Kolejny rozdział na ostatni dzień roku. Betowały Kaczalka i Lasair. Dodatkowo Lasair wspomogła przy tłumaczeniu. Dzięki serdeczne.
Do czytania!
Rozdział 9Świat był przeznaczony dla ciebie i dla mnie,
By odkryć nasze przeznaczenie (tysiąc pięknych rzeczy).
By żyć, umierać, oddychać, spać;
By starać się uczynić swoje życie pełnym…(„Tysiąc pięknych rzeczy”, Annie Lennox)[1]
Tego popołudnia Draco właściwie nie powinno być w domu, jednak przez cały poranek Jake’a nękały problemy z aparatem fotograficznym, dlatego zwolnił wszystkich znacznie wcześniej niż zwykle.
Kiedy więc Sully zapowiedziała swoim zadyszanym, zbyt piskliwym głosem, że pan Harry Potter przybył spotkać się z panem Malfoyem i czeka w holu, został kompletnie zaskoczony.
Pan Malfoy nie chciał zobaczyć się z panem Harrym Potterem. Pan Malfoy był wciąż królewsko wkurzony na pana Harry’ego Pottera i życzył sobie, aby pan Harry Potter odpieprzył się i pozwolił mu lizać rany w spokoju.
Prawdopodobnie przez to, że nie miał zielonego pojęcia, gdzie się aportować, a także w połączeniu z faktem, iż przerwano mu, jak się zapowiadało, spokojne popołudnie, gwałtownie chwycił swój najnowszy model Nimbusa i wybiegł na taras. Jak przyznał sam przed sobą, wdrapując się na wiszącą w powietrzu miotłę, jego ostatnie próby aportacji w celu wymknięcia się Potterowi nie należały do szczególnie udanych.
Pośpieszna ucieczka okazała się niewystarczająco szybka. Sully niewinnie pozwoliła nachalnemu, irytującemu Gryfonowi wejść do pokoju w momencie, kiedy Draco realizował swoją źle zaplanowaną ewakuację. Z wprawą odbił się od kamiennej posadzki i poszybował ku ponuremu, popołudniowemu niebu. Z niepokojem zauważył, jak Potter, zawsze bystry, jeśli nie wyjątkowo racjonalny, od razu znalazł kolejną miotłę i ruszył za nim w pościg.
Draco przyspieszył, pnąc się wprost w kryjące go chmury, by nie zostać zauważonym. Jednak Potter, na jego drugiej najlepszej miotle, powoli zaczynał go doganiać.
Wilgoć chmur otuliła go jak przemoczony koc. Wzlatywał i wyłaniał się z dolnej partii ciągnącej się mgły, balansując pomiędzy potrzebą ukrywania a zobaczenia gdzie, do diabła, zmierzał. Tuż za nim Potter naśladował jego ruchy, zanurzając się i nurkując, przez co obaj przypominali dwa wesołe delfiny, skaczące i brykające w bezkresnym, szarym oceanie.
Lecieli szybciej niż kiedykolwiek podczas ich niezliczonych meczów quidditcha. Kierowali się wciąż do przodu, ale cóż innego mogli zrobić? Kiedy Draco zdecydował się na błyskawiczną ucieczkę na miotle, sądził, że to będzie jakiś krótki wypad, dopóki Potter się nie podda i nie wróci zdenerwowany do domu. Nie planował sceny pościgu rodem z ostatniej bitwy. Zaczął szybko marznąć w cienkim ubraniu, które miał na sobie. Cholera, nie założył nawet butów. Pieprzony Potter. Czego chciał tym razem?
Zauważył, że Potter pojawia się po jego lewej stronie, ale nie sądził, aby mógł jeszcze bardziej przyspieszyć. Wiedział, że coś krzyczał, jednak jego słowa utonęły w wyciu wiatru, który dudnił mu w uszach. Lecieli teraz ramię w ramię. Draco obrócił głowę, aby spiorunować go spojrzeniem — nie żeby w przeszłości miało to jakiś wpływ na tego idiotę — i patrzył ze zdumieniem, jak pędząca obok niego postać zaczynała... nie, nie mogło mu się wydawać, że przy tej prędkości da radę przeskoczyć dystans między nimi? Naprawdę?
Oczywiście, że tak. W końcu to Harry Pieprzony Potter, czarodziej bez krzty rozsądku, za to z największym życzeniem śmierci na świecie.
Z czystego przerażenia głupotą swojego prześladowcy, Draco znacznie zwolnił. Praktycznie przygryzał język, aby powstrzymać się od wykrzykiwania bezcelowych ostrzeżeń. Mógł tylko patrzeć z niedowierzaniem, jak Potter zawrócił w jego stronę i gnał przez pustą przestrzeń, zmniejszając odległość między nimi, dopóki nie siedział okrakiem na obu miotłach naraz, przylegając do niego od tyłu. Nagłe zwiększenie wagi sprawiło, że miotła zachwiała się alarmująco. Przez jeden straszny moment, kiedy byli skierowani ku ziemi, Draco miał pewność, że obaj z niej spadną i runą wprost w objęcia śmierci. Wtedy jednak Potter wykonał jakiś skomplikowany ruch, aby przywrócić równowagę i powoli zatrzymał miotłę, zawisając na krawędzi chmury.
Draco spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Oddychał z trudem z powodu wizji ich nagłej śmierci i czekał, aż Potter powie coś — cokolwiek — co będzie miało choć odrobinę sensu.
Jak na nieświadomego imbecyla, którym zresztą był, Potter zareagował dość spokojnie, jakby codziennie rekwirował miotły innych ludzi i ścigał się nad Belgravią.
— Ja pierdolę, o mały włos.
Tylko tyle.
Draco czuł się zbyt wstrząśnięty, aby być wściekłym tak, jak powinien. Musiał jednak zrobić coś z wylewającą się z niego adrenaliną.
Walnął więc Pottera tak mocno, na ile potrafił.
Jako że siedzieli ciasno ściśnięci obok siebie, między nimi nie pozostało zbyt dużo miejsca, aby się poruszyć, dlatego uderzenie nie okazało zbyt mocne, ale pod jego wpływem miotły i tak zaczęły ponownie opadać.
— Cholera, Draco, próbujesz nas zabić?! — wrzasnął Potter.
Draco spojrzał na niego ze zdziwieniem, niedowierzając jego idiotycznemu zarzutowi.
Potter zamrugał.
— Cóż, może faktycznie na to zasłużyłem.
Draco zamknął oczy z irytacją, zastanawiając się jak, do diabła, Potterowi udało się przetrwać nastoletnie lata.
Harry nachylił się do przodu na tyle, aby widzieć wyraźnie Draco i aby on mógł widzieć jego uśmiech.
— Przyszedłem z tobą pogadać, jednak to nie jest najlepsze miejsce. Zabiorę nas z powrotem do ciebie, dobrze?
Zawrócił miotły, a Draco mu na to pozwolił. Teraz, kiedy lecieli z rozsądną prędkością, wciąż na krawędzi chmur, dostanie się do mieszkania zajęło im znacznie więcej czasu. Na szczęście posępna pogoda zatrzymała jego sąsiadów w domu, a ich gosposia nie miała w zwyczaju przechadzać się i wpatrywać w niebo. Próbował zignorować obejmujące go znajome ramiona i ciepło przylegające do jego pleców.
Do momentu, kiedy wrócili do mieszkania, Draco cały się trząsł, chociaż bez powodzenia próbował to ukryć. Potter rzucił zaklęcia rozgrzewające najpierw na niego, potem na siebie. Sully niemal wyszła z siebie z niepokoju. Podsunęła im herbatę, jakby była to woda święcona.
— Dziękuję, Sully — powiedział Potter. — Wszystko w porządku. Draco i ja musimy porozmawiać... Hm, to znaczy, jest coś, co muszę mu powiedzieć. Na osobności.
W końcu dała się przekonać, że
tak, z Draco wszystko będzie dobrze, i
nie, to nie była jej wina, i
nie, nie musi się ukarać, i
tak, powinna wyjść. Natychmiast.
Jednak kiedy w końcu wyszła, Potter pozwolił ciszy trwać trochę dłużej. W końcu odchrząknął i Draco wiedział, że nadszedł czas na jego opatentowane przemówienie.
— Jestem tu, aby przeprosić, jeśli do tej pory tego nie zauważyłeś. Wnioskując po tym małym epizodzie — wysilił się na słaby uśmiech — nie jestem już tutaj dłużej mile widziany i rozumiem to. Naprawdę. Byłem dupkiem.
Draco nie mógłby się z tym nie zgodzić.
— Słuchałem innych, kiedy powinienem zwracać uwagę na moje własne instynkty. Pomyślałby ktoś, że po tylu razach, gdy wpadałem w niezłe gówno… cóż. Powinienem się czegoś nauczyć, ale się nie nauczyłem.
Przypomniał sobie, że Potter potrafił wygłaszać żarliwe przemówienia, jednak zawsze najpierw działał, a potem dopiero myślał. Znając go, to się nigdy nie zmieni. Jednak piękne słowa nie wymarzą brzydoty tego, co mu zrobił ani nie odgonią bólu, który spowodował.
— Myliłem się. Teraz to wiem. Byłem w błędzie i strasznie cię skrzywdziłem. Błagam cię o przyjęcie moich przeprosin, choć nie wiem, czy to możliwe. Po tym, co zrobiłem, nie obwiniałbym cię, gdybyś nigdy więcej nie chciał mnie widzieć.
Draco skupił się na przygotowaniu swojej herbaty i nawet na niego nie spojrzał.
— Jest jeszcze coś, co muszę ci powiedzieć. Cóż. Wiemy wszystko. Domyśliliśmy się, dlaczego nie mówisz. Co robisz. — Jego poważne spojrzenie omal nie zgubiło Draco, którego serce biło teraz szybciej niż podczas ich szaleńczego lotu. — Rozumiesz, co mówię?
Nie mógłby odwrócić wzroku, nawet gdyby był pod wpływem Imperiusa.
— Hermiona odkryła, co to za zaklęcie.
Draco zamknął oczy w kapitulacji.
— Ta hiszpańska klątwa. Znalazła książkę, która opisuje… wszystko. Wiem, że nie trzymasz mnie pod klątwą. Boże, Draco. Dlatego to takie okropne. Nawet będąc z tobą... w każdy możliwy sposób, nie byłem ciebie pewny. Nie byłem pewny nas.
Potter przerwał, a Draco nie mógł się powstrzymać i otworzył oczy, by na niego spojrzeć.
— Część mnie myślała... nie mogę uwierzyć, jaki jestem głupi. Myślałem, że wciąż możesz chcieć mnie skrzywdzić z premedytacją, jak robiłeś to w szkole. Zamiast tego poświęciłeś wszystko, aby mi pomóc. Nie wiedziałem. Jest mi naprawdę przykro. Zawdzięczam ci wszystko, a w zamian cię zdradziłem.
Draco nie mógł wytrzymać siedzenia i słuchania czystego bólu pobrzmiewającego w jego głosie. Wstał i podszedł do paleniska, gdzie przystanął, z rozmysłem odwracając się do niego tyłem.
— Hermiona też czuje się okropnie. Przez cały poranek pisała i darła listy do ciebie.
Więc to z tego powodu przyszedł tu i szukał przebaczenia. Draco pozwolił sobie mieć nadzieję, że Harry sam doszedł do prawdy — że nigdy nie mógłby skazać go na coś tak strasznego, jak Klątwa Porzuconego Kochanka; że był lepszą osobą, niż twierdziło ministerstwo, „Prorok Codzienny” i plotkujące na ulicach czarownice. Ale Harry pozwolił innym wmówić sobie wiarę w najgorsze i nie poddał w wątpliwość tego braku zaufania, dopóki nie znalazł solidnego dowodu jego lojalności: zimnych, niezaprzeczalnych faktów, które w końcu zmusiły go do zmiany zdania.
Był strasznie zawiedziony.
Harry również zdawał sobie z tego sprawę.
— Chciałbym móc cię widzieć takiego, jakim w głębi duszy jesteś. Byłem idiotą, słuchając pogłosek. Byłem tchórzem i zdradziłem twoją przyjaźń. To tyle, jeśli chodzi o gryfońską odwagę. Żałuję, że nie przyszedłem do ciebie wcześniej i nie przeprosiłem, zanim dowiedziałem się o klątwie. To jednak nie sprawia, że czuję się mniej winny.
Ale sprawiło, że wybaczenie stało się o wiele trudniejsze, pomyślał ze smutkiem Draco.
Głos Harry’ego był naładowany emocjami.
— Chciałem. Musiałem powiedzieć ci, że nie ma potrzeby, abyś to dla mnie robił. Rozumiem, jeśli zmieniłeś zdanie. I może Wizengamot odda ci dwór. Jeśli chcesz ich poinformować, o co z tym wszystkim chodziło. Możesz przerwać swoje milczenie, Draco. Jeśli właśnie tego pragniesz.
To nie było wcale tym, czego potrzebował, ale do tej pory nie zdawał sobie z tego sprawy. Wydawało mu się, że chciał zapomnieć, iż kiedykolwiek znał Harry’ego Pottera, że mu zaufał, pragnął zapomnieć ból jego zdrady. Wyrzucić z pamięci smak jego ust, oddech, odgłos krzyków, kiedy dochodził w jego ramionach.
Jednak wiedział już, że oparcie się Potterowi, kiedy wyznaczył sobie jakiś cel, nie miało sensu. I być może próba odzyskania względów Draco wydawała się bardziej interesującym celem niż inne.
Prawda była taka, że tęsknił za Harrym. Przez te wszystkie lata w Hogwarcie, częściej niż chciał się przyznać, stanowił on punkt centralny jego dni, choć nie w pozytywnym sensie. Od pierwszej chwili, kiedy zobaczył, jak mierzy szaty, do momentu pocałunku w korytarzu, Draco zawsze zostawał wciągnięty na jego orbitę. Stracił to zainteresowanie podczas wojny, w czasie lat, kiedy go nie widział. Gdy ponownie się spotkali, przywołanie tego niemal obsesyjnego pragnienia zwrócenia na siebie uwagi Harry’ego nie zabrało mu wiele czasu. Szczególnie gdy ta uwaga przybrała przyjemniejszą formę.
Tak więc nawet teraz, po spóźnionych i ledwie zadowalających przeprosinach, obserwowaniu, jak do Harry’ego w końcu dociera to, co zrobił, Draco ciągle był w stanie mu wybaczyć. Wybaczy mu, bo takie właśnie jest życie, tacy są ludzie. W ciągu ostatnich kilku lat nauczył się paru rzeczy o radzeniu sobie w życiu. Zrozumiał, że nie żyje w świecie świętych i bohaterów, którzy nigdy nie popełniali okropnych błędów, nigdy nie zawiedli swoich przyjaciół, nigdy nie wybrali łatwiejszej drogi kosztem kogoś innego. Wybaczy Harry’emu — teraz i za każdym kolejnym razem, ponieważ zbyt dobrze wiedział, jak to jest potrzebować przebaczenia. Od matki i od Gregory’ego. Przebaczenia, którego nigdy nie otrzyma.
Stłumił drżenie oczekiwania, gdy poczuł na szyi ciepły oddech. A kiedy usłyszał, jak Harry cicho powiedział: „Proszę, Draco. Proszę, wybacz mi”, zrobił jedyną rzecz, którą mógł zrobić.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy Draco obrócił się z gracją, unosząc ręce najpierw, aby dotknąć, a potem chwycić go za ramiona. Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę, po czym nieśpiesznie i z rozmysłem Draco przesunął ręce w górę i przyciągnął go bliżej.
Był zadowolony z samego przyglądania się Harry’emu, obserwowania, jak topniał niepokój zastąpiony przez łagodniejsze zdumienie. Nie potrafił czekać dłużej, więc pochylił się, by obdarzyć czułym pocałunkiem jego chętne usta, ledwie dotykając ich swoimi wargami, ale na tyle wystarczająco, by przeszły go dreszcze.
— Jesteś taki piękny — wyszeptał Harry. Nie było to czymś, co Draco spodziewał się usłyszeć. — Dlaczego nigdy wcześniej tego nie zauważyłem? I nie mówię o tym, jak wyglądasz.
Dotykali siebie, jakby byli niezwykle delikatni i może w tym momencie właśnie tacy byli.
Harry pieścił skórę Draco, podczas gdy jego usta składały delikatne, powolne pocałunki na całej jego twarzy. Stopniowo intensywność dotyku i pieszczot stała się śmielsza. Draco był bardziej pobudzony, niż mogły powodować delikatne uściski. Zastanowił się nad tym przez chwilę. Dlaczego odpowiadał Harry’emu bez żadnego wahania albo strachu? Żaden z poprzednich mężczyzn nigdy nie rozpalił w nim takiej namiętności. Szybko jednak przestał zaprzątać sobie tym głowę; nie chciał myśleć, kiedy i gdzie, liczyło się tylko
teraz. Chciał przypieczętować ich pojednanie w uniesieniu, pragnieniu i spełnieniu, i wiedział, że Harry chce tego samego.
— Wszystko, Draco. Zrobię wszystko, co będziesz chciał. Musisz mi tylko pokazać co.
Mieli resztę popołudnia, aby nad tym popracować.
Zaczęli pod prysznicem, ponieważ przez szaleńczy rajd na miotłach obaj byli spoceni i rozczochrani. Draco uwielbiał obserwować sposób, w jaki woda spływała po lekko piegowatej skórze Harry’ego, przyciemniając loki przy podstawie jego penisa. Dłońmi rozprowadził mydliny po umięśnionych ramionach, w dół szerokich pleców, pomiędzy palcami, za kolanami, przez cały czas czerpiąc przyjemność z pojękiwań i westchnień, jakimi rewanżował się Harry.
Łazienkę z pewnością zaprojektował jakiś hedonistyczny architekt, zaopatrując ją w dodatki pod prysznicem, z których robili dobry użytek. Harry opadł na ławę, a Draco klęczał przed nim, obejmując go spojrzeniem, podnieconego i twardego. Drażnił Harry’ego oddechem i lekką pieszczotą palców, aż zaczął błagać o więcej.
— Mój Boże, Draco, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Proszę…
Nie musiał powtarzać dwa razy. Draco otarł ustami o główkę penisa Harry’ego i przesunął językiem przez całą długość, ostrożnie napierając czubkiem na podstawę, dopóki Harry nie jęknął w odpowiedzi. Zadowolony, pochłonął go w całości, przesuwając mocno zaciśnięte wargi po ciepłej, miękkiej skórze. W odpowiedzi na doznanie Harry zaczął kołysać biodrami, początkowo łagodnie, a wraz z narastającym podnieceniem coraz bardziej natarczywie. Z cichym krzykiem, który Draco usłyszał w całym swoim wnętrzu, Harry doszedł, sapiąc i zaciskając palce w jego włosach. Całe pożądanie w postaci słodko-gorzkiego i słonego ciepła zalało usta Draco.
Łapczywie połknął każdą kroplę.
Odchylił się i pozwolił wodzie spływać po plecach, czerpiąc radość z przyglądania się, jak Harry wraca do siebie po orgazmie.
Spędzili kilka długich chwil wycierając się nawzajem, a potem Draco poprowadził ich do sypialni.
Och, jak bardzo tęsknił za śmiałymi palcami Harry’ego, silnymi dłońmi masującymi jego skórę, dłońmi, które były bardziej miękkie niż na to wyglądały, które go rozbudzały. Tęsknił za jego ciepłymi ustami, lekkim dotykiem rzęs na policzku, gładką skórą, uspokajającym ciężarem wciskającym go w ekstrawaganckie, białe prześcieradła. Za zachęcającymi słowami, które Harry mruczał mu do ucha —
proszę, pragnę cię, Draco, Boże, tak, chcę czuć, jak we mnie dochodzisz — tak, za nimi tęsknił najbardziej.
*
Skończyło się zbyt szybko.
— Myślę, że byłoby mądrze, gdybyś nie spędzał ze mną czasu, kiedy jestem pod wpływem klątwy — powiedział Harry, z roztargnieniem bawiąc się luźnymi pasmami włosów Draco i relaksując go tak bardzo, jak tylko potrafił. — Ale jeśli to w porządku, wrócę w nocy. Jeśli mnie chcesz, zdejmij dla mnie zaklęcia zabezpieczające mieszkanie.
Draco chciał.
Ostatnie dni przysięgi milczenia uważał za nadspodziewanie zadowalające. W studio był potrzebny tylko jednego dnia, a reszta minęła mu na czynnościach wykonywanych bez pośpiechu i w rozkwitającym oczekiwaniu na nocne wizyty Harry’ego. Zaczynał przyzwyczajać się do budzenia obok niego i przestał się zrywać za każdym razem, kiedy poczuł jakiś nieznany ruch.
Popołudnie spędził przygotowując się starannie: wziął długą, gorącą kąpiel, pozwalił Sully na zrobienie mu manicure i ubrał się z troskliwą uwagą.
Drzwi Harry’ego otworzył Dean. Wyglądało to, jakby Draco przeszkodził w codziennej kolacji.
— Co tutaj robisz? — zapytał Harry. — Myślałem, że zobaczymy się później. Wejdź i dołącz do nas. Na kuchence jest dodatkowa porcja, częstuj się.
Draco był zbyt podekscytowany, aby przełknąć choć kęs.
Granger przywitała go nieśmiało. Pozwolił jej przepraszać go do czasu, aż stało się to nie do wytrzymania.
Posiłek zjedzono, naczynia pozmywano. Cała czwórka usiadła z pewnym niepokojem w salonie, gdzie Harry usadowił się na sofie blisko Draco, łagodnie głaszcząc jego udo.
— Która godzina? — zapytał Dean po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny.
Granger popatrzyła na zegarek.
— Dwudziesta trzydzieści.
Harry uniósł zdziwione spojrzenie.
— Słońce zaszło co najmniej godzinę temu. Klątwa nigdy nie zaczynała działać tak późno. Ale ja nic nie czuję. Kompletnie nic.
— I nie poczujesz — odpowiedział Draco ledwie słyszalnie.
Dźwięk jego głosu, rozbrzmiewający po raz pierwszy od miesięcy, przykuł do niego uwagę wszystkich, a Granger wydała z siebie zawstydzający okrzyk zdziwienia.
— Już nigdy więcej tego nie poczujesz. Klątwa została przerwana. To koniec.
— Jesteś pewny? — zapytała zawsze sceptyczna Granger.
— Tak, jestem. Przestała działać około siedemnastej trzydzieści osiem, mniej więcej wtedy, kiedy przyszedłem. Z Harrym ciągle nic się nie dzieje, więc tak, jestem pewny.
Dean patrzył na niego w zdumieniu.
— To znaczy, że antyzaklęcie zadziałało. Złamałeś klątwę, Draco. Nie mogę w to uwierzyć.
Harry zaniemówił. Zwyczajnie gapił się, jakby Draco pochodził z innego świata, ściskając go mocno obiema dłońmi, w razie gdyby miał zniknąć. Przez chwilę Draco obawiał się, że Harry zacznie płakać. Przestraszył się jeszcze bardziej, że zrobi dokładnie to samo.
Dean wypełnił niezręczną ciszę.
— Czy mogę być pierwszym, który zada ci pytanie, na które każdy chce znać odpowiedź? Dlaczego zdecydowałeś się złamać klątwę Harry’ego?
Draco milczał przez długi czas.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, Dean, chciałbym mu to powiedzieć jako pierwszemu. Na osobności.
— Och. Przepraszam. Jasne.
Granger podbiegła do Harry’ego i przytuliła go radośnie.
— Harry, jestem taka szczęśliwa. Nie mogę uwierzyć, że to wreszcie koniec.
Nie miała pojęcia, co powiedzieć Draco.
Harry wziął się w garść na tyle, aby powiedzieć:
— Ja też nie mogę w to uwierzyć. Dziękuję ci, Draco. — Otoczył go ramionami i przyciągnął do siebie, opierając głowę na jego ramieniu, tak że nikt nie mógł widzieć jego twarzy.
—Słuchaj, Dean, dlaczego nie podskoczymy do ciebie i nie poinformujemy wszystkich, co się właśnie wydarzyło? — zaproponowała nonszalancko Hermiona. — Nie jesteśmy tu dzisiaj potrzebni i uważam, że przyjaciele Harry’ego i ministerstwo natychmiast powinni się o tym dowiedzieć. Harry, czy mamy się tym zająć?
— Będę wdzięczny, Hermiono. Najpierw muszę zrobić coś innego, więc tak. Dzięki.
Dean zrozumiał aluzję.
— Dobrze.
Złożyli kolejne gratulacje, uściskali ich, po czym Dean z Hermioną aportowali się.
— Cholera, myślałem, że nigdy nie pójdą — powiedział Draco.
Harry popatrzył na niego w zdumieniu i roześmiał się.
— Mój Boże, jesteś tak samo nieznośny jak zawsze. Chodź tu i pozwól, że podziękuję ci, jak należy. A później chcę, abyś mówił do mnie przez całą noc.
— I o czym miałbym mówić, Harry?
Harry popatrzył mu w oczy.
— Draco…
— Co?
— To pierwszy raz, kiedy nazwałeś mnie po imieniu. Powtórz to jeszcze raz.
Draco powtórzył. Tyle razy, ile Harry poprosił.
— A teraz powiedz mi to, czego nie chciałeś powiedzieć Deanowi. Dlaczego zdecydowałeś się przerwać klątwę?
Draco próbował i na początku wydawało się, że idzie mu całkiem dobrze. Opowiedział Harry’emu o próbie ratowania dworu i zachowaniu w sekrecie udziału Lucjusza. Dokładnie wyjaśnił, z jakim wyrachowaniem próbował ukryć klątwę przed wszystkimi i jak ślizgoński był to plan. Jednak im więcej mówił, tym bardziej mu się wydawało, że Harry mu nie wierzy. Z jakiegoś powodu uparł się, że chodziło o poświęcenie i że Draco był jakiegoś rodzaju zwycięzcą.
Głupi Gryfon.
W końcu Harry uciszył go zachęcającym dotykiem.
— Chciałbym słyszeć, jak mówisz przez całą noc. Nie mogę nacieszyć się twoim głosem. Naprawdę, Draco, teraz chciałbym raczej usłyszeć coś innego.
— Hmm. Na przykład co?
Głos Harry’ego zmienił się w niski pomruk.
— Och, coś jak
pieprz mnie, Harry… szybciej… mocniej… teraz. — Zaśmiał się cicho, a przez plecy Draco przeszedł dreszcz podniecenia. — Myślisz, że dasz radę to zrobić?
— Z pewnością mogę spróbować. Ale minęło już trochę czasu, więc pozwól mi najpierw poćwiczyć. — Przysunął usta do jego ucha i wyszeptał: — Chcę, żebyś mnie pieprzył, Harry… szybko… mocno… teraz.
Harry uśmiechnął się, kiedy kierowali się do sypialni.
— Mów dalej, Draco. Zdecydowanie podoba mi się to, co słyszę.
Dotyk dłoni Harry’ego nie był wystarczający, a łóżko wydawało się tak bardzo odległe. Pod wpływem impulsu Draco podstawił Harry’emu nogę i wykorzystał jego siłę rozpędu, aby ten znalazł się z powrotem w jego chętnych ramionach.
— Ach, ja…
Draco nie pozwolił mu skończyć. Jego dłonie były już wplecione we włosy Harry’ego, unieruchamiając go, aby mógł delektować się jego kuszącymi ustami. Pewne rzeczy, jak rosnące w nim pożądanie, można niezwykle łatwo wyrazić bez używania słów. Patrzył, jak Harry zamyka oczy, na jego lekko drgające rzęsy, kiedy ten odpowiada na nacisk i żądania ust Draco. Jego język grający w żartobliwą grę z językiem Harry’ego nakłonił go do wydania kilku cichych jęków i zdyszanych, zachęcających szeptów.
— Tak, Draco — wymamrotał Harry, po czym jego słowa przeszły w pojedyncze, urywane dźwięki.
Draco pogłębił pocałunek, odczuwając każdy dotyk, smak, każde westchnienie od czubka głowy do stóp. To było wszystkim, czego pragnął i niczym, czego się spodziewał. Próbował to powiedzieć Harry’emu.
— Myślałem o tobie cały dzień. Nie mogłem się doczekać, aby zobaczyć cię uwolnionego od klątwy. Ja…
Tym razem to Harry kolejnym gwałtownym pocałunkiem przerwał rozmowę. Jego ręce wędrowały po plecach Draco w delikatnych pieszczotach, zatrzymując się na jego biodrach i przyciągając go bliżej. Jak cudownie.
— Łóżko — wyszeptał. Draco przytaknął i z niechęcią pozwolił mu się odsunąć.
Rozproszyła go spora sterta zwojów znajdujących się przy łóżku, których nie było tam poprzednim razem.
— To nie jest to, co myślę, Harry. Powiedz mi, że nie jest.
Harry wyglądał na zakłopotanego.
— Nie wiedziałem, co innego z nimi zrobić.
Draco się roześmiał.
— Incendio. Działa za każdym razem.
— Ale jak ty… To znaczy, nie mogłeś rzucać zaklęć. Och. Może wtedy żadnych nie dostałeś.
— Nie bądź głupi. Przychodzą w ogromnych ilościach każdego dnia od rozprawy. Sully się nimi zajmowała.
— Nie czytasz ich?
— Oczywiście, że nie. Wiem, co jest w nich napisane, głównie niezrozumiałe tyrady o mojej skandalicznej perwersji. Niektórzy oskarżają mnie o deprawację świętego Harry’ego Pottera. — Draco pochylił się i dał mu całusa okraszonego szybkim muśnięciem języka. — Hmm, tak, albo że trzymam cię pod jakimś czarnomagicznym zaklęciem. Kilka wykończonych sów przyniosło tony stron od zdenerwowanych nastolatek — i kilku nastolatków — złorzeczących, że wykradłem cię z ich fantazji. A na koniec paru sympatyków śmierciożerców, twierdzący, że ponownie ich zawiodłem.
Harry spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Zapomniałeś o jednej grupie.
Draco uniósł brew.
—Tak?
— Nie wszystkie listy są takie okropne. Niektóre podtrzymują na duchu.
Draco skinął głową.
— Poparcie ze strony innych homoseksualnych czarodziejów?
Zaskoczył go śmiech.
— Cóż, nie. W obu przypadkach. Sporo z nich to zamężne kobiety.
— Chyba żartujesz. To po prostu… dziwne.
— No nie wiem. Tak się składa, że się z nimi zgadzam. — Harry przerwał rozmowę i przyciągnął go do kolejnego długiego i powolnego pocałunku.
Draco niechętnie się od niego oderwał.
— Mogę? — Wyciągnął różdżkę.
— Proszę bardzo.
Nakierował ją na piętrzący się stos zwojów i z gracją machnął dłonią.
—
Incendio.Krótki błysk pochłonął obraźliwe listy, po czym szybko zniknął.
— Boże, to było przyjemne — powiedział zdumiony. — To pierwsze zaklęcie, które wypowiedziałem od miesięcy. — Obrócił się, patrząc na pokój. Wkrótce rozległo się echo zaklęć lewitujących, czyszczących i transmutujących, przeplatane jego radosnym śmiechem.
Porzucone skarpetki powędrowały do kosza.
— Jesteś szalony, Draco — stwierdził z chichotem Harry.
Uśmiech Draco był obłudnie niewinny, a błysk w jego oczach zdecydowanie diabelski.
— Jeszcze nic nie widziałeś. — Skierował różdżkę na Harry’ego i zaczął szeptać zaklęcie.
Guziki jego koszuli zaczęły przeciskać się przez dziurki, po czym ta zsunęła się z jego ramion. W milczącym przyzwoleniu Harry uniósł ramiona na tyle, aby ubranie spadło na ziemię.
Kolejne słowo i rozwiązały się jego sznurówki. Zrzucił buty, a one na rozkaz Draco powędrowały w róg pokoju. Skarpetki podążyły za nimi.
Psotny uśmiech Draco stanowił jedyne ostrzeżenie przed tym, co miało nadejść. Pasek Harry’ego rozpiął się i opadł na ziemię. Guzik spodni był następny w kolejce, a zanim zamek, który otworzył się boleśnie wolno. Ostatnie wyszeptane słowo i Harry stał w samych bokserkach.
— Mogę? — zapytał ponownie Draco.
Harry przytaknął.
Tym razem Draco nie miał zamiaru użyć różdżki. Położył ręce na talii Harry’ego i wsunął palce pod gumkę, ciągnąc miękki materiał w dół i uwalniając jego erekcję, ale nie obdarzając jej najmniejszym dotykiem.
— Och. Ja. Tak — wyszeptał Harry.
Draco zrobił krok do tyłu, a Harry podążył za nim, aby go posmakować, nachylając się i wzdychając, kiedy został za to nagrodzony.
— Wyglądasz nadzwyczajnie — powiedział mu Draco.
— A ty masz na sobie zbyt wiele ubrań.
— Hmm. Pozwól mi coś z tym zrobić. — Rozbierając się, przywołał swoją wyuczoną pozę, rozkoszując się podnieceniem na twarzy Harry’ego. Wreszcie stali nadzy, twarzą w twarz.
— Draco. Chcę, żebyś coś dla mnie zrobił.
— Co?
— Chcę cię słyszeć. Po prostu mów do mnie.
— Mówię do ciebie, Harry. — Draco był zdezorientowany.
— Wiem. Ale chcę usłyszeć, jak mówisz, co myślisz, kiedy cię dotykam. Kiedy robię to. — Przesunął rękami po ramionach Draco i powoli w dół pleców, palcami śledząc linię kręgosłupa. — Albo to. — Językiem nakreślił linię od ramienia Draco aż do ucha. — Albo to. — Jego ręce dotarły do pośladków Draco i przyciągnęły go bliżej, a ich erekcje otarły się o siebie, sprawiając, że obaj sapnęli w doznaniu nagłego dotyku i gorąca.
— Och, Boże. Nie jestem pewien, czy dam radę. Słowa po prostu nie... — wyszeptał.
— Proszę. To tylko… wyobrażałem to sobie. Co byś mi powiedział, gdybyś mógł? Odkąd się znamy, nigdy nie prowadziliśmy zbyt wielu rozmów. Przyzwoitych. — Harry odsunął się, aby spojrzeć Draco w oczy. — Nigdy nie słyszałem cię w łóżku za wyjątkiem moich fantazji.
— Och. — Nie pomyślał o tym w ten sposób, był przyzwyczajony do słuchania Harry’ego podczas seksu i nie brał pod uwagę swoich własnych braków. Jednak Harry wydawał się być spragniony tych tych niewypowiedzianych nigdy słów. Draco wiedział, czy może być tak swobodny, jak on — jedna z wad ślizgońskiego seksu. Nigdy nie czuł się skrępowany, leżąc nago przy swoim partnerze, ale był ostrożny w ujawnianiu emocji. — Nie mam pojęcia, czy jestem w tym dobry.
— Poćwiczmy. — Obejmując rękoma talię Draco, Harry popchnął ich na łóżko, układając się w połowie na nim. — Powiedz moje imię.
— Harry. Tak? Harry, Harry, Harry, Harry,
Harry. — Pocierał ustami o ucho Harry’ego.
— Doskonale. A teraz powiedz mi, czego pragniesz.
Draco zastanawiał się przez chwilę, a potem wyświadczył mu tę grzeczność.
— Chcę czuć twoje usta na skórze. Doprowadza mnie to do szaleństwa. — Odchylił głowę do tyłu, oferując gardło głodnym ustom Harry’ego. — Och, tak. Dokładnie tak.
Harry przemierzył jego ciało dłońmi i ustami, każdym delikatnym ugryzieniem, miękkim dotykiem lub mocnym chwytem wywołując kolejne słowa Draco.
— Powiedz mi, Draco. Powiedz mi, co mam zrobić. Cokolwiek.
— Pozwól mi się przelecieć.
— Tak. — Harry posłuchał od razu, rzucając zaklęcie nawilżające i opadając z powrotem na łóżko z tak widocznym poddaniem, że oddech Draco przyspieszył z pragnienia. Bycie świadkiem siły i kontroli podarowanej mu tak chętnie, tak posłusznie, okazało się niesamowitym doświadczeniem. — Dam ci wszystko, co mogę dać — powiedział Harry. — Tylko poproś, a będę twój.
Tego rodzaju wyznanie było niezbadanym terytorium. Draco obawiał się, że jeśli coś powie, może wyjawić zbyt wiele. Harry jednak pospieszał go swoimi zachęcającymi szeptami.
— Powiedz, czego pragniesz, Draco.
— Chcę, żebyś… ja… to jest jak… — Najpierw przygotował Harry’ego palcami, a potem wszedł w niego delikatnie, niesamowicie podniecony, próbując nie dojść zbyt wcześnie. Harry utkwił z nim spojrzenie, biorąc go w siebie.
— Powiedz mi.
— Ja. Harry. Chcę… ciebie. — Zaczął powtarzać te słowa, jakby były mantrą, w takt pchnięć. — Chcę ciebie.
— Jestem twój, Draco. Chcę, żebyś mnie wziął. Twój. — Draco mógłby dojść,słysząc sam głos Harry’ego, jednak rozkoszne tarcia kołyszącego się pod nim ciała doprowadziły go na szczyt. Rozpłynął się w Harrym, który wymamrotał słowa, odbijające się echem w jego głowie: — Twój. Twój. Twój.
— Twój — odpowiedział szeptem Draco, ale wiedział, że Harry go usłyszał.
*
Być może świat wcale nie jest taki mały,
A życie to nie tylko niepodważalny fakt.(„Calice”, Gilberto Gil i Chico Buarque)[2]
Ku konsternacji Draco, a także bez jego wiedzy, Harry udzielił ekskluzywnego wywiadu dla „Żonglera”, rozpływając się z zachwytu nad tym, co Draco zrobił, by uratować go od koszmarnej klątwy Lucjusza. Czuł się okropnie zażenowany, więc przez kilka następnych tygodni przesiadywał całymi dniami odosobniony w mugolskiej części Dziurawego Kotła, by uniknąć obłąkańczego rozgłosu.
— Nie jestem żadnym Draco Odkupicielem — warknął, przedrzeźniając nagłówek artykułu i z obrzydzeniem rzucił w Harry’ego gazetą. — Czy nie mogą wbić sobie do tępego łba, że ja w ogóle nie byłem zły? Dlaczego nie zostawią tego w spokoju?
Odpowiedź Harry’ego na jego narzekania zawsze była taka sama: stanowczy pocałunek, który często prowadził do działań znacznie przyjemniejszych.
Jakby tego było mało, Harry raczył wszystkich w studio JayKay całkowicie zmyślonymi szczegółami jego tajemniczego milczenia, kreując go tym na bohatera równie wyssanej z palca historii. Ponieważ nikt z zatrudnionych przez Knightleya nie słyszał, jak Draco mówi, nowinki te zakłócały pracę przez kilka następnych dni. A kiedy Daniel odkrył w końcu, że Draco ma przekłuty język, stał się nie do zniesienia i ciągał go ze sobą praktycznie wszędzie — Draco postawił ostateczną granicę w barze z jedzeniem na wynos obok studia — gdzie nakłaniał go do zaimprowizowanego pokazania kolczyka niezbyt dyskretną i zdecydowanie zbyt radosną insynuacją.
Co zrozumiałe, Severus o całej sprawie wyraził się cierpko. Szczegółowo skrytykował to, jak bardzo nie po ślizgońsku Draco się zachował, a przez następne kilka dni atmosfera między nimi pozostała napięta. Draco upierał się, że
jak zawsze kierował się swoim własnym dobrem, a Severus niechętnie przyznał mu rację. Nadal był jednak niezadowolony z nowej roli, jaką Harry pełnił w jego życiu.
— Nie zachowuj się tak, Severusie. Czy niedawno sam nie sugerowałeś, że powinienem się wyluzować i korzystać z życia? Nie mów, że nie wziąłem do serca twojej rady. Przynajmniej nie będziesz musiał pisać dla mnie ogłoszenia do rubryki matrymonialnej w „Proroku Codziennym”.
— Nawet jeśli najbardziej żałosny respondent okaże się o niebo lepszy od Pottera?
Draco jedynie uśmiechnął się pogodnie.
— Staw czoło faktom. Harry i ja mamy szczególnego rodzaju złą sławę, która odstrasza ludzi. Tak naprawdę, Severusie, mogłoby cię zaskoczyć, jak bardzo do siebie pasujemy.
Snape popatrzył na niego z irytacją.
— Draco, po tym, co się stało, nic więcej mnie nie zaskoczy.
— Wiedziałem, że zrozumiesz. — Draco z rezygnacją wzruszył ramionami.
— A czy gryfońscy przyjaciele Pottera
też to rozumieją?
— Lepiej niż sądzisz. Cóż, Dean i ja byliśmy przyjaciółmi, jeszcze zanim zszedłem się z Harrym. Przestań być taki zszokowany, że przyjaźnię się z osobą mugolskiego pochodzenia. Granger jest teraz z Deanem, więc pewnie odczuwa presję z dwóch stron, by dobrze się zachowywać. Reszta była tak zaskoczona całą sytuacją, że nie oponowali zbyt usilnie, kiedy zacząłem opiekować się Harrym, więc rozumieć nie musieli. Jeśli teraz zaczną mieć pretensje, wyjdą na hipokrytów, więc dla dobra Harry’ego trzymają język za zębami.
Severus z oporem ustąpił.
Draco wiedział, że wciąż ma u Sully ogromny dług do spłacenia, ale podszedł do sprawy delikatnie.
— Wiesz, byłaś dla mnie wielką pomocą — powiedział jej. — Czarodziej, który zamierza podziękować swojej skrzatce, mógłby też zapytać, czy nie chce od niego ubrań...
Przeklął się w duchu, że na wszelki wypadek nie przygotował chusteczki do nosa. Sully oplotła mu ramiona wokół nóg, a jego spodnie na kolanach szybko stały się mokre.
— Pan Draco nie wyrzuca Sully? Sully nie chce ubrań — załkała.
Najwyraźniej wyraził się nieodpowiednio.
— Nie! Nie wyrzucam cię. Żadnych ubrań, dobrze? Proszę, przestań płakać.
— Sully zostaje z panem Draco? — Wytarła obficie cieknący nos o jego spodnie. Postarał się nie skrzywić.
— Oczywiście. Chciałem tylko sprawić ci przyjemność. Podziękować za wszystko, co zrobiłaś dla mnie w ciągu ostatnich miesięcy. Przychodzi ci do głowy coś, co mogłoby ci się spodobać?
Odsunęła się od niego i uśmiechnęła nieśmiało.
— Coś, co Sully mogłoby się spodobać?
Pokiwał głową.
— Powiedz mi.
Co złego mogłoby to być?
Po jednym pstryknięciu jej palców poznał odpowiedź. Skrzatka trzymała w dłoniach mugolski magazyn, najwyraźniej czytany wielokrotnie. Otworzyła go na wybranej stronie i wręczyła mu z entuzjastycznym uśmiechem.
Ze zdjęcia patrzyła na niego własna, ponura twarz o wydętych ustach. Co gorsza, pochodziło ono z dni, w których z niewiadomych powodów załoga charakteryzatorska Knightleya postanowiła przesadzić z zacieraniem granic płci, a Daniel przypieczętował ich decyzję, szalejąc z lokówką. W kwestii kobiecości Draco mógł rywalizować z samą Pansy Parkinson. Nie miał pojęcia, gdzie skrzatka natknęła się na ten magazyn.
— Czy pan Draco może sprawić, żeby Sully wyglądała tak pięknie, jak wygląda pan?
Och, kurwa.
— Cóż. Ee. Tak.
Dwa dni później namówił Harry’ego, by złożył Weasleyowi i jego dziecku spóźnioną wizytę, starannie obłożył zaklęciami sieć Fiuu, po czym spędził kilka następnych godzin, demonstrując swojej urzeczonej skrzatce właściwy sposób nakładania konturówki do ust i cienia do powiek.
— Nie, Sully, spójrz na mnie. Musisz poczekać, aż wyschnie maskara albo będziesz wyglądała jak panda. Chodź, zetrzemy to i spróbujemy jeszcze raz.
Powtarzał sobie, że wcale nie jest dziwny, a jedynie elastyczny. Łatwość przystosowywania się do sytuacji to absolutnie ślizgońska cecha.
— Proszę, kupiłem ci też perfumy.
Sully otworzyła butelkę i, ku przerażeniu Draco, natychmiast wylała sobie całą zawartość na głowę. Szybko przekonał się, że nawet najlepsze francuskie zapachy w większych ilościach powodują mdłości.
Ze wszystkich przyjaciół Harry’ego Granger była chyba najbardziej skruszona, że tak źle go oceniła. Na własny sposób próbowała mu to wynagrodzić, stając się tak służalczą, że usiłował unikać jej, gdy tylko nadarzała się ku temu sposobność. Ponieważ jednak często przebywała w towarzystwie Deana, okazało się to na tyle trudne, że w końcu się z tym pogodził. Ale nie w milczeniu.
— Nareszcie skończyłam numerologiczną analizę klątwy — oświadczyła, rozwijając długą rolkę pergaminu. — Szczególnie jeśli chodzi o wzór 6-5-4-3-2-1. Cyfra 6 dużo pokazuje, kiedy patrzę na nią przez ogólną definicję. — Tu nastąpiło skomplikowane wyjaśnienie, ale Draco nie brał zaawansowanych lekcji numerologii, więc stracił wątek. — Pewnie nic nie rozumiecie?
— Nie. Co to dokładnie znaczy? — zapytał Harry.
Panna Encyklopedia zachowywała się jak pies spuszczony ze smyczy.
— Możliwość złamania klątwy dość wyraźnie obraca się wokół cyfry 6. Reprezentuje ona stabilność, niezawodność, a w szczególności ochronę. Spójrzcie na tę część. — Wskazała niezrozumiałą plątaninę cyfr. — Ogólnie ujmując, cały wzór mówi nam, że dźwigając wielką odpowiedzialność, a także pozostając konsekwentnym, łamiący klątwę nie tylko osiągnie harmonię ze społeczeństwem, ale stanie się również opiekunem tego, którego klątwa dotknęła. Dostąpi też wyższego poziomu duchowości, dzięki któremu zrozumie siebie i otaczający go świat. Prawdopodobnie milczenie ogrywa tu swoją rolę, dzięki wymuszonemu okresowi refleksji łamiący zmienia się w człowieka bardziej introspekcyjnego i intuicyjnego.
Draco uważał, że to całkowita bzdura, ale Harry zdawał się myśleć, że Granger wypowiedziała właśnie słowa ogromnej mądrości.
— Dobrze, wyjaśnij jeszcze raz tę część — poprosił Harry nieco zbyt entuzjastycznie. — O byciu opiekunem. To przecież strzał w dziesiątkę, nie sądzisz, Draco?
Draco wzruszył ramionami, ale nie zaprzeczył.
Seamus zmarnował o wiele za dużo czasu, wymyślając chwytliwe określenie dla Draco, które ładnie komponowałoby się z Chłopcem, Który Przeżył.
— Już wiem! — wykrzyknął. — Chłopiec, Który Kochał.
Draco odpowiedział pełnym bólu wyrazem twarzy.
—
Odpieprz się, Finnigan, ty idioto.
Harry tylko się roześmiał.
*
Dziękuję ci za powietrze, którym oddycham, za bijące serce,
Oczy, które znowu widzą (tysiące pięknych rzeczy),
Za wszystko, co było i minęło, wygrane bitwy,
Dobro i zło w każdym z nas (o tym będę pamiętać).(„A Thousand Beautiful Things”, Annie Lennox)[3]
Jake Knightley odsunął głowę od aparatu i posłał Draco rozbawione spojrzenie.
— Uspokój się, cukiereczku. Nie możemy pokazać erekcji u Burberry, pamiętasz? Odpocznij minutkę i weź się w garść. Nie, nie dosłownie. Postaraj się myśleć o ekonomii.
— O Margaret Thatcher. Nago — dołączył się kolejny głos.
— Nie. O Robinie Cooku.
— Och, a co powiesz na Ann Widdecombe?
W odpowiedzi rozbrzmiał pełen uznania śmiech.
Była to zwyczajowa zabawa w studio: pomoc modelowi w pozbyciu się nieoczekiwanego problemu. Draco jednak nigdy wcześniej nie był jej obiektem i nawet z jego tendencjami do ekshibicjonizmu, poczuł się teraz skrępowany.
— Utknięcie w metro podczas upalnego dnia.
— Z grupą niemieckich turystów.
— Którzy całe popołudnie popijali piwo.
— W skórzanych, bawarskich szortach. — Ostatnia propozycja, oczywiście, należała do Daniela. — Och, przepraszam, to nie pomogło, co?
— Ee... to może ja sobie zaczekam...
Jake odwrócił się, słysząc nieoczekiwany głos.
— Proszę, proszę, czy to nie pan Potter? Powinienem był się domyślić.
Wszyscy się roześmiali, a Harry wyglądał na zażenowanego.
— Myślałem, że macie przerwę na obiad. Nawet modele muszą kiedyś jeść.
— Ciągle mi to powtarzają — odpowiedział Jake. — Ale mamy opóźnienie, potrwa to jeszcze kolejne pół godziny. No, teraz dłużej — dodał i rzucił Harry’emu szybki uśmiech.
— Moglibyśmy też przerwać teraz i pozwolić Smoczkowi zadbać o swój mały kłopot. Jestem pewien, że Harry... — odezwał się Daniel.
— Nie kończ, jeśli chcesz żyć — ostrzegł go Harry, a stylista uśmiechnął się do niego z udawaną niewinnością.
— Nie, popracujmy jeszcze pół godziny i skończmy to wreszcie — zawyrokował Jake. — Zrobimy kilka ujęć zapiętych płaszczy. Pół godziny, Potter. A teraz spływaj.
Daniel posłał Harry’emu kokieteryjne spojrzenie.
— Wiem, czym możemy się przez ten czas zająć. — Ujął dłoń Harry’ego w swoją, splatając razem ich palce, i pociągnął go w przeciwnym kierunku.
— Jeśli spróbujesz zrobić coś Harry’emu, Danielu, wykopię cię na Wyspy Szetlandzkie — ostrzegł Draco.
Harry spojrzał na Daniela z udawaną powagą.
— Widziałem, jak to robi. Słyszałeś o Stonehenge? Cóż, to był dom ostatniego faceta, który starał się poderwać jego chłopaka.
— Tak, tak. Jak to mówią? Mocny tylko w gębie? — Kiedy szli, Daniel z czułością wsunął rękę Harry’ego pod swoje ramię. — Tak czy siak, jestem dżentelmenem. Twoje obawy są nieuzasadnione. Niestety.
*
Pół godziny później Daniel ponownie wkroczył do studio, ręka w rękę z Harrym, wyglądając na tak zadowolonego z siebie, jakby eskortował samą królową. Albo, co bardziej prawdopodobne, jednego z młodych książąt. Draco poznał powód, gdy tylko spojrzał na Harry’ego.
— Co ci się stało?
Harry posłał mu spojrzenie pełne wątpliwości.
— Nie podoba ci się?
— Oczywiście, że mi się podoba. Wyglądasz wspaniale. Nie żebyś wcześniej nie wyglądał.
Niezwykle uradowany Daniel w końcu rozprawił się z mopem na głowie Harry’ego i Draco musiał przyznać, że rezultaty okazały się porażające — Harry miał włosy znacznie krótsze, subtelnie wystylizowane, ale wciąż na tyle zwyczajne, by nie wydawały się dziwaczne.
— Jesteś pewien?
— Och, tak. Jestem pewien. Daniel to istny geniusz.
Stylista udawał obrażonego.
— Oczywiście, Smoczku. Czy sądzisz, że jestem fryzjerem tylko dlatego, żeby marnotrawić cały dzień z tak pięknymi modelami jak ty?
Draco obdarzył go wymownym spojrzeniem.
— Właściwie, tak.
— Och, jakiś ty niemiły, kochanie. Myślę, że lubiłem cię bardziej, kiedy milczałeś. Gdybyś nie był takim nieznośnym snobem i narcyzem, Smoczku, zauważyłbyś, że jestem dobry w swoim fachu. Kocham to, co robię. — Daniel oplótł zalotnie ramię wokół Harry’ego i uśmiechnął się przebiegle. — Część z marnotrawieniem to tylko dodatkowy bonus. My, ogniści gejowscy fryzjerzy, musimy utrzymywać stereotyp, rozumiesz? Nie, pewnie nie rozumiesz.
Draco wiedział, że Danielowi nie udało się rozbawić Harry’ego, który nigdy dotąd nie znał kogoś takiego jak on.
— Więc naprawdę tylko udajesz? — zapytał Harry.
Daniel był w pobłażliwym nastroju, wywołanym dopiero co wykonaną stylizacją.
— Oczywiście, że tak. W pewnym sensie. Wszyscy przecież udają w miejscach publicznych, nie sądzisz? Weźmy, na przykład, ciebie. Jesteś najbardziej heterycko wyglądającym gejem, jakiego spotkałem. A teraz przyjrzyjmy się naszemu Smoczkowi. Cóż, nie może ukryć, że to najgorętsza istota chodzącą po ziemi, ale założę się, że głęboko w środku niezły z niego drań. Po prostu udaje miłego, żeby zaciągnąć cię do łóżka.
Po jego minie Draco poznał, że Daniel nie rozumiał, czemu ta bezceremonialna uwaga wywołała u nich tak trudną do opanowania salwę śmiechu.
Harry otrząsnął się pierwszy.
— Więc cały czas udajesz ekstrawaganckiego geja, kiedy naprawdę...
— Jeśli oczekujesz, że powiem ci, iż w
rzeczywistości mam w Bexley żonę i trójkę dzieci, to niestety jesteś w błędzie. Naprawdę jestem ekstrawaganckim gejem.
— Z chłopakiem i trzema biszonami kędzierzawymi[4] w Earl Court — zasugerował Draco.
— Święta prawda. Z chłopakiem, którego trzymam z daleka od takich jak wy. Samoobrona, kochanie.
Harry uniósł ręce w geście udawanego strachu.
— Bez obaw. Draco wykopałby cię...
— ...na Wyspy Szetlandzkie? — podpowiedział Daniel.
— Właśnie. Harry wie, że w tym zakresie zostałem specjalnie wytrenowany. — Nieoczekiwany niepokój na twarzy Harry’ego przypomniał Draco o fakcie, że prawdopodobnie zagalopował się w rozmowie zbyt daleko jak na gryfońskie poczucie komfortu, szczególnie przy Danielu, więc szybko zmienił temat rozmowy. — Ups, zapomniałem. Lepiej poudaję miłego, żeby Harry zabrał mnie na obiad.
Harry posłał mu zrelaksowany uśmiech z małą nutą wdzięczności. Draco wziął to za zachęcający znak, objął go w pasie ramieniem i przyciągnął bliżej. Daniel zrozumiał sugestię i puścił Harry’ego z ostentacyjną niechęcią.
Draco nie mógł oprzeć się pragnieniu przesunięcia dłonią po krótszych włosach Harry’ego. Daniel zrobił coś, co sprawiło, że stały się niesamowicie miękkie. Kiedy przeczesywał palcami miejsce nad uchem, stylista pochylił się i klepnął go w rękę.
— Nie dotykamy, Smoczku. Nie. Dotykamy.
Draco uśmiechnął się i pociągnął Harry’ego w objęcia, ponownie zatapiając dłoń w jego włosach.
— Słyszysz coś, Harry? Jakieś odległe, irytujące brzęczenie?
Harry odwzajemnił uśmiech, a Daniel skrzyżował ramiona i wydął usta.
— Rozumiem, że nic tu po mnie. Och, cóż, dobrze, że jestem zaślubiony z tą nędzną robotą.
— Czy nie powiedziałeś nam, że ją kochasz? — zapytał Harry.
— Przyznaję, że to lepsza zabawa niż praca w warsztacie samochodowym.
— Z tym się zgodzę — przyznał Draco.
Daniel prychnął.
— Nie, Smoczku, kochanie. Nie widzi mi się, żebyś miał kiedykolwiek pod paznokciami choć trochę smaru. Powiedziałbym, że też dobrze pasujesz do swojej pracy. Ty sobie próżnujesz, pięknie wyglądając, a ja się z tobą cackam, żeby szarzy obywatele mogli o tobie pofantazjować.
Draco nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, ale zdawał sobie sprawę, że modeling cieszył go coraz mniej. Wybrał tę pracę, ponieważ była jedną z niewielu, którą mógł wykonywać, starając się złamać klątwę Harry’ego. Ostatnio jednak czuł, że popadł w rutynę i jedynie wypełnia nią wolny czas. Nie żeby nie doceniał Daniela, Jake’a i innych, ale wiedział, że potrzebuje czegoś bardziej produktywnego niż ładnie wyglądać.
To zawsze mógł robić tylko dla Harry’ego.
Może gdyby zapytał, Jake nie miałby nic przeciwko, by nauczyć go kilku rzeczy o pracy po drugiej stronie aparatu.
Daniel przyglądał się Harry’emu z ponowionym zainteresowaniem, jakby coś właśnie do niego dotarło.
— Wiesz, Harry, nadal nie mam pojęcia, czym ty się właściwie zajmujesz.
— Czy to nie oczywiste? — zaśmiał się Harry. — Jestem szarym obywatelem, fantazjuję o Draco.
— Nie, naprawdę. Powiedz mi.
— Cóż, był kiedyś wielkim bohaterem wojennym — Draco ulitował się nad Harrym. — Ocalił świat od sił zła, to stąd ma tę wielką, okropną bliznę. Teraz jest tylko międzynarodowym szpiegiem. Ale, oczywiście, musi mówić wszystkim, że pracuje na stanowisku bankiera inwestycyjnego.
— To powołanie — wyszczerzył się Harry. — Cóż mogę powiedzieć?
— Och, oczywiście — odparł Daniel. — Dzięki za informacje.
Harry spojrzał znacząco na zegarek.
— Nie powinniśmy iść już na obiad? Robi się późno.
Daniel westchnął.
— No to zmiatajcie. Szczerze, wciąż nie mieści mi się w głowie, jak udaje wam się dotrzeć do hotelu w Belgravii i wrócić, zjeść obiad i wciąż mieć czas na małe co nieco.
— My nie... — zaczął Harry.
— Oczywiście, że tak. Nie kłam.
— Och, więc w tym przypadku… — Draco przybrał tajemniczy wyraz twarzy — to magia.
— Ojej, serio? Do zobaczenia później. I ostrzegam cię, Smoczku, nie waż się popsuć mu fryzury, bo inaczej wykopię cię na Wyspy Szetlandzkie.
*
Więc… rozpal mnie jak słońce, ostudź swoim deszczem,
Już nigdy nie chcę zamknąć oczu...(„A Thousand Beautiful Things”, Annie Lennox)[5]
Harry wyglądał zbyt poważnie, zważywszy na to, co właśnie robili.
Aportowali się do mieszkania Draco, ponieważ nikt nie znajdował się na tyle blisko, aby ich usłyszeć. A może zwyczajnie ściany były tak grube? Harry, który podczas seksu zawsze był rozmowny, teraz zachęcał go do bycia tak samo głośnym jak on sam. Sąsiedzi Harry’ego nie podzielali jego entuzjazmu.
— O czym myślisz, cudowny chłopcze? — zapytał Draco. Delikatnie przesuwał dłonią w górę i w dół lepkiego uda Harry’ego. Żaden z nich nie spieszył się zbytnio, aby rzucić zaklęcie czyszczące.
Harry odwrócił głowę, żeby na niego spojrzeć.
— Ach. Po prostu myślę o tobie.
— Achaaa. To dlaczego się nie uśmiechasz?
Harry w odpowiedzi obdarzył go porywającym uśmiechem, po czym wyciągnął rękę, żeby przyciągnąć usta Draco do swoich.
— Lepiej? — wymruczał przy jego wargach.
— Lepiej — przyznał.
— Popsułem twój makijaż. I włosy. Przykro mi.
— A mnie nie. Ty bestio. — Harry lubił przepraszać za każdą najmniejszą rzecz, ale Draco zauważył, że było to szczere tylko raz na jakiś czas. — Opanowałem więcej oporządzających zaklęć niż ktokolwiek inny.
— Malfoy, ty wielki bufonie, dlaczego nie jestem zaskoczony?
W oczach Harry’ego pojawił się niebezpieczny błysk. Zanurzył obie dłonie we włosy Draco, plącząc je dziko. Draco przez chwilę pozwolił mu się nimi pobawić, a potem przerwał grę, powoli pojmując w posiadanie jego usta i język, dopóki Harry nie opuścił rąk.
Nieco później Harry dał za wygraną i opadł na poduszki.
— Właściwie myślałem, jak bardzo lubię słyszeć twój głos, kiedy uprawiamy seks.
Draco usłyszał zawoalowaną aluzję dotyczącą jego wkładu w złamanie zaklęcia, jednak nie chciał drążyć tematu. Z wdzięcznością Harry’ego nadal czuł się nieswojo. Chciał, aby ich związek — czymkolwiek był i gdziekolwiek zmierzał — opierał się na czymś nieco mniej altruistycznym.
— Co jeszcze lubisz, Harry?
— Dlaczego zawsze próbujesz zmienić temat?
Rozszerzył powieki w udawanej niewinności.
— Co masz na myśli? Myślałem, że rozmawialiśmy o seksie. Przegapiłem coś?
Harry roześmiał się, tak jak Draco przewidział. W całej ich narastającej zmienności, do tej pory jako dorośli wykazali się całkowicie nieprzewidzialnymi i wszechstronnymi możliwościami utrzymywania między sobą harmonii. Póki co. Harry miał wystarczająco rozsądku, aby trzymać się z daleka, kiedy Draco był w jednym ze swoich, trzeba przyznać, że częstych, zmiennych nastrojów.
— Cóż,
rozmawialiśmy o seksie. Tak jakby. Próbowałem ci powiedzieć, jaki jestem wdzięczny, że mogę cię teraz słuchać.
— Przydałoby się trochę tego uznania, kiedy byliśmy w Hogwarcie.
— Odwal się, Draco. Dobrze wiesz, że wtedy na to nie zasługiwałeś.
— Nie bardziej niż teraz — powiedział lekko.
Harry przekręcił się na bok, a na jego twarzy pojawiła się znowu ta markowa powaga, której Draco uczył się obawiać.
— Draco, dlaczego nigdy nie pozwalasz mi powiedzieć, jak bardzo jestem ci wdzięczny za złamanie klątwy?
— Już to wyznałeś. Raz wystarczy. A ja ci odpowiedziałem, że nie zrobiłem tego dla ciebie. Zrobiłem to, ponieważ uważałem, że to jedyny sposób, aby utrzymać przy sobie dwór. Dlaczego nigdy nie pozwalasz mi tego powiedzieć?
— Już mi to wyznałeś. Raz wystarczy. Poza tym, to bzdura, Smoczku, i dobrze o tym wiesz.
Usiadł tak, że prześcieradło ledwie zasłaniało mu uda.
— Nieprawda. Nie jestem jakimś bezinteresownym Gryfonem, jakiego próbujesz ze mnie zrobić. Jestem kompletnie egoistyczny i nie powinieneś mi za to dziękować.
Ku jego irytacji, Harry tylko się uśmiechnął.
— Może na początku było to prawdą. Ale obserwowałem cię przez cały proces i wtedy nadal nie przerwałeś milczenia. Nawet gdy miałeś swoją jedyną realną szansę na zatrzymanie dworu. — Harry gestykulował dłońmi, wyliczając punkty na swoich wciąż lepkich palcach. — Nawet po tym, jak ministerstwo ci go zabrało. Nawet po tym, jak byłem dla ciebie kompletnym dupkiem i cię odrzuciłem. Do czasu aż klątwa została przerwana. A teraz powiedz mi szczerze, jaki miałeś powód, żeby to zrobić?
Nie odpowiedział, bo miał świadomość, że to, co wymienił Harry, było prawdą. Ostatnie tygodnie po procesie —
zrobił to dla Harry’ego. Jednak nie znaczyło to, że był gotów się do tego przyznać.
Harry kontynuował:
— Czy kiedykolwiek pomyślałeś poważnie o zaniechaniu złamania klątwy? I proszę, odpowiedz mi szczerze. Naprawdę chciałbym wiedzieć.
Rozważył możliwość nieodpowiedzenia. Oczywiście, że o tym pomyślał. Dusił to w sobie, kiedy był sfrustrowany, pozwalał temu narastać, kiedy złościł się na Harry’ego za to, że w niego zwątpił. Ale nigdy nie myślał poważnie o porzuceniu starań, nie po tym, kiedy pierwszy raz zobaczył, jak Harry cierpi. Fakt, że nigdy nie rozważał na poważnie porzucenia Harry’ego... cóż, bardzo go to przerażało.
Pozwolił słowu spłynąć z jego ust tak cicho, że nie był pewny, czy Harry go usłyszał.
— Nie.
Harry usłyszał.
— Dziękuję — powiedział, tak samo cicho. Draco nie miał pojęcia, czy dziękował za odpowiedź, czy za powód, który się za nią krył.
Harry przesuwał palcem po nagim kolanie Draco.
— W porządku. Nie musimy o tym więcej rozmawiać. — Spojrzał na Draco spod wciąż długiej grzywki przysłaniającej bliznę. — Mam inne wieści.
— Hm?
— Dwór jest na sprzedaż.
Draco poczuł nagły uścisk w żołądku i zaskoczył sam siebie mówiąc:
— Powodzenia dla ministerstwa w uzyskaniu za niego przyzwoitej sumy. Może ktoś mógłby go kupić i przekształcić w Muzeum Czarnej Magii.
Harry pozwolił ciszy rosnąć.
— Myślałem, że może mógłbym… — zaczął po chwili.
Draco od razu uświadomił sobie, co Harry chciał zaproponować i szybko mu przerwał.
— Nie, Harry. Nie pozwolę ci sprezentować mi dworu.
Widział, że Harry szykował się do kłótni, ale nie było możliwości, aby pozwolił mu na kupno choćby garści ziemi. Nie posiadał już fortuny Malfoyów, posiadłości czy dziedzictwa, ale wciąż nosił w sobie malfoyowską dumę.
— Ale Draco…
—
Nie. Po prostu nie.
Harry miał ten sam wyraz twarzy, który pamiętał z nocy, kiedy opuścił Hogwart dla śmierciożerców i czuł to samo irracjonalne pragnienie, aby ulec Harry’emu. Jednak nie zrobił tego wtedy i nie zamierzał zrobić teraz.
— Harry, proszę. To nie tak, że nie wiem, że chcesz to zrobić, bo straciłem dwór. Ale, szczerze mówiąc, nie sądzę, aby cokolwiek, co mogłem powiedzieć przed Wizengamotem na procesie, zrobiło jakąkolwiek cholerną różnicę. Zbyt dużo polityki, za mało zdrowego rozsądku, wiesz? — Harry chciał mu przerwać, ale Draco na to nie pozwolił: — Wysłuchaj mnie. Wiem, że myślisz, że dwór był dla mnie całym światem. Wszyscy tak myślą. Do diabła, sam tak myślałem, dopóki skrzat domowy mi tego nie wyjaśnił.
To oświadczenie było dla Harry’ego zdumiewające. Draco miał nadzieję, że takie będzie.
— Hermiona byłaby z ciebie taka dumna — udało mu się wydusić. — W jednej chwili zapisałaby cię do WSZY.
— Bez wątpienia.
Był w na tyle diabelskim nastroju, aby pozwolić ciekawości Harry’ego rosnąć, aż w końcu zmuszony był zapytać:
— Więc, co ten tajemniczy skrzat ci powiedział?
— Oczywiście chodzi o Sully. Zawsze uważałem, że przynależała do dworu i będzie musiała zostać, kiedy go stracę, lecz ona nalegała, aby przyjść tutaj ze mną. Powiedziała mi, że posiadłość to tylko cegły i kamienie i że mogła przysiąc swoją lojalność jedynie osobie. To sprawiło, że zacząłem myśleć.
— O czym?
— Że to głupie, przysięgać lojalność cegłom i kamieniom. Sądzę, że jestem co najmniej tak mądry jak skrzat domowy.
— Nie ulega wątpliwości.
— Wiesz, kiedy byłem młodszy, miałem tylko dobre wspomnienia o dworze Malfoyów. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat złe przewyższyły te dobre. Założę się, że o tym nie wiedziałeś, ale zanim odszedłem, zamknąłem na stałe około połowy pomieszczeń. Oczywiście pokój, w którym zabito matkę. Pokój portretowy. Gabinet Lucjusza. Cóż, to, co zostało z gabinetu.
Harry rozszerzył powieki w zdziwieniu.
— Dlaczego? Co się stało?
Draco wstydził się przyznać, co zrobił.
— Powiedzmy, że w noc przed wyprowadzką dopadło mnie tak jakby katharsis. Ale udało mi się powstrzymać, zanim spaliłem cały dwór.
— Och. — Harry wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale wolno potrząsnął głową i powiedział: — Też miałem takie noce.
— Bez wątpienia. Nie mogłem cieszyć się z mieszkania tam, a jednak zostałem. Jedynym powodem, dla którego to zrobiłem było to, że zawsze mi wmawiano, iż jest to miejsce, do którego należę. Że nie mógłbym być Draco Malfoyem z dala od dworu. — Odgarnął dłonią włosy z oczu, żeby wyraźnie widzieć Harry’ego. — Ale to było złe. Zajęło mi trochę czasu, aby to zrozumieć.
Harry najwyraźniej nie chciał mu przerywać; chętnie wodził palcami wzdłuż ciała Draco, jakby uspokajał zaniepokojoną magiczną istotę. Draco wiedział, że w przeszłości Harry nie miał zbyt wiele okazji do kontaktu fizycznego i czasami wydawało się, że dotykiem próbuje nadrobić stracone możliwości. Nie to, żeby Draco narzekał.
— Severus próbował mi uświadomić, że nie mieszkałem we dworze, umierałem tam, ale go nie słuchałem.
— Kiedy wreszcie to zrozumiałeś? — Głos Harry’ego zdradzał zamyślenie.
Znał na to odpowiedź.
— Kiedy już go nie było. Odkryłem, że brakowało mi walki o utrzymanie dworu niż jego samego. Nie zrozum mnie źle. Byłem wkurzony na ministerstwo za to, co mi zrobili. Prawdę mówiąc, wciąż jestem.
Harry zmarszczył brwi, ale nie przerwał masażu — nadgarstków, pośladków, ramion, łydek — każdy fragment Draco w zasięgu ręki był obiektem jego ataku.
— Nie jesteś jedynym, który jest wkurzony.
— Właśnie, kiedy dokładnie masz zamiar wrócić i odebrać swój Order Merlina?
— Nie w najbliższym czasie. — Odpowiedź Harry’ego uzmysłowiła mu, że nie był jedynym, który czuł potrzebę ochrony swojej dumy.
— Posłuchaj, Harry. Nie będę udawał, że to nie boli, ale jakoś sobie z tym radzę. Będzie dobrze. Po tym, jak byłem zmuszony do opuszczenia dworu i przyjścia tu... cóż, okazało się, że po raz pierwszy nie nosiłem na ramionach całego ciężaru swojej historii. Tutaj po prostu Draco Malfoyem. Nie synem Lucjusza. Pod wieloma względami jestem teraz szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej.
— Dlatego, że straciłeś dwór?
— Dlatego, że straciłem dwór. I niech spoczywa w pokoju. — Pod ciekawskim spojrzeniem Harry’ego pozwolił sobie unieść kąciki ust. — No dobrze, może jest kilka innych powodów dla mojego nowo odnalezionego szczęścia. Ale teraz wiesz, dlaczego nie chcę, żebyś mi go odkupił. Nie chcę go z powrotem.
Harry przysunął się bliżej niego, przyciągając dłoń Draco do własnej twarzy i gładząc nią policzek.
— Dałbym ci go, gdybyś chciał, wiesz o tym, ponieważ zasługujesz na niego przez to, co zrobiłeś. Nie tylko przez to, co zrobiłeś dla mnie, ale także dla Zakonu. Ale myślę, że rozumiem.
Draco pochylił się i pocałował czubek jego głowy. Omal wyznał mu, że nie przyjąłby dworu nawet,
gdyby ciągle go chciał, ale co z tego? Sprowokowałoby to tylko sprzeczkę, a oni tak miło spędzali… obiad.
— Posłuchaj, Harry, jeśli ciągle czujesz przymus do zmarnowania pokładów swojego bogactwa, próbując mnie rozpieścić, nie ma sprawy. Jak powiedziałem, jestem egoistą. Tylko nie kupuj mi dworu Malfoyów.
— No dobrze, dobrze. Co powiesz na trzy biszony?
— Kurwa, nie. Nic, co wymaga więcej uwagi niż ja. Kup mi Lamborghini i naucz mnie prowadzić.
Harry wybuchnął śmiechem.
— Żartujesz? Co ty wiesz o Lamborghini? Jeśli o to chodzi, to gdzieś ty w ogóle
widział Lamborghini?
— W twoim telewizorze. Wszyscy fajni faceci takie mają.
— Boże, stworzyłem potwora. Dobra, przestań mnie klepać po tyłku, diable. Jeśli naprawdę takiego chcesz , to ci go kupię. Przypuszczam, że potrzebujesz do niego odpowiedniego stroju.
— To nie podlega dyskusji.
— Nie mogę jednak nauczyć cię prowadzić, bo sam nie potrafię.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— W takim razie muszę sobie znaleźć odpowiedniego włoskiego instruktora, prawda?
Och, Paolo, pokaż mi jeszcze raz, jak działa skrzynia biegów… bene, bene[6]... Hej! — Zareagował zbyt wolno, aby uniknąć poduszki, którą rzucił w niego Harry.
— Nie ma mowy, tygrysie. Chociaż, mogę pozwolić ci na takiego, który jest wystarczająco stary, brzydki i jest kobietą.
— Aha. Twoja zazdrość jest taka oczywista,
carissimo[7]. — Pozwolił sobie przeciągnąć się leniwie i z rozmysłem, aby zyskać pełną uwagę, po czym wyślizgnął się z łóżka. — Zobacz, przez ciebie jestem spóźniony do pracy.
— A co z obiadem?
— Nie ma czasu. Wezmę coś z kuchni, jak będę wychodził. To najnowsza dieta modeli: za dużo seksu, za mało jedzenia.
Harry podążył za nim, przyciągając go po ostatni pocałunek. Draco pozwolił mu na zabawę z jego językiem, bo było to coś, co obaj lubili bardziej niż powinni.
— Harry, muszę wracać do studia — powiedział w końcu. — Jeśli nie wrócę, to mnie zwolnią i będę musiał żyć jako utrzymanek.
— I to byłoby złe,
bo?
— Uwierz mi, Harry, nawet ty nie jesteś w stanie mnie utrzymać.
— No cóż, czy w takim razie mogę iść z tobą?
Draco potrząsnął głową.
— Nie, lepiej nie. Całkowicie zrujnowałem twoją nową fryzurę. Daniel nie byłby zadowolony, gdyby cię zobaczył. — To nie było prawdą; fryzjer poradził sobie doskonale z niesfornymi włosami Harry’ego, tak że po raz pierwszy, odkąd Draco pamiętał, układały się porządnie i nadały mu diabelsko potargany wygląd.
— Hm. Słyszałem, że o tej porze roku na Wyspach Szetlandzkich jest całkiem przyjemnie. Jeśli będziesz miał szczęście, to może cię odwiedzę.
Draco pomachał mu i wyszedł. Chwilę później jego głowa pojawiła się w drzwiach.
— Harry,
mio innamorato[8], co do Lamborghini. Ślizgońskie kolory. — Z ostatecznym uśmieszkiem zniknął.
KONIEC
[1]
The world was meant for you and me/ to figure out our destiny (a thousand beautiful things),/ to live, to die, to breathe, to sleep; to try to make your life complete… — tłumaczenie Ferris
[2]
Talvez o mundo não seja pequeno,/ Nem seja a vida um fato consumado — tłumaczenie autorki z portugalskiego, tłumaczenie Lasair z angielskiego
[3]
I thank you for the air to breathe, the heart to beat, the eyes to see again (a thousand beautiful things),/ And all the things that's been and done, the battles won, the good and bad in everyone (this is mine to remember) — tłumaczenie Lasair
[4] biszon kędzierzawy — rasa psów, należących do grupy psów do towarzystwa
[5]
So... Light me up like the sun, to cool down with your rain, I never want to close my eyes again… — tłumaczenie Ferris
[6] [i]bene, bene — (wł.) dobrze, dobrze
[7]
carissimo — (wł.) najdroższy
[8]
mio innamorato — (wł.) mój ukochany