Zapraszamy na ostatnią część i przepraszamy za kolejne opóźnienie, ale tłumaczka wycofała się w ostatniej chwili i musiałyśmy znaleźć zastępstwo. Tłumaczyły po kolei: Kaczalka, Lasair i ma_dziow, betowała Aevenien.
ROZDZIAŁ 6Psy wojny i ludzie nienawiści, nie faworyzujemy bez przyczyny,
Wyrzekamy się ujawnienia,, nasza waluta to ciało i kości.(„Dogs of War”, Pink Floyd)
1Hermiona i Snape podążali za Macumberem przez zdające się ciągnąć kilometrami korytarze hotelu Jolly. Nagle Macumber zatrzymał się w jednej z niewielkich wnęk sali balowej.
— Nie ma go tu.
Macumber wydawał się pewny, ale Hermiona mimo to zapytała:
— Może... nie żyje?
— Jeśli tak, to nie ma tu jego ciała.
Odwrócił się i poprowadził ich z powrotem do wyjścia na alejkę.
Hermiona wyobraziła sobie, że po drugiej stronie znajdą Harry’ego i Draco, ale zaułek był tak samo opustoszały jak w momencie, kiedy go opuścili, upiornej ciszy nie zakłócał nawet szmer myszkującego szczura. Nie odważyła się wymówić na głos nurtującego ją pytania:
i co teraz?Kiedy rozległ się głośny trzask zamykających się drzwi, Macumber zesztywniał tak bardzo, jak gdyby zaskoczył go niespodziewany krzyk. Hermiona już chciała go przeprosić, ale niespodziewanie zrobił trzy szybkie kroki przed siebie.
— Coś się dzieje w siedzibie AZL. Muszę iść — powiedział i zniknął.
Hermiona i Snape wymienili rozdrażnione spojrzenia. Przez chwilę oboje milczeli.
— Wie pani, gdzie znajduje się ta siedziba? — spytał Snape.
— W zachodnim Londynie, ale nie znam dokładnego adresu. A pan?
— Tak. Aportujemy się razem.
Snape położył dłonie na jej ramionach — Hermionie jakoś udało się nie odsunąć — i już ich nie było.
Wyścigowy jastrząb, który przybył niedługo później, okrążył pustą uliczkę kilka razy, wydał z siebie pisk frustracji, omiótł mieszkającą w zaułku mysz końcem ogona, po czym przechylił skrzydła i odleciał, nie dostarczywszy wiadomości.
Hermiona wcale nie ucieszyła się, kiedy wylądowali w kolejnej nijakiej, zapomnianej przez ludzi alejce. Snape jednak nie dał jej czasu na ustalenie lokalizacji — musiała niemal pobiec, żeby go dogonić. Zatrzymał się przy drzwiach wymagających gruntownego malowania i nacisnął na dzwonek. Wyblakłe litery informowały, że to londyńska siedziba firmy Lubimova Import-Eksport.
Niematerialna odźwierna, z długimi lokami i w powłóczystej spódnicy, była ostatnią istotą, jaką spodziewali się tu spotkać.
— Podajcie swoją sprawę — wyrecytowała monotonnie, snując się wokół nich władczo i przyglądając im się z uwagą. — Dziś wieczorem nikogo nie oczekiwaliśmy.
Hermiona próbowała nie gapić się na makabryczne, dziwnie bezkrwawe nacięcia na jej upiornej piersi.
— Musimy porozmawiać z Tedem Macumberem — powiedział Snape.
— Nie ma go. Odejdźcie — zażądała zjawa piskliwym głosem.
Hermiona poczuła, że traci cierpliwość.
— Wiemy, że jest. Był z nami zaledwie kilka minut temu i powiedział, że wraca tutaj. Szukaliśmy razem jego zaginionego partnera, Jeralda Carra.
— Carra? To kim wy jesteście?
Kiedy Snape ich przedstawił, zjawa przyjrzała im się jeszcze uważniej.
— Poczekajcie — rzuciła nagle i odpłynęła.
Nie musieli czekać długo. Drzwi uchyliły się ponownie i wyjrzała zza nich — tym razem żywa — twarz, którą Hermiona rozpoznała bez trudu.
— Severus Snape — powiedział Alastor Moody, na powitanie otwierając drzwi szeroko. — I Hermiona. Czyli dostaliście naszego jastrzębia? Szybka bestia, prawda?
— Nie, nie dostaliśmy żadnego jastrzębia.
— Więc skąd, u licha, wiedzieliście, gdzie nas szukać? Zresztą nieważne. Wejdźcie, skoro już tu jesteście.
— Co się dzieje? — spytała Hermiona, mając wrażenie, jakby to samo pytanie zadawała od tygodnia każdej napotkanej osobie.
— Prawdę mówiąc, wciąż próbujemy się zorientować. Harry pokrótce wyjaśnił sytuację w liście, który posłał jastrzębiem. Sam będzie musiał wam powiedzieć.
— Harry tu jest?! — krzyknęła, gdy tylko Moody zaprowadził ich do bardzo zatłoczonego i całkiem zwyczajnego pokoju.
Tak, Harry był tutaj. Dzięki Bogu, Draco również, a także pół tuzina aurorów. Zostali rozstawieni niczym posępni apostołowie podczas Ostatniej Wieczerzy wokół siedzącej osoby, która w odróżnieniu od Chrystusa Boleściwego była gruba, rozczochrana i miała na sobie jaskrawe ubranie, które zupełnie do niej nie pasowało.
Harry odwrócił się na dźwięk jej głosu.
— Hermiono! — zawołał.
Kurczowo obejmował Draco, który, gdy tylko ich zauważył, skinął głową i uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał. Hermiona podążyła za jego wzrokiem. Mimo tłumu Snape już się do niego przecisnął, wyglądając na kogoś zdolnego do mordu gołymi rękami.
— Draconie Malfoyu, natychmiast wytłumacz...
— Severusie, posłuchaj. Przykro mi. Naprawdę przepraszam. Nie chciałem, żeby tak się to potoczyło.
Ku zaskoczeniu Hermiony — i jeszcze większemu zaskoczeniu Snape’a — Draco objął go mocno i w kółko powtarzał przeprosiny. Hermiona skorzystała z okazji, podeszła bliżej i, choć zrobiła to dużo delikatniej, przytuliła Harry’ego, szepcząc mu do ucha słowa otuchy, które zapewne w swym przekazie nie różniły się od słów Draco.
— Kto to? — Wskazała na człowieka otoczonego przez aurorów.
— Jerald Carr — odparł Snape.
— I Rabastan Lestrange — dodał Draco. — Z pomocą eliksiru wielosokowego. Chociaż zagadką pozostaje, skąd wziął włosy mojego wuja.
Hermiona miała rzadką okazję widzieć Snape’a, który wyglądał, jakby nie mógł wydusić z siebie słowa. Sama czuła się dokładnie tak samo, chociaż zdołała wydukać:
— Twierdzisz, że w alejce był Carr? Czyli za porwaniem stali AZL? A ten drań Macumber nas oszukał?
— Nie, tego nie powiedziałem — zaprotestował Harry. — Jak wszyscy inni Macumber prawdopodobnie nie miał o niczym pojęcia.
— Carr dostał veritaserum i teraz śpiewa jak skowronek — odezwał się Draco. — Z tego co mówił, wnioskuję, że cała ta kompromitacja to jego własny ukochany projekt.
— I zdaje się, że każdego dnia wymyślał coś nowego. Wszystko w jednym celu: żeby wytropić znanych śmierciożerców.
— W tym mnie — dodał Draco ponurym tonem.
— Ale ty nie...
— No cóż, powiedzmy, że przez tę różnicę Carr poniósł porażkę. Najpierw zaplanował, żeby poróżnić nas z Harrym przy pomocy wojennych zeznań Severusa. Sądził, że łatwiej mnie dorwie, jeśli będę sam.
Hermiona spojrzała na Snape’a.
— To wyjaśnia, czemu Coretta Dovecote dostała te dokumenty, i dlaczego zaklęto je tak, aby tylko Harry umiał je odczytać.
— A kim właściwie jest Coretta Dovecote? — zapytał Draco, mrużąc niebezpiecznie oczy.
— No dobrze, posłuchaj — zaczęła Hermiona, choć pewnie moment nie był odpowiedni na taką rozmowę. — Cała historia jest bardziej skomplikowana. Proszę tak na mnie nie patrzeć, profesorze, Draco ma prawo wiedzieć.
— O co chodzi, Severusie?
— Jeśli masz jakieś informacje, Snape — wtrącił Moddy, który z boku śledził ich rozmowę — to lepiej podziel się nimi od razu.
Kiwnął ręką na jedną z aurorek pilnujących Carra. Kobieta pospiesznie podeszła i podała mu rolkę pergaminu oraz samopiszące pióro.
— Panna Granger była na tyle bystra, aby pierwsza coś zauważyć — zaczął Snape, a Hermiona usilnie starała się nie zarumienić z powodu tego niespodziewanego komplementu.
Snape opowiedział, jak przyparli Corettę do muru, oraz o wszystkim co się wydarzyło do dzisiejszego wieczoru. Hermiona dołożyła możliwie jak najwięcej szczegółów, próbując nie czuć skrępowania, gdy pióro nanosiło na pergamin każde jej słowa.
Harry patrzył na nich z niekrytym zdumieniem, ale wyraz twarzy Draco był dużo bardziej ponury.
— I jakoś nie udało wam się o niczym mnie poinformować? — zapytał.
— Nie było czasu. I początkowo nie mieliśmy pewności, o co chodzi.
Draco sceptycznie zmarszczył brwi, ale nic więcej nie dodał. Hermiona odwzajemniła jego spojrzenie i uniosła wyzywająco brodę.
— Zrozum, oboje chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. Nawet Redmund się z nami zgodził.
— W porządku — odparł Draco po dłuższej chwili, co Hermiona przyjęła z ulgą.
Harry podjął opowieść:
— W każdym razie, Carr w końcu uznał, że rozdzielenie mnie i Draco nie wystarczy, żeby wynagrodzić mu kłopoty. Wpadł na pomysł, że zyska dużo więcej, jeśli użyje Draco jako przynęty do wywabienia Lestrange’a z ukrycia.
Snape w zamyśleniu skinął głową.
— Złapanie Lestrange’a byłoby wielkim osiągnięciem, polował na niego od lat. Czy nie dlatego właśnie ministerstwo pozwalało Carrowi działać w AZL bez nadzoru?
— Jednak drogi wujek Rabastan siedział cichutko — dodał Draco. — Nic dziwnego. Więc zamiast porzucić swój plan całkowicie, Carr przekonał mnie, że jest inaczej. Odpuścił sobie Lestrange’a, przynajmniej w tamtym momencie, i skupił się na mnie.
Snape zrobił wyjątkowo zdegustowaną minę.
— A biorąc pod uwagę sposób, w jaki AZL działa, to miejsce było idealne do ukrycia jego postępków. Żadnych ograniczeń, żadnych pytań.
Hermiona wciąż pozostawała sceptyczna.
— Czyli mówiąc wprost: zgodziłeś się pomóc ministerstwu, mimo że... — Zerknęła na Moody’ego, a potem znów na Draco. — Po tym wszystkim?
— Carr złożył mu propozycję nie do odrzucenia — rzucił Harry sarkastycznie.
Draco nie uściślił jego wypowiedzi, ale przysunął się jeszcze bliżej Harry’ego.
— Nie sądzę, żeby posunęli się do szantażu po raz kolejny — powiedział i uśmiechnął się lekko. — A co było potem, to już wiecie. Carr zabrał mnie tutaj i planował zabić, ale pojawił się Harry.
Harry ujął dłoń Draco i splótł ze sobą ich palce.
— To nie tylko moja zasługa. Gdyby wszyscy z nas nie pomagali, Carr mógłby... — zamilkł nagle.
Draco skinął głową.
— Wygląda na to, że opracował kilka alternatywnych planów na dzisiejszy wieczór, jednak nie spodziewał się, że i wy przyjdziecie, i miał kłopot, jak oddzielić mnie od grupy. A że wielosokował się już w Lestrange’a, ostatecznie zdecydował, że użyje cię jako świadka mojego zniknięcia z wujem.
Hermiona wiedziała, że Snape był naturalnie blady, ale teraz jego skóra przybrała wręcz upiorny odcień.
— I jak zamierzał wyjaśnić twoją śmierć?
— Och, miał przygotowaną kolejną naciąganą historyjkę. Muszę przyznać, że Carrowi nie brakowało pomysłów. Zapewne coś w stylu, że zaoferowałem wujowi moje usługi i zamierzałem zdradzić Harry’ego, więc w tym celu sfingowałem własne porwanie, ale on zorientował się odpowiednio szybko i mnie powstrzymał. Niestety, zabiłem się, gdy przetrzymywał mnie w areszcie.
Snape spojrzał w stronę Carra.
— Przekonałby ministerstwo bez większego wysiłku.
— Bystry drań, prawda? Jego opowieść pasuje do tego, czego wszyscy się po mnie spodziewają.
— Nie ci, którzy cię znają — zaprzeczyła Hermiona.
Harry uśmiechnął się do niej, Draco wyglądał na zaskoczonego i trochę zakłopotanego, a Snape lekko uniósł kąciki ust.
Jeden z aurorów podszedł do Moody’ego.
— Czekają na was — powiedział, wskazując na Harry’ego i Draco.
— Słuchajcie, to może trochę potrwać — odezwał się Draco. — Nie musicie tu siedzieć.
— Dobrze. Będziemy z panem Thomasem i jego mugolskim przyjacielem, dopóki nie wrócicie — oznajmił Snape.
Hermiona doskonale rozumiała, że oznacza to, iż nie zamierza na długo spuszczać Draco z oczu.
— Biedny Daniel. Wszystko z nim w porządku? — zapytał Draco.
— Tak — odparła. — Dean zabrał go do twojego mieszkania.
— A więc spotkamy się tam, gdy tylko tu skończymy — oświadczył Harry. — Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Merlinie, nienawidzę veritaserum.
Coś w jego spojrzeniu, gdy patrzył na Draco, pomijając otwartą zaborczość, powiedziało Hermionie, że dla niego zgodziłby się na dużo gorsze rzeczy niż veritaserum. Po raz pierwszy odkąd szokując wszystkich, zadeklarowali się jako para, dotarło do niej, dlaczego tych dwóch przeciwstawiło się wszelkim oczekiwaniom i odważyło być razem. Widząc ich teraz, zastanawiała się, czemu nie uznała tego za dobry pomysł dużo wcześniej.
*
Im więcej wiem, tym mniej rozumiem.
Wszystkiego co kiedyś umiałem, uczę się na nowo.(„The Heart of the Matter”, Don Henley)
2Daniel czuł, jakby ktoś odkręcił mu czubek głowy i włożył do środka batalion energicznych żołnierzy, którzy entuzjastycznie ćwiczyli teraz manewry. Z udziałem czołgów i wsparcia lotniczego.
Otaczały go czyjeś ramiona, co w normalnych okolicznościach bardzo by mu odpowiadało, ale w tej chwili miał wrażenie, jak gdyby były tu — gdziekolwiek to „tu” się mieściło — jedyną rzeczą chroniącą go od upadku. Wokół panowała kompletna ciemność.
Nagle przypomniały mu się ostatnie wydarzenia sprzed utraty świadomości. Idzie alejką. Draco krzyczy, żeby padł na ziemię. Eksplozja i niezwykle jasne światło. A potem już nic.
Gdy doszedł do jedynego logicznego wytłumaczenia, jego serce ponownie zaczęło bić jak szalone. Chciał krzyczeć, ale zdołał wydusić z siebie jedynie bolesny jęk. Czyjaś dłoń dotknęła jego twarzy i jednocześnie skórę musnęło coś miękkiego — dredy Deana.
— Cholera — wystękał. Jego głos zabrzmiał nienaturalnie głośno. — Jestem... Jestem ślepy. Ten wybuch...
— Nie, Danielu — odezwał się Dean. — Nic ci się nie stało, tu po prostu nie ma światła.
— Och, Boże... Na pewno?
— Tak, na pewno. — Dean mówił na tyle spokojnie, że Daniel mu uwierzył. — Ale ty jesteś trochę poturbowany. Jak się czujesz?
— Cóż, głowa mi pęka i mam wrażenie, jakby ktoś użył jej jako kuli do kręgli, ale poza tym doskonale.
— Zaraz temu zaradzę. Poczekaj minutkę.
Jego skroni dotknęło coś twardego i chłodnego, a Dean zaczął modlić się po łacinie. Daniel błagał w duchu, żeby nie było to ostatnie namaszczenie. I nagle ból zniknął, a on poczuł się o niebo lepiej.
— Dean, nie przejmuj się. Z moją głową wszystko już dobrze.
— Świetnie. — Zabrzmiało to, jakby Dean się uśmiechał, co było godne uwagi, zważywszy na ich sytuację.
— Ee.. Dean, nie wiesz może, jak to się stało, że trafiliśmy do tej ciemnej szafy, a ty trzymasz mnie w ramionach w sposób dosyć intymny?
— Nie jesteśmy w żadnej szafie.
Cisza.
— Właściwie to nie sądzę, że tę akurat część historii powinieneś poznać.
Znowu cisza.
— No i? Zamierzasz udzielić mi kilku wyjaśnień? Zostaliśmy porwani?
— Nie, jesteśmy tu bezpieczni — odparł Dean i zamilkł na długą chwilę, a Daniela nagle naszło wrażenie, że próbuje na szybko coś wymyślić, jak gdyby potrzebował alibi, bo...
Bo był szpiegiem.
Niespodziewanie przypomniała mu się rozmowa między Deanem i Draco, którą podsłuchał we wtorek, przez co jego strach i dezorientacja jeszcze się zwiększyły.
— Dobra — powiedział w końcu, starając się opanować zdenerwowanie. — Zacznijmy od czegoś prostego. Gdzie
jesteśmy?
— Cóż, nie wiem na sto procent, ale sądzę, że to... mieszkanie Draco.
— Wygląda nieco inaczej niż poprzednim razem. Dużo mroczniej.
Cisza.
— Ale powiedziałeś, że nie siedzimy w szafie. W takim razie to tylko malutki ciemny pokój?
— Uwięził nas system bezpieczeństwa — wyjaśnił wreszcie Dean. — To najnowocześniejsza wersja.
— Jasne. Będę udawał, że wierzę. Uprzedzam tylko, że bardzo niewiele dzieli mnie od popadnięcia w kompletną paranoję, więc gdybyś odrobinę pospieszyć się z tłumaczeniem...
— Kto tam jest? Kto wpadł do pułapki Fiuu?! — zawołał nieznany głos, który Danielowi skojarzył się z karzełkiem.
— Sully! Dzięki Bogu! To ja, Dean Thomas. Mogłabyś... nas stąd wydostać?
— Sully nie wie, czemu sir Thomas znalazł się w pułapce. Sir Draco zawsze pozwala sir Thomasowi przechodzić przez bariery. Nie powinny zadziałać.
— Ktoś ze mną jest, ale ręczę, że nie użyje żadnej ma... Och, to też przyjaciel Draco.
Daniel w końcu przypomniał sobie, że Sully to gospodyni Draco cierpiąca na agorafobię. Zdawała się jednak strasznie młodziutka. Albo nawdychała się helu. I zapewne nie jest Brytyjką, sądząc po dziwnym sposobie mówienia, chociaż nie miała akcentu, który potrafiłby umiejscowić.
— Sully próbuje, sir Thomas, ale bez skutku. Sully nie może was uwolnić.
— Dlaczego?
— Nie wiem, sir Thomas. Nigdy wcześniej nic podobnego się nie zdarzyło. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy sir Draco znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie.
Przytulony do Daniela Dean gwałtownie zaczerpnął powietrza.
— Co oznacza
poważne niebezpieczeństwo? — zapytał z niepokojem.
— Sir Draco chroni sam siebie. Bariery rozpoznają, kiedy mu coś zagraża, i trzymają intruzów wewnątrz pułapki Fiuu. Tylko sir Draco może ich uwolnić.
— Sully, posłuchaj. A co jeśli Draco coś się stanie, kiedy my jesteśmy tutaj, i nie będzie mógł nas uwolnić?
— Tylko sir Draco może was uwolnić — powtórzył dziwaczny głosik. — Jest bardzo ostrożny od czasu, kiedy zamordowano jego matkę.
— Zamordowano? — szepnął Daniel. Jego gardło zrobiło się nagle bardzo suche. Brak odpowiedzi przyjął niemal z ulgą.
Gospodyni Draco chyba zrozumiała, co Dean próbował jej zasugerować.
— Sir Thomas, czy sir Draco coś grozi? — zapytała.
— Obawiam się, że tak, Sully. Ale Harry Potter ruszył mu na pomoc.
— Sully ma nadzieję, że Harry Potter znowu go uratuje — powiedziała głosem drżącym od szlochu. — I sir Thomas też powinien mieć nadzieję. Inaczej sir Thomas i jego przyjaciel nigdy nie wydostaną się z pułapki Fiuu. Bariery was zabiją.
Daniel starał się pojąć, co właśnie usłyszał. Nie rozumiał dlaczego, nawet jeśli coś stałoby się Draco, ekipa ratunkowa nie mogła po prostu zburzyć ściany i ich wyciągnąć. Jednak Dean najwyraźniej się martwił, co Daniel poznał po sposobie, w jaki udawał, że nic złego się nie dzieje.
Sam Daniel również się martwił, ale z powodów, którymi nie mógł podzielić się z Deanem. Odkąd zostali zaatakowani w alejce, przestał tym ludziom ufać. Teraz, w mrocznej ciszy, składał do kupy fragmenty dziwnych rozmów, które nigdy nie miały dla niego sensu, tajemnicze luki w opowieści Draco, milczenie na temat jego zmarłego ojca i zamordowanej matki. A szczególnie tę niezrozumiałą wymianę zdań o wojnie między nim i Deanem. Myślał, że żartowali, ale teraz był już pewien, że niechcący natknął się na siedlisko szpiegów.
Ale po czyjej byli stronie? W jak wielkim znalazł się niebezpieczeństwie?
Z braku innych możliwości siedzieli i czekali, kolano przy kolanie, z powodu niewielkiej przestrzeni tak blisko siebie, że Daniel czuł każdy ruch Deana.
— Chyba opieram się o kontakt — odezwał się Dean po jakimś czasie. — Właśnie teraz przydałoby się jakieś światło. — Mruknął coś tak cicho, że Daniel nie dosłyszał.
Dean miał dobre wyczucie — musiał nacisnąć przełącznik, bo dziwny migoczący blask wypełnił niewielkie pomieszczenie, przez co obaj zamrugali. Schowana lampka rzucała na ściany głębokie cienie, ale napięty, zrezygnowany wyraz twarzy Deana sprawił, że Daniel zatęsknił za ciemnością.
— Trochę upiornie wygląda, ale zrobiło się przyjemniej — powiedział Dean.
— Tak. Szkoda że nie zabrałem kart. Moglibyśmy w coś zagrać.
Już miał ulec nieodpartej potrzebie, by zadać pytanie, na które Dean nie chciał — nie mógł — odpowiedzieć, gdy nagły podmuch poruszył powietrze między nimi. Dean szybko wstał, złapał Daniela za ramiona i poderwał go z podłogi.
— Co... Sully, co się dzieje?! — krzyknął.
Daniel usłyszał za ścianą ciężkie kroki, a potem głos, który rozpoznał — głos profesora Draco. W końcu do niego dotarło, że mówili z takim samym nieokreślonym akcentem.
— Sir Snape! Sully jest taka szczęśliwa, że pana widzi. Sir Thomas powiedział, że coś strasznego dzieje się sir Draco. Sir Thomas złapał się w pułapkę Fiuu. Sir Draco jest w poważnym niebezpieczeństwie i dlatego oni nie mogą wyjść.
— Co? Cholera, bariery. Są nastawione na samopoczucie Draco. Nikt wcześniej o tym nie pomyślał.
— Czy sir Draco jest w poważnym niebezpieczeństwie?
— Już nie — Snape uspokoił Sully. — Nikomu nic się nie stało. Draco i Potter przyjdą później. Możesz teraz otworzyć pułapkę Fiuu?
Nagle Daniel musiał przymknąć oczy z powodu jasnych świateł w pokoju gościnnym Draco. Przysunął się do Deana i schował twarz w jego koszuli, żeby poczekać, aż jego wzrok przywyknie, ale Dean odsunął go delikatnie.
— Dziękuję, profesorze Snape. Chyba nie do końca dobrze to zaplanowaliśmy. Czyli z Draco i Harrym wszystko w porządku? A co z Hermioną?
— Nic jej nie jest. Panna Granger i ja wyszliśmy razem. Nie mam pojęcia, czemu jeszcze jej tu nie ma.
Karzełek odezwał się ponownie:
— Sully nie widziała pani Hermiony. Poszła z sir Thomasem na kolację. Czy pan... — przerwała.
Na Daniela zerkało najdziwaczniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek miał okazję oglądać. Sully nie wyglądała jak nastoletnia dziewczyna, za którą ją wziął. Nie wyglądała jak ktokolwiek, kogo wyobrażał sobie bez nieprawidłowej mieszanki najgroźniejszych narkotyków. Była niska — bardzo — miała uszy jak nietoperze skrzydła i oczy niczym grejpfruty. Gapiła się na niego, wyglądając na równie przerażoną co on.
Daniel, dla odmiany, zaniemówił. Przeszywający pisk Sully okazał się jednak niemałą tego rekompensacją.
— Sir Draco nie chce, żeby Sully widział ktoś obcy! Dlatego Sully się ukrywa. A teraz Sully jest nieposłuszna! Ty widzisz Sully!
Podbiegła do kominka i chwyciła za jedno ze stojących tam narzędzi. Na szczęście jej wybór padł na miotełkę, a nie na coś, czym mogła sobie zrobić krzywdę. Z każdym uderzeniem spomiędzy szczeciny w powietrze wznosiła się chmura popiołu.
— Przestań, Sully, nie! — krzyknął Snape, usiłując wyszarpnąć jej miotełkę. — Nie musisz się karać.
Sully wrzeszczała teraz na całe gardło:
— Nieznajomy widzi Sully! Sir Draco będzie na Sully bardzo zły! Sully nie stosuje się do jego rozkazów i musi zostać ukarana! — Zaakcentowała kilka ostatnich słów zaciętym szarpaniem za miotełkę.
— To nie twoja wina, Sully — tłumaczył profesor, pokasłując z powodu unoszącego się popiołu. — Musieliśmy go tu sprowadzić. Nie mieliśmy czasu cię ostrzec.
— Jeśli sir Severus jest pewien... — przerwał mu wzburzony karzełek.
— Jestem. Oddaj mi to. Proszę.
Skrzatka w milczeniu wręczyła mu miotełkę.
— Dziękuję. A teraz, Sully, przedstawiam ci Daniela. Jesteś pierwszym skrzatem domowym, którego widzi, więc on... — Snape zerknął na Daniela, który wyglądał na całkowicie zszokowanego. — Cóż, jest teraz trochę oszołomiony.
Sully była najwyraźniej dobrze przeszkolona w tym, jak należy traktować oszołomionego gościa.
— Sully zrobi herbaty — zaanonsowała, nadal nieco pozbawiona tchu po niedawnej tyradzie.
Snape natychmiast złapał ją za ramię.
— To dobry pomysł. Ale proszę, tym razem
idź do kuchni.
— Och, dobrze, panie Severusie, Sully już idzie — odpowiedziała skrzatka, łypiąc nerwowo na Daniela, i natychmiast wybiegła z pokoju jak burza, nie słuchając rozkazu Snape’a.
— Usiądź, Danielu — odezwał się Dean.
— Och, kurwa — wyszeptał Daniel i opadł na pobliski fotel.
— Wszystko w porządku?
— Tak, pomijając te ciągłe halucynacje — odpowiedział Daniel z wysiłkiem. Miał już zadawać więcej pytań na temat Sully, ale właśnie wtedy weszła Hermiona, wyglądając na niecodziennie zdezorientowaną. Daniel wiedział, co czuje.
— Hermiono. Dzięki Bogu! — wykrzyknął Dean i pospieszył ją objąć. — Zaczynaliśmy się martwić...
— Nic mi nie jest. A wam? — Sposób, w jaki patrzyła na Daniela, ostrożnie i wnikliwie, mówił sam za siebie: Hermiona najwyraźniej też należała do grona szpiegów.
— Daniel właśnie zapoznał się z Sully — poinformował ją Snape. — Z przewidywalnym rezultatem.
— Och. Stojak na parasole?
— Nie, kominkowa miotełka.
Cierpliwość, która zazwyczaj stanowiła jego wiernego towarzysza, teraz całkowicie go opuściła.
— No dobrze. Słuchajcie, cała trójka. Możecie już porzucić te swoje udawanki. Jestem gejem, a nie idiotą. Wiem, że jesteście szpiegami. MI6, tak? — Wszyscy go słuchali. — Jakimś sposobem wplątaliśmy się w atak terrorystyczny, mam rację? Al-Kaidy, IRA albo innej grupy, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.
— Może mogłaby to pani wytłumaczyć, panno Granger? — zaproponował Snape.
— Przestań, Severusie — przerwał mu Daniel. — Jeśli to w ogóle twoje prawdziwe imię. Nie wierzę już w wasze historyjki o tej dziwacznej szkole publicznej, w której wszyscy się spotkaliście. Nie wierzę, że jesteś profesorem od dziewiętnastowiecznej poezji czy kimkolwiek innym, co sobie wymyśliłeś. Nie wierzę, że Dean jest głodującym artystą, a Hermiona utknęła gdzieś za biurkiem. A jeśli chodzi o Draco, normalni ludzie nie posiadają Lamborghini, jeśli nie potrafią go prowadzić. — Słyszał, że w jego głosie pobrzmiewa coraz większa histeria i przerwał na chwilę, by nabrać uspokajającego oddechu. — Chcę odpowiedzi.
Dean i Hermiona patrzyli na Snape’a, szukając wskazówek, ale ten ledwie zauważalnie potrząsnął głową w irytacji.
— Powiedzcie mu, co musicie — oznajmił. — Ja umywam od tego ręce.
Hermiona usiadła na podłokietniku fotela, na którym spoczął Daniel i położyła swoją dłoń na jego dłoni.
— Dobrze. Obiecuję, że wszystko ci powiemy. Ale czy to może zaczekać, aż pojawią się tutaj Draco i Harry?
— W porządku. Tyle czasu mogę wam dać.
Dokładnie w tym momencie powróciła Sully, niosąc herbatę. Daniel obserwował z nieufnością, jak małe stworzenie napełnia i podaje filiżanki, zastanawiając się, czy jej wygląd kosmity był rezultatem jakiegoś nieudanego genetycznego eksperymentu, ale w pewnym momencie skrzatka odstawiła dzbanek i zniknęła.
W pokoju zawrzało, a wszyscy z jakiegoś nieokreślonego powodu wpatrywali się w Daniela.
— Przestań krzyczeć, Danielu, proszę — usłyszał, jak mówi do niego Dean. — Posłuchaj, to nie jest to, co myślisz. To znaczy jest, ale... profesorze, niech pan coś zrobi.
Kątem oka Daniel zauważył, jak Hermiona wskazuje na niego i mówi coś, czego nie zrozumiał. Nagle cały jego strach odpłynął, zamieniony w fantastyczną euforię. O co tak się martwił jeszcze chwilę temu? Och, no tak, mała Panna Yoda. Ale już jej tutaj nie było. Wszyscy w pokoju to jego dobrzy znajomi, nie, za mało, drodzy i godni zaufania przyjaciele. Dean i Hermiona, niezaprzeczalnie sól tej ziemi, a nawet ten profesor, Severus. Też był w porządku. Dużo mężczyzn popełnia błędy w używaniu środków do pielęgnacji włosów, a Daniel byłby zachwycony, gdyby mógł zająć się włosami Snape’a.
— Um. Zaklęcie rozweselające — wyjaśniła Hermiona. Daniel nigdy tego nie zauważył, ale miała przepiękny głos.
— Niezły pomysł, zważając na okoliczności — pochwalił Dean, uśmiechając się do niej. Daniel zastanawiał się, dlaczego Jake nigdy nie zaprosił Deana do modelowania w studio, miał wręcz cudowny uśmiech. Daniel wyszczerzył się w jego kierunku.
— Dobry Boże, wygląda jak naćpany — odezwał się Snape. Chyba nie był zbyt zadowolony, biedactwo. Wskazał na Daniela w ten sam sposób, co Hermiona. Daniel zamknął oczy, oczekując kolejnej fali emocji. —
Minus incantatem.
Euforia odpłynęła, pozostawiając go zrelaksowanego i radosnego. Daniel potrząsnął głową, usiłując zebrać się w sobie.
— Wszystko w porządku? — zapytała Hermiona.
— Tak. Przez chwilę byłem trochę oszołomiony. Musiałem uderzyć się w głowę mocniej niż przypuszczałem.
Poruszenie w korytarzu wskazywało na to, że Harry i Draco w końcu dotarli do domu. Weszli do pokoju ze zmieszaniem, trzymając się za ręce i uśmiechając niepewnie. Draco wyglądał, jakby przegrał bijatykę w barze, a jego niegdyś nieskazitelna koszula — oczywiście od Diora — naznaczona została krwią i brudem.
Gosposia posłała krótkie, przerażone spojrzenie Draco i ponownie zniknęła, powróciwszy niemal natychmiast z czystą koszulą. Helmut Lang, sądząc po wyglądzie.
— Dziękuję, Sully — powiedział Draco i zaczął rozpinać guziki. Daniel od razu pomyślał o tym, żeby pożreć go wzrokiem. Draco upuścił koszulę na ziemię, co z kolei było do niego niepodobne, i Sully musiała się schylić, by ją podnieść.
— Do kosza — rozkazał jej i skrzatka ponownie zniknęła.
— Więc co się tutaj działo? — zapytał Harry, żałośnie nieadekwatnie imitując niewinność. Jak wszyscy inni, odkąd opuścili zaułek. Zerkał nerwowo na Daniela.
— Czekaliśmy na was, zanim wszyscy w końcu wyjaśnicie, o co tu chodzi — poinformował go Daniel. — Hermiona obiecała mi ujawnienie całej prawdy.
— Daniel sądzi, że jesteśmy brytyjskimi szpiegami — wyjaśniła Hermiona. — Przez przypadek poznał Sully.
— Och — podsumował Draco, wyglądając na bardzo poważnego. — Wieszak na płaszcze?
— Kominkowa miotełka.
Dean posłał Draco zagadkowe spojrzenie.
— A poza tym, twoje bariery ochronne działają aż nadto prawidłowo.
Szczęka Draco opadła.
— O cholera. Nigdy o tym nie pomyślałem. A więc Daniel?
— Tak.
— Strasznie przepraszam.
Zapadła nienaturalna cisza. Hermiona usadowiła się na jednym z końców kanapy, Harry i Draco skulili się razem na drugim. Daniel nie ruszył się z miejsca, a Dean spoczął na sąsiednim fotelu nieopodal kominka. Severus wciąż wyglądał na wyraźnie chłodnego, siedząc sztywno na krawędzi szezlongu. Daniel pamiętał, że Draco wspominał, iż on i Harry nie darzą się sympatią. To mogło wyjaśniać część wymienianych między nimi nienawistnych spojrzeń.
— Cóż, które z was ma ochotę zacząć? — odezwał się w końcu Dean. — Coś mi mówi, że Daniel i ja jesteśmy jedynymi, którzy nie mają pojęcia, co się dzisiaj stało. — Można było przewidzieć, że zerknie na Daniela, ale najwyraźniej zdecydował się przejść do sedna sprawy. — Kto zaatakował zaułek?
To, co nastąpiło po pytaniu, okazało się tak niecodzienną bajką o szantażu i złapaniu w pułapkę, że Daniel musiał uważnie słuchać, by wszystko zrozumieć. Brzmiało to niczym jedna z historii opisywanych przez le Carré’a
3. Daniel słuchał opowieści, ale nie wyłapał większości szczegółów, napakowanych akronimami i jakimś żargonem. Chodziło mniej więcej o to, że Draco został porwany i niemal zabity, a Harry go uratował. Jedno spojrzenie na tę dwójkę, tulącą się do siebie mocno, poświadczyło, iż historia była prawdziwa.
Daniel pomyślał, że wszystko jest już dostatecznie zagmatwane, ale Hermiona dodała od siebie kilka nowych informacji. Jasno i wyraźnie zrozumiał, że Draco nie był zadowolony ani z Hermiony, ani z Severusa, a Sev czuł to samo w stosunku do tego, co zrobił Draco. Harry słuchał w spokojnym milczeniu, jakby żaden ze szczegółów ani trochę go nie zaskakiwał.
— Mimo wszystko byłeś wspaniały, Harry — powiedział Dean. — Nie widziałem tak szybkiej reakcji od... — przerwał, spojrzawszy na Daniela.
Draco podążył za jego spojrzeniem i wzruszył ramionami.
— Ale Dean, masz ze mną na pieńku. Accio Draco? Muszę przyznać, że to nie jest pierwsza rzecz, której bym spróbował.
— Tak, ale ciężarówka za bardzo się do ciebie zbliżyła. Spanikowałem, dobra. Ważne że zadziałało.
— Och, oczywiście, że zadziałało. Na dowód mam zdartą skórę i kilka siniaków.
— Wybacz — wymamrotał Dean, wyglądając na zmieszanego. — A więc, Hermiono, wyjaśnisz nam, jak profesor Snape zdołał cię wyprzedzić? Mówił, że wyszliście razem.
Nagle jej twarz przybrała zawstydzony wyraz.
— Ja... nieco zboczyłam z trasy. — Widząc oszołomione spojrzenia pozostałych, dodała: — Cóż, nie można mnie winić, prawda? Byłam w wielkim stresie.
— I? — pospieszył ją Harry.
— I chwilowo pomyliłam cel podróży.
— Pomyliłaś... to znaczy, że się zgubiłaś! — krzyknął z zachwytem.
Hermiona rzuciła Harry’emu urażone spojrzenie.
—
Nigdy się nie zgubiłam. Po prostu dotarliśmy na miejsce okrężną trasą. — Nastała chwila ciszy. — I, technicznie rzecz biorąc, umówiliśmy się, że spotkamy się u Draco.
Harry czekał cierpliwie, ale wyraz jego oczu mówił, że niezwykle podobały mu się jej zawiłe wyjaśnienia.
Draco zaczął się śmiać.
— Och, do diabła, Hermiono, nie mów, że trafiłaś...
— Gdzie? — zapytał Harry.
— Do dworu Malfoyów — przyznała.
Le Carré przeobraził się właśnie w Ionesco
4. Daniel wiedział, że dwór ten znajdował się w Wiltshire, więcej niż pięć minut jazdy nawet Lamborghini. Nikt jednak nie uznał słów Hermiony za coś dziwacznego.
Po salwie śmiechu opowiadanie historii przejął Draco:
— Wiesz, teraz jest w posiadaniu mugoli. Ekskluzywny pensjonat typu B&B.
5Hermiona kiwnęła głową i uśmiechnęła się z rezygnacją.
— Oczywiście wylądowałam w czyjejś sypialni. Dokładnie starszej pary. Sami możecie sobie wyobrazić, że dość gwałtownie ich obudziłam.
Harry prychnął.
— Twój widok, kiedy pojawiasz się nagle pośrodku pokoju, musiał być niezłym szokiem. A krew na twoim policzku dodaje posmaku horroru.
Hermiona uniosła dłoń i dotknęła delikatnie tego, co zdawało się być powierzchownym draśnięciem, po czym zmarszczyła brwi, gdy na dłoni ujrzała czerwony ślad.
— Agent nieruchomości ostrzegł nowych właścicieli, zanim wydali pieniądze i podpisali papiery, że rezydencja jest nawiedzona — powiedział Draco ze złośliwym uśmiechem. — Przypuszczam, że... podkręciłaś atmosferę.
— Tak, jestem pewien, że goście to docenili — roześmiał się Harry. — Po tym, gdy już przestali krzyczeć. Mieli przynajmniej co opowiadać przy śniadaniu.
— Właściciele pewnie dodadzą kilka szylingów do kosztu pokoju i zareklamują go w Fortean Times
6 — zasugerował Dean. — Powiedziałbym, że nieźle ich ustawiłaś.
— Cóż, chyba nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — podsumował Draco.
— I odnosi się to do całego wieczoru — dodała Hermiona, znacząco i z rozmysłem patrząc na Draco. — Naprawdę obwiniam aurorów, że nie kontrolują lepiej własnych pracowników.
Harry kiwnął głową.
— Zgodziliby się z tobą. Dzisiaj pojawili się wyjątkowo tłumnie, a po usłyszeniu zeznań Carra wyglądali, jakby byli żądni czyjejś krwi. Moody patrzył na niego jak na coś, co zwykle zdrapuje się z buta.
— To dobrze. Przynajmniej proces przed sądem powinien pójść bez problemów — odpowiedziała Hermiona.
Draco zaśmiał się smutno.
— Och, nie będzie żadnego procesu.
Hermiona wyglądała na zszokowaną, mimo to kontynuował:
— AZL nie jest tak chętne na pozwalanie, by ministerstwo dowiedziało się o ich sprawach. Mogę zagwarantować, że zostanie to rozwiązane... wewnętrznie.
— Ale Carr musi zostać powstrzymany!
— Już został skutecznie powstrzymany — odpowiedział Harry. — Kiedy aurorzy się z nim rozprawią, będzie miał szczęście, pamiętając własne imię.
— Albo moje — rzucił Draco. — Poza tym, nie za bardzo mam ochotę przesiadywać na kolejnej rozprawie. Mam powyżej uszu tego, co ministerstwo nazywa sprawiedliwością. Chleb i igrzyska. W ten sposób wszyscy możemy sobie podać ręce i zadeklarować zwycięstwo. Minusem jest oczywiście to, że nikt nigdy się nie dowie, jakim Harry jest bohaterem. — Spojrzał na Harry’ego, prowokująco wyginając usta.
— Jakoś to zniosę — zapewnił Harry, uśmiechając się. — Głupek.
Hermiona jednak wciąż wyglądała na niezadowoloną.
— Nie możesz mówić poważnie, Draco.
— Mówię poważnie. Tak dla waszej informacji, podane nam veritaserum nadal działa.
Daniel odwrócił się do Hermiony, która, jak się wydawało, przejęła rolę jego przewodnika po nieznanych wodach.
— Serum prawdy — wyjaśniła.
— Serio? — zapytał Daniel. — Jak ono działa? Powiedz, Draco, czy ty naprawdę jesteś tak po uszy zakochany w...
— Danielu, nie! — krzyknęła Hermiona, a Daniel spojrzał na nią pytająco. — Posłuchaj, zadawanie osobistych pytań komuś, kto pozostaje pod działaniem veritaserum, jest bardzo niegrzeczne.
— Och. Przepraszam.
Jego słowa zdawały się przypomnieć wszystkim, że nadal przebywa w pokoju. Każdy odwrócił głowę w jego kierunku.
— Daniel wciąż ma pewien problem — odezwał się Snape, patrząc na Draco. Na to chłodne stwierdzenie Daniel poczuł zażenowanie.
— Cóż, zawsze jest Obliviate — zauważyła cicho Hermiona.
— Nie! — Dean widział, jak Hermiona podskakuje na jego nagły wybuch. — Nie — powtórzył spokojniej.
Czymkolwiek to Obliviate było, Daniel nie sądził, by chciał to wiedzieć, skoro wywoływało taką reakcję w zazwyczaj opanowanym człowieku.
Draco przyglądał się przez chwilę Deanowi, po czym kiwnął głową. Obrócił się, by siedzieć twarzą w twarz z Danielem, i wydawał się zbierać w sobie.
— Posłuchaj, Danielu, pamiętasz, że zawsze nagabywałeś mnie, żebym opowiedział ci swoje najgłębsze, najmroczniejsze sekrety? Cóż, wygląda na to, że dostaniesz to, o co prosiłeś.
Daniel usiadł, nagle czujny.
— Po pierwsze, pozwól, że cię zapytam: wierzysz w magię? Bo jeśli tak, rozmowa przebiegnie o wiele łatwiej.
Nie miał pojęcia, co myśleć po tak dziwnym wprowadzeniu.
— Jeśli zapytałbyś mnie godzinę temu, powiedziałbym że nie. Ale jestem elastyczny. Czy to wystarczy, byśmy kontynuowali?
Draco uśmiechnął się.
— Tak. Więc my nie tylko wierzymy w magię, ale także potrafimy się nią posługiwać. Ach, na przykład tak. — Wyciągnął cienki, wypolerowany patyk i machnąwszy nim, przelewitował karafkę z whisky do stolika obok siebie. Za alkoholem przyleciało sześć szklanek. — Masz ochotę na drinka?
Daniel pokiwał powoli głową, nie odrywając oczu od szklanek.
— Akurat w tym momencie dobrze byłoby się napić. — Jego głos nie brzmiał ani trochę znajomo.
Po kilku kolejnych machnięciach różdżką szklanki zostały napełnione. Hermiona potrząsnęła głową, kiedy Draco zaoferował jej drinka, ale Dean upił łyk bursztynowego płynu z czymś, co wyglądało jak ulga.
— Jesteśmy czarodziejami. Cóż, technicznie rzecz biorąc, Hermiona jest czarownicą — wyjaśnił Draco. Nastała długa cisza. — Danielu, przyswoiłeś już tę informację? Bo jest ich więcej.
— Ech, tak. Przyswoiłem. — Kręciło mu się w głowie, ale uczucie spokoju, które przyszło wcześniej, zdawało się pomagać w ukojeniu nerwów.
— Chodziliśmy razem do szkoły, tak jak ci mówiliśmy — dodała Hermiona. — Szkoły dla czarodziejów. Tam się poznaliśmy.
— Mówiłem ci prawdę, kiedy tylko mogłem — zapewnił go Draco. — Ale z oczywistych powodów przez większość czasu tak nie było.
W tej chwili Sully aportowała się do pokoju z większą ilością herbaty, a Daniel tym razem nie pozwolił sobie na krzyk.
— Czy ona... Sully, kim ona jest?
— Moją gosposią — odpowiedział Draco z przebiegłym uśmieszkiem.
— Jest skrzatem domowym — dopowiedziała Hermiona, jakby Draco w jakiś sposób znieważył godność Sully.
— Sully służy Malfoyom od sześćdziesięciu ośmiu lat, panie Danielu. Sully służyła dziadkowi sir Draco i jego ojcu, a teraz służy jemu.
— Sześćdziesiąt osiem lat! — powtórzył Daniel. Zaskoczyło go nieoczekiwane uczucie fascynacji skrzatką, która teraz czekała, aż coś powie. Przekonał się, że jeśli ma wątpliwości, moda zawsze pozostaje bezpiecznym tematem dla kobiet albo... stworzeń płci żeńskiej. — I widzę, że wciąż nosisz ubranie z tamtej epoki. Cóż, może mógłbym porozmawiać z twoim panem i przynieść ci nową sukienkę ze studia. Co ty na to?
Sully natychmiast zaniosła się płaczem, na który, jak zauważył Daniel, wszyscy byli przygotowani.
— Ubrania?! Pan Draco nigdy nie powinien oferować Sully ubrań! Sully prosi go, żeby nigdy, nigdy,
nigdy nie robił tak okropnej rzeczy!
— Och, oczywiście, że tego nie zrobi — wymamrotała Hermiona. — Pan Draco nigdy nie zaproponowałby Sully wolności, to byłoby takie
niewygodne.
W międzyczasie Draco zapewniał skrzatkę, że jej posada jest całkowicie bezpieczna.
Daniel był zszokowany reakcją wywołaną przez jego wypowiedź.
— Przepraszam. Powiedziałem coś nie tak?
Harry potrząsnął głową.
— Nie mogłeś wiedzieć. Proponowanie ubrań skrzatowi domowemu to ogromna obraza. — Złapał wzrok Hermiony i dodał: — Dla większości.
— Boże, przepraszam. Sully, nie wiedziałem.
Skrzatka spojrzała na niego, a jej żale powoli cichły.
— Sir Daniel jest więc nowym czarodziejem? — zapytała uprzejmie.
— Nie, nie jestem czarodziejem.
— Czyli charłakiem?
Daniel rozejrzał się wokół w poszukiwaniu pomocy.
— Nie, Sully, pracuje w studio — wyjaśnił Draco. — Jest fryzjerem.
Nagła zmiana skrzatki była tak zaskakująca jak poprzednia. Daniel ledwo nadążał za skokami jej nastroju.
— Pan... pan sprawia, że sir Draco jest taki piękny? Tutaj?
Pstryknęła palcami i chwilę potem trzymała coś, co wyglądało na wysoko ceniony przez nią przedmiot.
Draco schował głowę w dłoniach.
— Och, Boże, tylko nie ten album.
Sully pokazywała podenerwowanemu Danielowi ręcznie zrobioną książeczkę, wypełnioną zdjęciami Draco.
— Pan wygląda tutaj tak pięknie — rozpływała się z zachwytu. — Sir Daniel to robi? Sully zastanawiała się, dlaczego on nigdy nie porusza się na zdjęciach?
— Sully, uwierz mi, Daniel już je widział. Naprawdę. Daj mu chwilę spokoju — skarcił ją Draco.
— Cóż, biorę pełną odpowiedzialność za jego włosy — zapewnił Daniel. Sully uśmiechała się do niego z bezwstydnym zadowoleniem. — Jeśli chcesz, mogę... — Przerwał, mając w zamierzeniu zaoferować swoje usługi. Bał się, że ponownie ją obrazi, a potem zauważył, że Sully
nie ma włosów.
— Daniel jest mugolem, do dzisiaj nie miał pojęcia o naszym istnieniu — wtrącił się Draco, żeby zamaskować nagłą ciszę.
Sully jeszcze bardziej wybałuszyła oczy, chociaż Daniel nie sądził, by było to możliwe.
— My nigdy nie mieliśmy tu mugoli. Nie podawaliśmy im herbaty. Nie byli gośćmi pana. Mugole przychodzą tutaj tylko jako więźniowie sir Lucjusza i Czarnego Pana!
Rozmowa ponownie przybrała dziwaczny obrót, a po wyrazach twarzy pozostałych można było wywnioskować, że nikt nie wie, co powiedzieć.
— Dobrze, ja zacznę — odezwał się Daniel. — Co to jest mugol? Kim był Lucjusz i Czarny Pan?
Draco przez długą chwilę dolewał alkoholu do szklanek.
— To skomplikowane. Mugole to ludzie, którzy nie są czarodziejami. Jak ty. Lucjusz był... moim ojcem. A Czarny Pan... On też jest martwy.
Sully praktycznie trzęsła się z ekscytacji i chęci opowiedzenia wszystkiego Danielowi.
— Harry Potter zabił Czarnego Pana! Harry Potter jest największym bohaterem czarodziejów. Czarny Pan cały czas starał się zabić Harry’ego Pottera. Był złym, złym czarodziejem.
— Sully... — upomniał ją Draco z groźbą w głosie, ale ona nie poddawała się tak łatwo.
— A sir Draco podczas wojny był szpiegiem i pomagał Harry’emu Potterowi i innym dobrym czarodziejom. Sir Draco wykazał się wielką odwagą, żyjąc pośród śmierciożerców. A kiedy dobrzy czarodzieje wygrali wojnę, sir Draco upewnił się, że jego ojciec zostanie ukarany. Dementorzy wyssali z niego duszę.
Zanim mogła kontynuować, Draco przerwał jej bardziej zdecydowanie niż poprzednim razem:
— Sully, wydaje mi się, że w spiżarni trochę się zakurzyło. Idź posprzątać, dobrze?
Skrzatka wreszcie zauważyła niezadowolenie swojego pana, zwiesiła głowę, przytaknęła ze smutkiem i zniknęła. Nikt nie kwapił się, żeby w jej zastępstwie przerwać milczenie.
— Cóż, to wszystko tłumaczy — odezwał się w końcu Daniel. — Super, że sytuacja się wyjaśniła.
Przez długą chwilę trwała cisza.
— Wiesz, Draco, te prochy, które wsypałeś mi do drinka, są świetne — dodał Daniel.
Draco parsknął śmiechem, a sekundę później dołączyli do niego pozostali. Każdy zdawał się odrobinę oszołomiony, kiedy już adrenalina opadła, a wizja niechybnej śmierci oddaliła się. No i whisky z pewnością pomogła.
— Czyli Draco jest szpiegiem, a Harry bohaterem wojennym — powiedział Daniel. — A ja cały czas myślałem, że z was para bogatych bachorów żyjących z pieniędzy rodziców. Draco zajmował się modelingiem w ramach opóźnionego nastoletniego buntu, a Harry to jego bezrobotny kochanek.
— W zasadzie teraz to prawda — zażartował Draco.
— Zamknij się, palancie. — Harry szturchnął go lekko. — Danielu, przyjąłeś to całkiem nieźle.
— Zaklęcie rozweselające panny Granger — wyjaśnił ponuro Snape.
Hermiona pospiesznie dodała, że magia Danielowi nie zaszkodzi.
— Nie bardziej niż whisky.
— To pewnie stąd ten nagły zawrót głowy. Potem Sev mi pomógł.
Daniel zamilkł, gdy wszyscy nagle gwałtownie wciągnęli powietrze, niemal wysysając cały tlen z pokoju. Przyjaciele spojrzeli na niego tak, jakby właśnie nasikał do misy z ponczem.
— On ma na imię Severus — powiedział Draco cicho.
— Severus, Sev, chyba pasuje. Nie masz nic przeciwko? — zapytał, ale miażdżące spojrzenie jakie otrzymał w odpowiedzi, jasno dało mu do zrozumienia, że poczciwy profesor miał sporo przeciwko. Cóż, cholera. Dobrze że nie nazwał go jednym z pieszczotliwych określeń, jakie krążyły mu po głowie.
Severusek mógłby być ostatnim słowem, jakie wypowiedział w życiu.
— Wybacz, ale nie wyobrażam sobie, żebym mógł zwracać się do ciebie
profesorze — wyjaśnił. — To brzmi, jakbyś był jednym z rozbitków z
Wyspy Gilligana.
7 Przepraszam, po prostu lubię używać przezwisk.
— Och, wiemy, wiemy — powiedział Draco. — Na przykład Smoczuś. Jednak nie masz przezwiska dla Harry’ego.
— Nie, jeszcze nie. Ale założę się, że coś wymyślę.
— A mnie się wydawało, że on już ma pseudonim — mruknął Snape.
— Cóż, trudno. A jaki? — zapytał Daniel.
— Chłopiec, Który Przeżył — odparł Harry niechętnie.
— Och, mój Boże. Nieco makabryczny, nie sądzicie? I nietrafiony. To znaczy, skoro tu jesteś, to chyba oczywiste, prawda?
Hermiona próbowała nie wybuchnąć śmiechem.
— Zostało jeszcze sporo do opowiedzenia. Sully z pewnością podzieliłaby się z tobą całą historią.
— Może innym razem — odezwał się Harry stanowczo.
Daniel uśmiechnął się, ale nie był pewien, ile z tej wesołości jest prawdziwe, a ile zawdzięcza zaklęciu.
— Draco, wiedziałem, że wy dwaj jesteście wyjątkowi. Nie mówiłem? O rany, nasz mały Harry
największym bohaterem wśród czarodziejów. Jasna cholera.
Draco wyglądał na lekko zaniepokojonego entuzjazmem Daniela.
— Tego raczej nie powinieneś wiedzieć. To wielka tajemnica. I ważne żeby nią pozostała.
— W takim razie dziękuję, że mi powiedziałeś. I naprawdę mam nadzieję, że nie usłyszę teraz, że
musicie mnie zabić.
— Nie, nic ci nie grozi — zaśmiał się Harry.
Draco skinął głową w zamyśleniu.
— Ale istnieje zaklęcie, które pomoże ci zachować tę wiedzę dla siebie — powiedział i spojrzał na Deana.
— Ja nie mam z tym problemu — odparł Dean.
Daniel momentalnie się zaniepokoił.
— Kolejne zaklęcie? Żeby kontrolować mój umysł?
— Och, nie — zapewnił Harry. — Nic z tych rzeczy. Dzięki niemu nie będziesz miał ochoty rozmawiać o nas z nikim nieodpowiednim. Pomoże utrzymać nasz sekret.
— Używamy go na mugolskich... niemagicznych rodzinach, gdy ich dziecko idzie do Hogwartu. To szkoła dla czarodziejów — dodała Hermiona. — I tylko jeśli rodzice tego chcą. Moi chcieli. A twoi, Dean?
— Też. Moja mama... Z jej powodu cała rodzina wręcz na to nalegała. Seamus nazywa ją Sitkiem, bo wszystko ucieka jej z ust. Nie dałaby rady utrzymać tajemnicy przed sąsiadami, choćby od tego zależało jej życie.
— No dobrze — zgodził się Daniel po chwili zastanowienia. — Hermiono... ty chyba jesteś najlepsza w te klocki. Mogłabyś?
— Oczywiście.
Daniel zamknął oczy i czekał.
— Jestem gotowy — odezwał się w końcu, ze zdenerwowaniem kuląc się na krześle. — Nic nie czuję.
— Bo nie powinieneś — zaśmiała się Hermiona. — Zorientujesz się dopiero wtedy, gdy spróbujesz powiedzieć o naszej magii komuś, kto o niej nie wie. Będziesz rozproszony przez inne tematy i nikt nie zorientuje się, że coś jest nie w porządku.
— Świetnie — skwitował Daniel.
Niespodziewanie pojawiła się Sully i ukłoniła lekko przed Draco.
— Spiżarnia wysprzątana, sir — oświadczyła, a potem zaskoczyła wszystkich, padając Draco do stóp i patrząc na niego ze szczerą miłością w oczach.
— Wygląda na to, że masz swoją własną wielbicielkę — zażartował Harry.
— To cudowna dziewczyna, o ile trzyma się z daleka od kominkowej miotełki — oświadczył Daniel z przesadną grzecznością. — I do tego singielka.
Draco zmarszczył brwi.
— Danielu, nawet nie próbuj. Jeśli chodzi o dobre gospodynie, nasz świat nie różni się od twojego. Spróbuj mi ją podkraść, a skończy się to pojedynkiem o poranku.
Snape wstał i pożegnał się raczej formalnie, więc Hermiona i Dean również postanowili już wyjść. Sully podsyciła ogień w kominku, który zupełnie nie zwracał uwagi, dopóki dziwaczny profesor do niego nie podszedł, nie nabrał w garść czegoś, co wyglądało jak popiół, i rzucił tym czymś w palenisko. Płomienie wcale nie zostały stłumione, jak spodziewał się Daniel, wręcz przeciwnie, zrobiły się ogromne, zielone i straszne. I wtedy Snape donośnym głosem wypowiedział słowo
Hogsmeade, po czym wszedł do ognia i zniknął.
— Ja pierdolę! — wrzasnął Daniel, zrywając się ze swojego miejsca. — On właśnie spłonął!
— Spokojnie, Danielu — powiedziała Hermiona. — To tylko jeden ze sposobów podróżowania, wcale nie boli.
— Mów za siebie — zaprotestował Harry. — Ja zawsze obijam sobie tyłek, kiedy wychodzę po drugiej stronie.
Daniel uspokoił się na tyle, na ile był w stanie.
— Jak dla mnie trochę tego za wiele. Następnym razem moglibyście mnie ostrzec przez czymś tak niewiarygodnym?
— Jasne. Teraz ja i Dean zrobimy to samo co profesor Snape — odparła Hermiona z uśmiechem.
Zafascynowany Daniel z mniejszym strachem niż wcześniej przyglądał się, jak najpierw Dean, a potem Hermiona znikają w kominku. Przerażało go, że będą chcieli, aby poszedł ich śladem, a wtedy niechybnie skończy usmażony jak frytka, albo poda zły adres i trafi do Hadesu.
Ku jego uldze Draco nalegał, żeby spędził noc w jednym z pokoi gościnnych. Niezmiernie wdzięczny wspiął się za Sully po szerokich i krętych schodach, a potem poszedł korytarzem, gdzie jeden z portretów próbował nawiązać z nim rozmowę.
— Słuchaj, tak naprawdę nie jestem czarodziejem — powiedział do kobiety w halkach i z fujarką, która eleganckim ruchem uniosła się z trawy. U jej stóp podskakiwały owieczki, pobekując od czasu do czasu. Na szczęście artysta nie próbował uchwycić zapachów. Wielowiekowe odchody z pewnością stanowiłyby źródło zakażenia biologicznego.
— Nie szkodzi, chłopcze. Ja nie jestem prawdziwą pasterką.
Sully odprowadziła go do ogromnego pokoju. Daniel próbował nie okazać podniecenia na myśl, żeby choć przez krótką chwilę pobawić się w zarozumialca z wyższych sfer. Sypialnia skojarzyła mu się jakoś z
Powrotem do Brideshead — w takim miejscu mógłby udawać Charlesa Rydera, ile tylko dusza zapragnie.
— Nasz pokój znajduje się trochę dalej po lewej stronie — poinformował go Draco z korytarza. — Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj Sully, a ona wszystkim się zajmie.
Szczęśliwym trafem ściany w mieszkaniu wykonano z cienkiego materiału, więc Daniel wiedział, że Harry i Draco zatrzymali się za jego drzwiami. Słyszał też, kiedy przerwali pocałunek. Poszukał w sobie jakichkolwiek śladów zazdrości z powodu szczęścia Harry’ego i ulżyło mu, że niczego takiego nie znalazł. Podniecenie — owszem. Niemożliwym było, by również nie poczuł głodu, skoro tuż obok dwóch facetów ucztowało w najlepsze. Wyobraził sobie, że leci do Botswany w poszukiwaniu jedynej prawdziwej miłości. Potem przypomniał mu się ostatni wieczór w Płomieniu i zazdrosne spojrzenie Tommy’ego i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Jedno pytanie, Draco — odezwał się Harry za ścianą. — Naprawdę jesteś we mnie głęboko i do szaleństwa zakochany?
— Przykro mi, ale veritaserum przestało już działać — odparł Draco.
Daniel czatował przy drzwiach i po chwili jego cierpliwość została wynagrodzona.
— Ale tak. Wiesz, że tak.
Uśmiechnął się ponownie i opadł na łóżko, tonąc w otchłaniach luksusowej pościeli. W ostatecznym rozrachunku dzień należał do najdziwniejszych w jego życiu. Oraz do najbardziej satysfakcjonujących.
— No cóż, Jack — powiedział w kierunku sufitu. — Jakoś, mimo wszelkich przeciwności, udało ci się czegoś dokonać. Niezła robota.
*
Więc...
Rozpal mnie jak słońce
Ostudź swoim deszczem
Już nie chcę zamykać oczu.(„A Thousand Beautiful Things”, Annie Lennox)
8Draco poczuł, że ktoś mocno nim potrząsa, i ocknął się gwałtownie. Przez jego oszołomienie przebił się głos Harry’ego:
— No, Draco, obudź się!
Wspomnienia ostatecznej bitwy, przed chwilą jeszcze tak żywe w jego umyśle, bladły powoli. Czuł, jak mocno bije mu serce — do niczego nieprzydatna odpowiedź na obrazy i dźwięki tych chwil, gdy walczył o życie.
— Wszystko w porządku? — spytał Harry, wpatrując się w niego z wyraźnym zmartwieniem. — Miałeś koszmar.
— Tak. Dzięki. — Zaczynał być powoli świadom krążących po jego klatce piersiowej dłoni Harry’ego.
— Przestało mnie już zaskakiwać, że masz koszmary praktycznie każdej nocy.
Wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin powróciły do niego z całą mocą i wydał z siebie spazmatyczne westchnienie.
— Boże. Co za porażka. Gdyby któreś z was ucierpiało, osobiście bym się postarał, żeby szczątków Carra trzeba było szukać na wszystkich siedmiu kontynentach.
— Musiałbyś ustawić się w kolejce. — Harry się uśmiechnął. — Tak czy inaczej, to koniec, Draco. Możemy przestać się nim martwić. Już więcej ci nie zagrozi.
— Dzięki ci, Boże, za te drobne dary. — Draco dostrzegł, że oblewające Harry’ego światło wschodzącego słońca sprawia, że wyglądał w jego blasku niemal jak święty na obrazach religijnych.
— Jak się czujesz? Już lepiej? — spytał Harry.
— W porządku. Z każdą minutą robi się coraz fajniej, więc nawet nie waż się przerywać.
Dłoń Harry’ego zataczała coraz szersze kręgi. Draco obrócił się w jego ramionach i zaczął odwzajemniać przysługę.
— Jak miło. Cudownie znowu budzić się u twojego boku — wymamrotał Harry w jego włosy.
— Mmm. Czy to jest ten moment, w którym mogę liczyć na nieziemski seks?
— Zależy. Która godzina?
Draco odsunął się i wbił w niego surowe spojrzenie.
— Spieszysz się gdzieś, Potter?
Harry zachichotał.
— Nie, głupolu. Po prostu myślałem o Danielu.
— Jest jeszcze wcześnie — powiedział Draco, relaksując się w uścisku Harry’ego. — Poza tym powiedziałem Sully, żeby się nim dzisiaj zaopiekowała. Jestem prawie pewien, że nocowała pod drzwiami, gotowa spełnić każde, choćby najmniejsze życzenie.
— Jesteś geniuszem. — Harry odsunął się. Wyraz jego twarzy był pełen powagi. — Ale nici z nieziemskiego seksu, dopóki czegoś nie powiem.
Draco z trudem powstrzymał się, żeby nie wywrócić oczami.
— Zbyt wcześnie na jakiekolwiek przemowy. — Poważny wyraz na twarzy Harry’ego nie zniknął. Draco pochylił się po delikatny pocałunek i poczuł ulgę, kiedy Harry go odwzajemnił. Podziałało to jednak tylko przez chwilę.
— Musimy to sobie wyjaśnić raz na zawsze, Draco. Bo jeśli nie przestaniesz uważać, że cały czas jestem jedną nogą tuż za drzwiami, my…
— Harry…
— Nie, posłuchaj. Nie mogę pozwolić, żebyś wciąż myślał, że jedynym powodem dla którego z tobą zostałem, jest potrzeba odwdzięczenia się za przełamanie działania tej hiszpańskiej klątwy…
— Potter. — Przypominało to próbę powstrzymania spłoszonego konia. Usta Harry’ego pozostały otwarte, ale nie wydobywał się już z nich żaden dźwięk. Draco sięgnął delikatnie do jego podbródka i zamknął je. — Harry, zrozumiałem.
Harry nie wyglądał na przekonanego.
— Co zrozumiałeś?
Draco wodził palcem wokół jego ust, a potem wsunął go pomiędzy zaciśnięte wargi, gdzie został nagrodzony przelotnym ruchem języka.
— Wiem, że nie zamierzasz nigdzie teraz odchodzić.
Harry wymamrotał coś, co zabrzmiało podobnie do
„to dobrze”, aczkolwiek trudno było jednoznacznie określić, skoro palec Draco wciąż tkwił w jego ustach.
— I wiem też, że nie jesteś tu dlatego, bo czujesz, że tak trzeba.
— Mmmhmm. — Pomruk go połaskotał.
— No więc? Doczekam się wreszcie tego nieziemskiego seksu?
Harry odsunął głowę i palec Draco stracił swoją nagrodę.
— Najpierw powiedz mi, dlaczego zależy ci na tym, żeby wciąż znosić moje towarzystwo.
Co mógł na to odrzec?
— Jesteśmy dla siebie stworzeni.
Harry dał mu przyjacielskiego kuksańca.
— Nie zaczynaj mówić szyfrem i zagadkami. Pytam poważnie.
— Mówię poważnie. — Draco uśmiechnął się. Wpadające przez okno światło nabierało coraz większego blasku i jego dobre samopoczucie również rosło. Część niego odczuwała ulgę, bo Carr nie mógł mu więcej zagrozić, a poza tym Harry wiedział o jego przeszłości i na dodatek nigdy nie stanowiła ona dla niego tajemnicy. Cieszył się, że Harry się tu znajduje, przyciśnięty do jego boku i uśmiechając się tak, jak gdyby było to najlepszą rzeczą, jaka go od dawna spotkała. Draco czuł się wręcz odurzony tą przyjemnością i miał nieodpartą ochotę powiedzieć Harry’emu… — No dobrze, może nie dokładnie wszystko, co odczuwał. Jednak coś z tego chciałby wyjawić.
— W takim razie pozwól, że ujmę to w ten sposób. Być może powodem jest… — Przyciągnął Harry’ego bliżej i dotknął wargami jego czoła. — I jeszcze to… — Jego usta obdarzały lekkimi pocałunkami powieki Harry’ego. — Och, nie mogę zapomnieć jeszcze o tym… — Musnął ustami nos. — …albo o tym… — Podbródek. — …a najwięcej o tym, co czuję, może powiedzieć to... — Przesunął się ostrożnie i jego wargi spoczęły na słynnej bliźnie Harry’ego.
Przy każdym pocałunku Harry wydawał z siebie lekkie westchnienie i Draco odkrył, że robi to na nim znacznie większe wrażenie, niż myślał.
— Jeszcze gdzieś? — spytał powoli Harry.
— Och, oczywiście. Tutaj i tutaj, i… och, tutaj. — Posuwał się coraz niżej wzdłuż ciepłej skóry Harry’ego. — Zdecydowanie na pewno tutaj…
Harry słuchał jak w transie, pochłonięty bardziej dźwiękami niż samymi słowami. Usiłował ściągnąć ograniczającą ruchy pościel palcami stóp, niewiele osiągając w tym zakresie. Draco parsknął śmiechem i zerwał ją jednym szarpnięciem.
— Gorąco — odezwał się Harry i zaśmiał się. — To znaczy… no tak.
Draco mógł nie mieć odwagi — jeszcze — przyznać się, jak bardzo potrzebował Harry’ego i jak cieszyło go, że ma go wreszcie u swego boku, ale nie był całkowicie pozbawiony innych możliwości. Przez te parę miesięcy długiego milczenia odkrył w sobie talent do wyrażania emocji w bardziej bezpośredni sposób. Zatem pozwolił swoim dłoniom, ustom i ciału przekazać Harry’emu to, czego nie potrafił wyrazić słowami. Schodził coraz bardziej w dół, lekko przygryzając i sunąc językiem po miejscach, które uwielbiał smakować i wiedział, że Harry uwielbia być tam dotykany. W niemy sposób pokazywał mu, gdzie się kieruje.
— Tęskniłem za tobą — wymamrotał Harry i wygiął się, ułatwiając Draco szybkie ściągnięcie jego spodni od piżamy i bokserek.
— Ja też za tobą tęskniłem — powiedział Draco i rzeczywiście tak myślał. Wodził kciukami po kościach biodrowych Harry’ego i nagle zdał sobie sprawę, że właściwie po raz pierwszy nie przekazuje dotykiem niemego pożegnania. Poczuł się jak Szaweł w drodze do Damaszku i zaczął pieścić Harry’ego z zapałem godnym neofity.
— O, Boże, Draco, wiesz, że kocham, jak tak robisz. Jeszcze raz.
Niespodziewanie poczuł się niezręcznie i jak prawiczek, a nie jak pewna siebie dziwka, w którą wcielał się zdecydowanie zbyt długo. To dziwne wrażenie zdawało się przesiąkać w niego przez skórę Harry’ego.
— Przepraszam — wymamrotał przy jego lewym udzie, mając na myśli:
„Wybacz, byłem takim idiotą. — Przepraszam — wyszeptał w załamanie między biodrem i udem, a jego słowa znaczyły:
„Nigdy nie pojąłem tego, co chciałeś mi ofiarować”. — Przepraszam — powiedział wrażliwej skórze po wewnętrznej stronie uda, chcąc tak naprawdę wyrazić:
„Nie zasłużyłem na ciebie”. Jego usta objęły członek Harry’ego i nie mógł już nic więcej powiedzieć.
— Draco, przestań, nie mogę…— zaczął Harry i zacisnął palce na jego ramionach, żeby go odciągnąć. — W jaki sposób chcesz…
Jakikolwiek. W każdy. Cały czas. Ale jedynym, co powiedział, było:
— W taki.
Wyciągnął się powoli, skóra przy skórze, aż objął Harry’ego niczym zaklęcie ochronne. Pragnął teraz po prostu ujrzeć w oczach Harry’ego świadomość, że wie, iż istnieje tylko dla niego i chce być przez niego kochany.
Harry owinął nogę wokół jego uda, przybliżając się jeszcze bardziej i obaj kołysali się, budząc w sobie pożądanie w niezwykłym, niespiesznym ruchu.
— Harry, popatrz na mnie — odezwał się chrapliwie Draco i Harry posłuchał. To właśnie głębia tego spojrzenia, wyzierająca z szeroko rozwartych oczu, i szczerość zmieszana z pasją sprawiła, że orgazm Draco zdawał się odbierać zmysły i trwać bez końca. Wyczuł, że Harry podążył w jego ślady.
Kiedy jego oddech już się uspokoił, próbował ześlizgnąć się z Harry’ego, ale on zacisnął wokół niego ramiona, nie chcąc dać mu tak szybko odejść. Nieme pytanie doczekało się takiej samej odpowiedzi w chwili, gdy Harry pochylił się i złożył pocałunek na jego ustach.
— Mój Boże, Draco, skoro za wczesne wstawanie można dostać taką nagrodę, to z całą pewnością jestem za. To było…
— Niesamowite?
— Tak.
I rzeczywiście. To cud, że udało im się przetrwać wojnę. Niesamowite, że tak się dopasowali. Niezwykłe, iż Draco znalazł się w sytuacji, gdzie wciąż odmawiał sobie nadziei na zmianę, pozostając w samym środku zamkniętego kręgu tu i teraz. Zbyt długo uciekał od swojej przeszłości, pozbywając się również widoków na przyszłość. Teraz jednak miał wrażenie, że otwiera się wreszcie przed nim cały świat, z przyszłością tak świetlaną jak ten skąpany w poświacie porannego słońca pokój i łóżko.
Żadnych więcej pożegnań.
— Dzień dobry — powiedział z zagadkowym uśmiechem. I nie przeszkadzało mu nawet, że musiał uciszyć pocałunkami śmiech Harry’ego.
KONIEC
1 Dogs of war and men of hate, with no cause, we don't discriminate,
Discovery is to be disowned, our currency is flesh and bone — tłumaczenie Lasair.
2 The more I know, the less I understand
All the things I thought I knew, I'm learning again — tłumaczenie Kaczalka.
3 John le Carré — brytyjski pisarz powieści szpiegowskich, słynący głównie z cyklu książek o George’u Smiley oraz służbach specjalnych.
4 Eugéne Ionesco — francuski dramaturg, dla którego charakterystyczny jest klimat absurdu i grozy, sytuacji komicznych pomieszanych z okrucieństwem.
5 B&B — czyli „bed and breakfast”, popularny typ pensjonatu lub innego małego obiektu hotelowego oferujący swoim klientom nocleg oraz śniadanie za przystępną cenę
6 Brytyjski magazyn poświęcony zjawiskom paranormalnym.
7 Nawiązanie do serialu Wyspa Gilligana, gdzie jedną z postaci był Profesor.
8 So ...
Light me up like the sun
To cool down with your rain
I never want to close my eyes again — tłumaczenie Kaczalka.