowaniem, jakby coś właśnie do niego dotarło.
— Wiesz, Harry, nadal nie mam pojęcia, czym ty się właściwie zajmujesz.
— Czy to nie oczywiste? — zaśmiał się Harry. — Jestem szarym obywatelem, fantazjuję o Draco.
— Nie, naprawdę. Powiedz mi.
— Cóż, był kiedyś wielkim bohaterem wojennym — Draco ulitował się nad Harrym. — Ocalił świat od sił zła, to stąd ma tę wielką, okropną bliznę. Teraz jest tylko międzynarodowym szpiegiem. Ale, oczywiście, musi mówić wszystkim, że pracuje na stanowisku bankiera inwestycyjnego.
— To powołanie — wyszczerzył się Harry. — Cóż mogę powiedzieć?
— Och, oczywiście — odparł Daniel. — Dzięki za informacje.
Harry spojrzał znacząco na zegarek.
— Nie powinniśmy iść już na obiad? Robi się późno.
Daniel westchnął.
— No to zmiatajcie. Szczerze, wciąż nie mieści mi się w głowie, jak udaje wam się dotrzeć do hotelu w Belgravii i wrócić, zjeść obiad i wciąż mieć czas na małe co nieco.
— My nie... — zaczął Harry.
— Oczywiście, że tak. Nie kłam.
— Och, więc w tym przypadku… — Draco przybrał tajemniczy wyraz twarzy — to magia.
— Ojej, serio? Do zobaczenia później. I ostrzegam cię, Smoczku, nie waż się popsuć mu fryzury, bo inaczej wykopię cię na Wyspy Szetlandzkie.

*

Więc… rozpal mnie jak słońce, ostudź swoim deszczem,
Już nigdy nie chcę zamknąć oczu...

(„A Thousand Beautiful Things”, Annie Lennox)[5]

Harry wyglądał zbyt poważnie, zważywszy na to, co właśnie robili.
Aportowali się do mieszkania Draco, ponieważ nikt nie znajdował się na tyle blisko, aby ich usłyszeć. A może zwyczajnie ściany były tak grube? Harry, który podczas seksu zawsze był rozmowny, teraz zachęcał go do bycia tak samo głośnym jak on sam. Sąsiedzi Harry’ego nie podzielali jego entuzjazmu.
— O czym myślisz, cudowny chłopcze? — zapytał Draco. Delikatnie przesuwał dłonią w górę i w dół lepkiego uda Harry’ego. Żaden z nich nie spieszył się zbytnio, aby rzucić zaklęcie czyszczące.
Harry odwrócił głowę, żeby na niego spojrzeć.
— Ach. Po prostu myślę o tobie.
— Achaaa. To dlaczego się nie uśmiechasz?
Harry w odpowiedzi obdarzył go porywającym uśmiechem, po czym wyciągnął rękę, żeby przyciągnąć usta Draco do swoich.
— Lepiej? — wymruczał przy jego wargach.
— Lepiej — przyznał.
— Popsułem twój makijaż. I włosy. Przykro mi.
— A mnie nie. Ty bestio. — Harry lubił przepraszać za każdą najmniejszą rzecz, ale Draco zauważył, że było to szczere tylko raz na jakiś czas. — Opanowałem więcej oporządzających zaklęć niż ktokolwiek inny.
— Malfoy, ty wielki bufonie, dlaczego nie jestem zaskoczony?
W oczach Harry’ego pojawił się niebezpieczny błysk. Zanurzył obie dłonie we włosy Draco, plącząc je dziko. Draco przez chwilę pozwolił mu się nimi pobawić, a potem przerwał grę, powoli pojmując w posiadanie jego usta i język, dopóki Harry nie opuścił rąk.
Nieco później Harry dał za wygraną i opadł na poduszki.
— Właściwie myślałem, jak bardzo lubię słyszeć twój głos, kiedy uprawiamy seks.
Draco usłyszał zawoalowaną aluzję dotyczącą jego wkładu w złamanie zaklęcia, jednak nie chciał drążyć tematu. Z wdzięcznością Harry’ego nadal czuł się nieswojo. Chciał, aby ich związek — czymkolwiek był i gdziekolwiek zmierzał — opierał się na czymś nieco mniej altruistycznym.
— Co jeszcze lubisz, Harry?
— Dlaczego zawsze próbujesz zmienić temat?
Rozszerzył powieki w udawanej niewinności.
— Co masz na myśli? Myślałem, że rozmawialiśmy o seksie. Przegapiłem coś?
Harry roześmiał się, tak jak Draco przewidział. W całej ich narastającej zmienności, do tej pory jako dorośli wykazali się całkowicie nieprzewidzialnymi i wszechstronnymi możliwościami utrzymywania między sobą harmonii. Póki co. Harry miał wystarczająco rozsądku, aby trzymać się z daleka, kiedy Draco był w jednym ze swoich, trzeba przyznać, że częstych, zmiennych nastrojów.
— Cóż, rozmawialiśmy o seksie. Tak jakby. Próbowałem ci powiedzieć, jaki jestem wdzięczny, że mogę cię teraz słuchać.
— Przydałoby się trochę tego uznania, kiedy byliśmy w Hogwarcie.
— Odwal się, Draco. Dobrze wiesz, że wtedy na to nie zasługiwałeś.
— Nie bardziej niż teraz — powiedział lekko.
Harry przekręcił się na bok, a na jego twarzy pojawiła się znowu ta markowa powaga, której Draco uczył się obawiać.
— Draco, dlaczego nigdy nie pozwalasz mi powiedzieć, jak bardzo jestem ci wdzięczny za złamanie klątwy?
— Już to wyznałeś. Raz wystarczy. A ja ci odpowiedziałem, że nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to, ponieważ uważałem, że to jedyny sposób, aby utrzymać przy sobie dwór. Dlaczego nigdy nie pozwalasz mi tego powiedzieć?
— Już mi to wyznałeś. Raz wystarczy. Poza tym, to bzdura, Smoczku, i dobrze o tym wiesz.
Usiadł tak, że prześcieradło ledwie zasłaniało mu uda.
— Nieprawda. Nie jestem jakimś bezinteresownym Gryfonem, jakiego próbujesz ze mnie zrobić. Jestem kompletnie egoistyczny i nie powinieneś mi za to dziękować.
Ku jego irytacji, Harry tylko się uśmiechnął.
— Może na początku było to prawdą. Ale obserwowałem cię przez cały proces i wtedy nadal nie przerwałeś milczenia. Nawet gdy miałeś swoją jedyną realną szansę na zatrzymanie dworu. — Harry gestykulował dłońmi, wyliczając punkty na swoich wciąż lepkich palcach. — Nawet po tym, jak ministerstwo ci go zabrało. Nawet po tym, jak byłem dla ciebie kompletnym dupkiem i cię odrzuciłem. Do czasu aż klątwa została przerwana. A teraz powiedz mi szczerze, jaki miałeś powód, żeby to zrobić?
Nie odpowiedział, bo miał świadomość, że to, co wymienił Harry, było prawdą. Ostatnie tygodnie po procesie — zrobił to dla Harry’ego. Jednak nie znaczyło to, że był gotów się do tego przyznać.
Harry kontynuował:
— Czy kiedykolwiek pomyślałeś poważnie o zaniechaniu złamania klątwy? I proszę, odpowiedz mi szczerze. Naprawdę chciałbym wiedzieć.
Rozważył możliwość nieodpowiedzenia. Oczywiście, że o tym pomyślał. Dusił to w sobie, kiedy był sfrustrowany, pozwalał temu narastać, kiedy złościł się na Harry’ego za to, że w niego zwątpił. Ale nigdy nie myślał poważnie o porzuceniu starań, nie po tym, kiedy pierwszy raz zobaczył, jak Harry cierpi. Fakt, że nigdy nie rozważał na poważnie porzucenia Harry’ego... cóż, bardzo go to przerażało.
Pozwolił słowu spłynąć z jego ust tak cicho, że nie był pewny, czy Harry go usłyszał.
— Nie.
Harry usłyszał.
— Dziękuję — powiedział, tak samo cicho. Draco nie miał pojęcia, czy dziękował za odpowiedź, czy za powód, który się za nią krył.
Harry przesuwał palcem po nagim kolanie Draco.
— W porządku. Nie musimy o tym więcej rozmawiać. — Spojrzał na Draco spod wciąż długiej grzywki przysłaniającej bliznę. — Mam inne wieści.
— Hm?
— Dwór jest na sprzedaż.
Draco poczuł nagły uścisk w żołądku i zaskoczył sam siebie mówiąc:
— Powodzenia dla ministerstwa w uzyskaniu za niego przyzwoitej sumy. Może ktoś mógłby go kupić i przekształcić w Muzeum Czarnej Magii.
Harry pozwolił ciszy rosnąć.
— Myślałem, że może mógłbym… — zaczął po chwili.
Draco od razu uświadomił sobie, co Harry chciał zaproponować i szybko mu przerwał.
— Nie, Harry. Nie pozwolę ci sprezentować mi dworu.
Widział, że Harry szykował się do kłótni, ale nie było możliwości, aby pozwolił mu na kupno choćby garści ziemi. Nie posiadał już fortuny Malfoyów, posiadłości czy dziedzictwa, ale wciąż nosił w sobie malfoyowską dumę.
— Ale Draco…
Nie. Po prostu nie.
Harry miał ten sam wyraz twarzy, który pamiętał z nocy, kiedy opuścił Hogwart dla śmierciożerców i czuł to samo irracjonalne pragnienie, aby ulec Harry’emu. Jednak nie zrobił tego wtedy i nie zamierzał zrobić teraz.
— Harry, proszę. To nie tak, że nie wiem, że chcesz to zrobić, bo straciłem dwór. Ale, szczerze mówiąc, nie sądzę, aby cokolwiek, co mogłem powiedzieć przed Wizengamotem na procesie, zrobiło jakąkolwiek cholerną różnicę. Zbyt dużo polityki, za mało zdrowego rozsądku, wiesz? — Harry chciał mu przerwać, ale Draco na to nie pozwolił: — Wysłuchaj mnie. Wiem, że myślisz, że dwór był dla mnie całym światem. Wszyscy tak myślą. Do diabła, sam tak myślałem, dopóki skrzat domowy mi tego nie wyjaśnił.
To oświadczenie było dla Harry’ego zdumiewające. Draco miał nadzieję, że takie będzie.
— Hermiona byłaby z ciebie taka dumna — udało mu się wydusić. — W jednej chwili zapisałaby cię do WSZY.
— Bez wątpienia.
Był w na tyle diabelskim nastroju, aby pozwolić ciekawości Harry’ego rosnąć, aż w końcu zmuszony był zapytać:
— Więc, co ten tajemniczy skrzat ci powiedział?
— Oczywiście chodzi o Sully. Zawsze uważałem, że przynależała do dworu i będzie musiała zostać, kiedy go stracę, lecz ona nalegała, aby przyjść tutaj ze mną. Powiedziała mi, że posiadłość to tylko cegły i kamienie i że mogła przysiąc swoją lojalność jedynie osobie. To sprawiło, że zacząłem myśleć.
— O czym?
— Że to głupie, przysięgać lojalność cegłom i kamieniom. Sądzę, że jestem co najmniej tak mądry jak skrzat domowy.
— Nie ulega wątpliwości.
— Wiesz, kiedy byłem młodszy, miałem tylko dobre wspomnienia o dworze Malfoyów. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat złe przewyższyły te dobre. Założę się, że o tym nie wiedziałeś, ale zanim odszedłem, zamknąłem na stałe około połowy pomieszczeń. Oczywiście pokój, w którym zabito matkę. Pokój portretowy. Gabinet Lucjusza. Cóż, to, co zostało z gabinetu.
Harry rozszerzył powieki w zdziwieniu.
— Dlaczego? Co się stało?
Draco wstydził się przyznać, co zrobił.
— Powiedzmy, że w noc przed wyprowadzką dopadło mnie tak jakby katharsis. Ale udało mi się powstrzymać, zanim spaliłem cały dwór.
— Och. — Harry wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale wolno potrząsnął głową i powiedział: — Też miałem takie noce.
— Bez wątpienia. Nie mogłem cieszyć się z mieszkania tam, a jednak zostałem. Jedynym powodem, dla którego to zrobiłem było to, że zawsze mi wmawiano, iż jest to miejsce, do którego należę. Że nie mógłbym być Draco Malfoyem z dala od dworu. — Odgarnął dłonią włosy z oczu, żeby wyraźnie widzieć Harry’ego. — Ale to było złe. Zajęło mi trochę czasu, aby to zrozumieć.
Harry najwyraźniej nie chciał mu przerywać; chętnie wodził palcami wzdłuż ciała Draco, jakby uspokajał zaniepokojoną magiczną istotę. Draco wiedział, że w przeszłości Harry nie miał zbyt wiele okazji do kontaktu fizycznego i czasami wydawało się, że dotykiem próbuje nadrobić stracone możliwości. Nie to, żeby Draco narzekał.
— Severus próbował mi uświadomić, że nie mieszkałem we dworze, umierałem tam, ale go nie słuchałem.
— Kiedy wreszcie to zrozumiałeś? — Głos Harry’ego zdradzał zamyślenie.
Znał na to odpowiedź.
— Kiedy już go nie było. Odkryłem, że brakowało mi walki o utrzymanie dworu niż jego samego. Nie zrozum mnie źle. Byłem wkurzony na ministerstwo za to, co mi zrobili. Prawdę mówiąc, wciąż jestem.
Harry zmarszczył brwi, ale nie przerwał masażu — nadgarstków, pośladków, ramion, łydek — każdy fragment Draco w zasięgu ręki był obiektem jego ataku.
— Nie jesteś jedynym, który jest wkurzony.
— Właśnie, kiedy dokładnie masz zamiar wrócić i odebrać swój Order Merlina?
— Nie w najbliższym czasie. — Odpowiedź Harry’ego uzmysłowiła mu, że nie był jedynym, który czuł potrzebę ochrony swojej dumy.
— Posłuchaj, Harry. Nie będę udawał, że to nie boli, ale jakoś sobie z tym radzę. Będzie dobrze. Po tym, jak byłem zmuszony do opuszczenia dworu i przyjścia tu... cóż, okazało się, że po raz pierwszy nie nosiłem na ramionach całego ciężaru swojej historii. Tutaj po prostu Draco Malfoyem. Nie synem Lucjusza. Pod wieloma względami jestem teraz szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej.
— Dlatego, że straciłeś dwór?
— Dlatego, że straciłem dwór. I niech spoczywa w pokoju. — Pod ciekawskim spojrzeniem Harry’ego pozwolił sobie unieść kąciki ust. — No dobrze, może jest kilka innych powodów dla mojego nowo odnalezionego szczęścia. Ale teraz wiesz, dlaczego nie chcę, żebyś mi go odkupił. Nie chcę go z powrotem.
Harry przysunął się bliżej niego, przyciągając dłoń Draco do własnej twarzy i gładząc nią policzek.
— Dałbym ci go, gdybyś chciał, wiesz o tym, ponieważ zasługujesz na niego przez to, co zrobiłeś. Nie tylko przez to, co zrobiłeś dla mnie, ale także dla Zakonu. Ale myślę, że rozumiem.
Draco pochylił się i pocałował czubek jego głowy. Omal wyznał mu, że nie przyjąłby dworu nawet, gdyby ciągle go chciał, ale co z tego? Sprowokowałoby to tylko sprzeczkę, a oni tak miło spędzali… obiad.
— Posłuchaj, Harry, jeśli ciągle czujesz przymus do zmarnowania pokładów swojego bogactwa, próbując mnie rozpieścić, nie ma sprawy. Jak powiedziałem, jestem egoistą. Tylko nie kupuj mi dworu Malfoyów.
— No dobrze, dobrze. Co powiesz na trzy biszony?
— Kurwa, nie. Nic, co wymaga więcej uwagi niż ja. Kup mi Lamborghini i naucz mnie prowadzić.
Harry wybuchnął śmiechem.
— Żartujesz? Co ty wiesz o Lamborghini? Jeśli o to chodzi, to gdzieś ty w ogóle widział Lamborghini?
— W twoim telewizorze. Wszyscy fajni faceci takie mają.
— Boże, stworzyłem potwora. Dobra, przestań mnie klepać po tyłku, diable. Jeśli naprawdę takiego chcesz , to ci go kupię. Przypuszczam, że potrzebujesz do niego odpowiedniego stroju.
— To nie podlega dyskusji.
— Nie mogę jednak nauczyć cię prowadzić, bo sam nie potrafię.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— W takim razie muszę sobie znaleźć odpowiedniego włoskiego instruktora, prawda? Och, Paolo, pokaż mi jeszcze raz, jak działa skrzynia biegów… bene, bene[6]... Hej! — Zareagował zbyt wolno, aby uniknąć poduszki, którą rzucił w niego Harry.
— Nie ma mowy, tygrysie. Chociaż, mogę pozwolić ci na takiego, który jest wystarczająco stary, brzydki i jest kobietą.
— Aha. Twoja zazdrość jest taka oczywista, carissimo[7]. — Pozwolił sobie przeciągnąć się leniwie i z rozmysłem, aby zyskać pełną uwagę, po czym wyślizgnął się z łóżka. — Zobacz, przez ciebie jestem spóźniony do pracy.
— A co z obiadem?
— Nie ma czasu. Wezmę coś z kuchni, jak będę wychodził. To najnowsza dieta modeli: za dużo seksu, za mało jedzenia.
Harry podążył za nim, przyciągając go po ostatni pocałunek. Draco pozwolił mu na zabawę z jego językiem, bo było to coś, co obaj lubili bardziej niż powinni.
— Harry, muszę wracać do studia — powiedział w końcu. — Jeśli nie wrócę, to mnie zwolnią i będę musiał żyć jako utrzymanek.
— I to byłoby złe, bo?
— Uwierz mi, Harry, nawet ty nie jesteś w stanie mnie utrzymać.
— No cóż, czy w takim razie mogę iść z tobą?
Draco potrząsnął głową.
— Nie, lepiej nie. Całkowicie zrujnowałem twoją nową fryzurę. Daniel nie byłby zadowolony, gdyby cię zobaczył. — To nie było prawdą; fryzjer poradził sobie doskonale z niesfornymi włosami Harry’ego, tak że po raz pierwszy, odkąd Draco pamiętał, układały się porządnie i nadały mu diabelsko potargany wygląd.
— Hm. Słyszałem, że o tej porze roku na Wyspach Szetlandzkich jest całkiem przyjemnie. Jeśli będziesz miał szczęście, to może cię odwiedzę.
Draco pomachał mu i wyszedł. Chwilę później jego głowa pojawiła się w drzwiach.
— Harry, mio innamorato[8], co do Lamborghini. Ślizgońskie kolory. — Z ostatecznym uśmieszkiem zniknął.


KONIEC



[1] The world was meant for you and me/ to figure out our destiny (a thousand beautiful things),/ to live, to die, to breathe, to sleep; to try to make your life complete… — tłumaczenie Ferris
[2] Talvez o mundo não seja pequeno,/ Nem seja a vida um fato consumado — tłumaczenie autorki z portugalskiego, tłumaczenie Lasair z angielskiego
[3] I thank you for the air to breathe, the heart to beat, the eyes to see again (a thousand beautiful things),/ And all the things that's been and done, the battles won, the good and bad in everyone (this is mine to remember) — tłumaczenie Lasair
[4] biszon kędzierzawy — rasa psów, należących do grupy psów do towarzystwa
[5] So... Light me up like the sun, to cool down with your rain, I never want to close my eyes again… — tłumaczenie Ferris
[6] [i]bene, bene
— (wł.) dobrze, dobrze
[7] carissimo — (wł.) najdroższy
[8] mio innamorato — (wł.) mój ukochany
Ostatnio edytowano 31 gru 2012, o 18:49 przez TEAM DRARRY, łącznie edytowano 2 razy
When there is a will, there is a way, so don't hope for it. Make it so.
TEAM DRARRY Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 48
Dołączył(a): 14 lut 2012, o 21:08

Postprzez Ka » 31 gru 2012, o 17:05

Ach! Cudowny rozdział. Teraz muszę wybiegać na Sylwestra, ale jutro wkleję milion cytatów, jeżeli mi się uda.
"I don't approve of this," Arthur declares. "Who are these people and why are they writing haikus about my ankles?"

(It's only time.)
Ka Offline

Avatar użytkownika
Order Złotej Kałamarnicy
 
Posty: 1331
Dołączył(a): 30 paź 2010, o 16:49

Postprzez Evolution » 1 sty 2013, o 15:23

Nie ma to jak rozpocząć nowy rok od przeczytania następnego rozdziału i jeżeli on zwiastuje kolejne, na tak samo wysokim poziomie, to ten rok zapowiada się naprawdę niesamowicie. :D
Cały rozdział na przemian rozśmieszał mnie, rozczulał i zaskakiwał, tak naprawdę powinnam jedynie siedzieć tu i cytować, cytować i cytować, ponieważ w tym rozdziale jest niespodziewanie wiele fragmentów wartych przytoczenia, ale myślę, że wybiorę dosłownie kilka tych, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.

Kiedy więc Sully zapowiedziała swoim zadyszanym, zbyt piskliwym głosem, że pan Harry Potter przybył spotkać się z panem Malfoyem i czeka w holu, został kompletnie zaskoczony.
Pan Malfoy nie chciał zobaczyć się z panem Harrym Potterem. Pan Malfoy był wciąż królewsko wkurzony na pana Harry’ego Pottera i życzył sobie, aby pan Harry Potter odpieprzył się i pozwolił mu lizać rany w spokoju.


Ah, panie Malfoy, jak wytwornie. ^^
Wątek z szalonym pościgiem na miotłach niezmiernie mi się spodobał, a porównanie ich dwojga do "skaczących i brykających wesołych delfinów w szarym oceanie" wydało mi się niezwykle trafne. Ten nasz Draco i jego wyobraźnia. :lol2:
Następnie romantyczny powrót we wzajemnych objęciach i Harry błagający o wybaczenie, ukazujący swój ból i cierpienie wywołane zdradą Malfoya. Cały wielki monolog Harry'ego był niesamowicie emocjonalny i poruszający, i tak naprawdę zasługuje, aby przytoczyć go tutaj całego, jednak powstrzymam się i jedynie wyrażę moje szczere uznanie dla tłumaczy za tak wzorcowe jego przełożenie. Trochę zdziwiło mnie to, że nie dość, że Draco praktycznie z miejsca ofiarował mu swoje przebaczenie, to jeszcze od razu przypieczętowali to seksem, ale cóż, miłość nie wybiera no i w sumie na co mieli czekać.? ;)

Klątwa została zdjęta, nareszcie. To musiało być dla Draco niezwykle dziwne milczeć przez ponad pół roku, po czym nagle mieć możliwość ponownego swobodnego porozumiewania się z innymi. Nawet nie mogę sobie czegoś takiego wyobrazić.

... A później chcę, abyś mówił do mnie przez całą noc.
— I o czym miałbym mówić, Harry?
Harry popatrzył mu w oczy.
— Draco…
— Co?
— To pierwszy raz, kiedy nazwałeś mnie po imieniu. Powtórz to jeszcze raz.

— Chciałbym słyszeć, jak mówisz przez całą noc. Nie mogę nacieszyć się twoim głosem. Naprawdę, Draco, teraz chciałbym raczej usłyszeć coś innego.
— Hmm. Na przykład co?
Głos Harry’ego zmienił się w niski pomruk.
— Och, coś jak pieprz mnie, Harry… szybciej… mocniej… teraz. — Zaśmiał się cicho, a przez plecy Draco przeszedł dreszcz podniecenia. — Myślisz, że dasz radę to zrobić?


Wcale nie dziwię się Harry'emu, że jest spragniony dźwięku głosu Draco, zarówno tego, jak wymawia jego imię, jak jęczy z rozkoszy, jak i monologów na temat zwykłych, trywialnych spraw.
Szczerze mówiąc nie zdziwiłam się w ogóle tym, że Harry podkoloryzował sobie motywacje Malfoya, że przeinaczył wszystko z korzyścią dla tego drugiego, pasuje mi to do niego, postrzeganie innych w lepszych barwach.

— Powiedz mi.
— Ja. Harry. Chcę… ciebie. — Zaczął powtarzać te słowa, jakby były mantrą, w takt pchnięć. — Chcę ciebie.
— Jestem twój, Draco. Chcę, żebyś mnie wziął. Twój. — Draco mógłby dojść,słysząc sam głos Harry’ego, jednak rozkoszne tarcia kołyszącego się pod nim ciała doprowadziły go na szczyt. Rozpłynął się w Harrym, który wymamrotał słowa, odbijające się echem w jego głowie: — Twój. Twój. Twój.
— Twój — odpowiedział szeptem Draco, ale wiedział, że Harry go usłyszał.

:seksi:

Wizja Sully używającej cienia do powiek i wylewającej na siebie całą butelkę perfum była naprawdę komiczna. :hahaha: No, ale co, Malfoy zobowiązał się do nagrodzenia skrzatki, więc niech teraz cierpi.
Postać Daniela jest tak czarująca i pełna pozytywnej energii, że nie pozostaje nic innego, jak tylko siedzieć i szczerzyć się do monitora jak debil. ^^ No i główni bohaterowie dzisiejszego rozdziału, czyli Wyspy Szetlandzkie. :D

— Posłuchaj, Harry, jeśli ciągle czujesz przymus do zmarnowania pokładów swojego bogactwa, próbując mnie rozpieścić, nie ma sprawy. Jak powiedziałem, jestem egoistą. Tylko nie kupuj mi dworu Malfoyów.
— No dobrze, dobrze. Co powiesz na trzy biszony?
— Kurwa, nie. Nic, co wymaga więcej uwagi niż ja. Kup mi Lamborghini i naucz mnie prowadzić.

Rozpieszczający Harry i Draco, który chce być rozpieszczany czyli para idealna. :D

Cały rozdział był po prostu świetny i myślę, że do tego nie trzeba już nic dodawać. Serdecznie dziękuję Wam za tłumaczenie i życzę weny do dalszej pracy. ;3
.
Evolution Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 25
Dołączył(a): 16 lut 2012, o 17:00
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez MargotX » 2 sty 2013, o 12:08

Tchórzliwie nie przeczytałam poprzedniego rozdziału, zerknąwszy jedynie na końcówkę, bo, słusznie zresztą, podejrzewałam, że wszystko zmierza ku jakiemuś wielkiemu bum. Właściwie to mogłam jednak spokojnie poczytać o głupocie Harry'ego wcześniej, może by mnie tak nie denerwował teraz...

No niestety, tak jak poprzednie rozdziały mi się szalenie podobały, tak teraz Potter zrujnował w zasadzie całą wcześniejszą sympatię, współczucie i szacunek, jakie dla niego miałam. Ja rozumiem zmęczenie i rozdrażnienie klątwą, rozumiem desperackie poszukiwanie informacji co to jest i jak można ją złamać, rozumiem też, że Harry na ogół w samodzielnym myśleniu nie jest najlepszy i za/bardzo polega na dedukcji innych, głównie Hermiony zresztą. Ale że do tego wszystkiego jest kompletnie ślepy i niewrażliwy, że nie potrafi odczuć prawdziwych intencji choćby kopały go w tyłek, to już naprawdę dla mnie za dużo. Cytat
Przez ostatnie dni Draco próbował pokazać swoimi czynami to wszystko, czego nie mógł mu powiedzieć. Starał się tchnąć w niego zaufanie, wygrawerować wiarę na jego skórze, wtłoczyć przekonanie w jego intymne zakątki, które Harry przed nim otworzył. Ale Harry nie widział jego ukrytych wiadomości.
bardzo smutny i jednoznaczny, doskonale oddaje gorycz tej całej sytuacji. Przyznam, że, jak dla mnie, Harry wcale nie zasługuje na Draco, och i jak dobrze, że "nie jest w nim zakochany", bo może Draco także nie jest i trochę mu jeszcze krwi napsuje. Nie żebym miała na myśli jakieś skoki w bok czy tym podobne, ale trochę bardziej zapracować na ten związek przydałoby się durnemu Potterowi zdecydowanie. Severus powinien był bardziej sobie na nim poużywać. :P Wrrr, wkurzona jestem na całego i wcale mnie te słodkie momenty nie rozbroiły.

Całe szczęście, że jest Daniel i ... Sully - to ta, jakże różna dwójka, jest dla mnie osłodą i głównymi bohaterami odcinka, poza Draco rzecz jasna. Na temat Hermiony już się nawet nie wypowiem, szkoda słów.
Dobra, wykrzyczałam żale, pomarudziłam, teraz dziękuję bardzo serdecznie Teamowi za kolejny kawał niesamowitej pracy. Pozdrawiam serdecznie.
Gdy oczy zamknę, widzę ciebie wcześniej,
Bo w dzień na wszystko patrzę bez czułości;
Gdy śpię, me oczy widzą ciebie we śnie
I w ciemnym blasku są blaskiem ciemności.
MargotX Offline

Avatar użytkownika
 
Posty: 2065
Dołączył(a): 17 gru 2010, o 19:13

Postprzez ewa1959 » 7 sty 2013, o 13:07

Dziękuje za kolejny rozdział. Opowiadanie bardzo mi się podoba i zawsze czytam je z przyjemnością. Wiedziałam, że Draco mimo wszystko przebaczy Harremu i miałam racje.Ale jak wiadomo, człowiek zakochany potrafi wiele wybaczyć, chociaż pozostaje taki posmak goryczki. Jak się okazało i Hermiona, którą uważają za prawie wszechwiedzącą popełnia błędy i w rezultacie nastąpił bałagan. Ale w sumie decyzja należała do Harrego i on ją podjął. Jednak cieszy mnie, że zostało wyjaśnione między nimi i teraz będzie coraz lepiej.A najważniejsze, że Draco zrozumiał, że to nie domy ,a ludzie w wokół niego są najważniejsi. Czekam na ciąg dalszy. Dziękuje za świetne tłumaczenie i podziękowanie dla bety.
Pozdrawiam i życzę weny.
ewa1959 Offline


 
Posty: 42
Dołączył(a): 30 sie 2011, o 14:06

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Drarry

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości